środa, 30 września 2015

Kurołap II

Pani sąsiadka z góry ma prawie 90 lat. I posiada kury. Naprzeciw budynku, w zagrodzie z jednej strony otoczonej płotem, z drugiej do niedawna kanałem młyńskim.


Jakiś czas temu kanał zaczął zarastać, aż wreszcie wody już w nim ani-ani... No i kury zaczęły korzystać z nowych miejsc spacerowych, m.in. zagościły na naszym kawałku działki.


Z panią sąsiadką od trzydziestu paru lat żyjemy raczej w zgodzie, jakiś incydent pojedynczy był z ćwierć wieku temu. A tu dziś...


Coś nagle opętało moją niemrawą Erę-staruchę. Wyszła pod krzaczek spokojnie, nagle zobaczyła i usłyszała gdakające stadko i się zaczęło! Drób wrzeszczał i rozbiegał się na wszystkie strony, suka jak oszalała gnała przez trzciny z wyraźną chęcią mordu, dwie sąsiadki i ja na brzegu próbowałyśmy przywołać zwierza do porządku. Ale gdzie tam!


Wizja sąsiedzkiej wojny z leciwą góralką stanęła mi przed oczami. I przy okazji z sołtysem, bo to syn sąsiadki, mój niby dobry kolega, ale wiadomo...


Ile kur ta moja bestia załatwi? I jak to zrekompensować ewentualnie? - takie myśli mi biegały po głowie, gdy ruszyłam przez kanał (pełna obaw, że może gdzieś ugrzęznę), by w końcu Erę schwytać. Pani sąsiadka już zdążyła się rozpłakać nad losem swojego stadka, które praktycznie nagle znikło i nastąpiła złowroga cisza.


Zamknęłam Erę w domu i poszłam sprawdzić, czy jakieś zwłoki nie leżą w trzcinie. Trudno się chodziło wśród chaszczy i uginających się kęp zielska. Ofiar nie znalazłam, ale w obejściu sąsiadki nadal nie było  ani jednej kury... I jak tu teraz zgadnąć, gdzie wystraszony drób uszedł w poszukiwaniu azylu?


Po jakiejś godzinie usłyszałam pierwsze gdaknięcia. Sąsiadka poinformowała mnie, że część stada wróciła, ale nie wszystkie sztuki. Małż po powrocie z pracy dokładnie zwizytował miejsce psiej akcji, wizja lokalna nie ujawniła na szczęście ani jednego kurzego truchła. To mnie mocno pocieszyło...


A teraz mi poradźcie. Jeśli np. jutro sąsiadka stwierdzi, że się trzech sztuk nie doliczyła, mam się czuć winna czy nie? Bo z jednej strony psi atak nastąpił na moim terenie, ale kontynuował się potem na neutralnym (kanał) i wreszcie na cudzym. Naprawdę nie chcę kurzej wojny z mocno starszą panią ze skłonnością do omdleń i spazmów!



niedziela, 27 września 2015

Kto żyw w okolicy...

... ruszył w weekend na grzyby. No to my też...


Tak się jakoś od lat składa, że jeśli przebywamy gdzieś poza domem i się wybierzemy pogrzybobrać, to i sukcesy są. Jeśli natomiast wyruszamy z własnych pieleszy, to efekty są mizerne. Tym razem też wyjątku nie było.


Może nie wróciliśmy totalnie ,,na tarczy'', ale cały zbiór to raptem dziesięć borowików i po kilkanaście sztuk podgrzybków i maślaków. Lepiej niż nic, prawda, ale przecież wszyscy wokół wracali z kilkoma wiaderkami! A prawdziwki liczono w dziesiątki, a nawet setki...


No, cóż! Taka widać nasza grzybowa karma...


Obrałam, umyłam, obgotowałam i zamroziłam pięć małych paczuszek, by dodawać do duszonych mięs lub sosów. I tyle!


***


W piątek pojechaliśmy na ostatnie w tym sezonie pozyskiwanie bzu. Uzbieraliśmy solidną porcję, więc do kolekcji doszło kolejne kilkanaście słoików soku. Dziś kilka dostała Asia. Obiecałam sobie, że to już koniec przetworów, ale... W dżungli naprzeciwko dojrzewają renety! Przecież to grzech dać się im zmarnować, nieprawdaż?... A ja szalenie lubię przerabiać jabłka.


***


Nie wiem, jak się na temat tegorocznej zimy wypowiadają najstarsi górale. Jeśli jednak sądzić po zimowitach, to zima nieprędko nadejdzie. Zwykle zakwitały u mnie już między dziesiątym a piętnastym września, tym razem dopiero dziś pierwszy się z ziemi wychylił.


