Tak się martwiłam, że to ostatnie badanie diagnostyczne się odsuwa w czasie... Gdybym ja wiedziała, do czego mi się tak spieszyło!
Najgorszemu wrogowi nie życzę bronchoskopii... Wiem, pewnie są jeszcze większe ,,przyjemności'', które medycyna ma w rezerwie, ale mnie do wczoraj nic gorszego nie spotkało. Gardło jakby porżnięte żyletką, mówić się nie da, każde przełknięcie boli...
I tak mnie wzięli z zaskoczenia, bo spodziewałam się zupełnie innego zabiegu. Jedyny plus, że puścili praktycznie po 24 godzinach do domu. Głodną okrutnie, bo śniadanko już mi się nie należało...
Porównanie ,,mojego'' szpitala z Akademią zdecydowanie na korzyść tego pierwszego. Taki przykład pierwszy z brzegu - nie sposób było osiągnąć w łazience ciepłej wody. Już nie mówię o gorącej, ale choćby letnia by mnie zadowoliła... A tu lodowatość z kranów i prysznica...
Nic to, przeżyłam, wynik badania za 10 dni, potem wreszcie konsylium i leczenie. Uwierzycie, że zaczęłam już wręcz marzyć o chemii?!...