Także domowy sezon grzewczy jeszcze nierozpoczęty, choć bywały lata, że już w pierwszej dekadzie września nie sposób było bez rozruchu pieca wytrzymać. Tymczasem w mieszkaniu nadal w granicach 20-22 stopni. Wszystko gotowe - komin wyczyszczony, węgiel nabyty, drewno na rozpałkę suche. Ale specjalnie nie pali się nam do palenia...


***


Na koniec przepis na bardzo dobrą i szybką sałatkę. Podejrzany podczas konkursu tydzień temu u sympatycznego Kaszuba.


Puszka czerwonej fasoli, dwie-trzy gruszki pokrojone w kostkę, ząbek czosnku, koperek. Sosik z serka homogenizowanego i majonezu w proporcji 3:1. Błyskawicznie i smacznie, polecam!

wtorek, 22 września 2015

Garstka fotek

No to dzięki Małżowi! Bo ja dalej ciemna w kwestii zdjęć, jeśli chodzi o technikę obróbki i sposób zamieszczania.

Na początek pałac w Baranowie Sandomierskim.

 

 

 

DSC03423

A tu jedyna fotka zrobiona w Sandomierzu, tzw. Ucho Igielne.

DSC03439

W Baranowie dosiadłam bizona. Strasznie twardy miał grzbiet...

DSC03440

A to Szydłów, zwany polskim Carcassonne.

DSC03444

Pacanowski Matołek jak z ,,Misia''...

DSC03450

Chwila relaksu w dzwoneczku konwalii...

DSC03454

Prastara dzwonnica przy świątyni w Wiślicy. I równie prastara ja!

DSC03458

I już zamojski park u schyłku lata. A nadal piękny!

DSC03461

I urokliwe ormiańskie kamieniczki.

DSC03465

I Ratusz zamojski, gdzie masowo odbywały sesje fotograficzne młode pary.

DSC03467

A tu sobie kucam przy kolorowej fontannie na Rynku Wodnym.

DSC03471

To by było na tyle na dziś...

niedziela, 20 września 2015

Impresje

Czyli groch z kapustą powyjazdowy.

***

W Zamku Dersława, gdzie spędziliśmy cztery dni i noce, łóżko było tak wysokie, że aby się położyć, musiałam najpierw podskoczyć! Za to wygodnie było bardzo. I cichutko, bo naprzeciwko deptak, gdzie życie zamierało ok. dwudziestej trzeciej.

***

,,Prześladował'' nas duch Jana Długosza. Od Sandomierza po Wiślicę. Tak intensywnie działał w okolicy, że wszędzie były ślady tych działań.

***

Pierwszy raz w życiu mieliśmy okazję znaleźć się we wnętrzach żydowskich świątyń. Dotąd tylko z zewnątrz oglądaliśmy, a tu aż dwie synagogi udostępnione - w Szydłowie i Zamościu. Zamojska lepiej zachowana, ale szydłowska z kolei pełna ciekawych eksponatów.

***

Największe wrażenie zrobiła na nas Wiślica. W drodze do Buska mignęła nam nazwa miejscowości, ale wcale nie skojarzyliśmy, że to TA Wiślica, historyczna, od statutów itp. Dopiero wujek Google wyjaśnił, co i jak, więc pojechaliśmy. I poczuliśmy oddech wieków... Aż ciarki przechodziły po plecach!

***

W drodze do Baranowa Sandomierskiego Ziutka (gps) poprowadziła nas niespodziewanie na przeprawę promową przez Wisłę, choć zaprogramowana jest na omijanie tychże. Prom maleńki, dosłownie na jedno auto. Cudowny, ,,klimatyczny'' przewoźnik. Kupa frajdy za 5 złotych!

***

Ostatni wieczór w Busku. Postanowiłam zamienić dotychczas odwiedzaną kawiarenkę na inną, nie wiem dlaczego. Zasiedliśmy sobie, po chwili niemal pod sam nasz stolik zajeżdża kabriolet z włoską rejestracją. ,,Chamidło jakieś'' - mówimy. Po chwili wysiada z wozu typowy makaroniarz. Nieduży, czarnowłosy młodzian. Omiatamy go nieco pogardliwymi spojrzeniami. Po niecałej pół godzinie okazuje się, że owo ,,chamidło'' jest artystą, człowiekiem-orkiestrą. Wtórując sobie podkładami z maszyny zaczyna koncert najpopularniejszych włoskich hitów wszechczasów. ,,Marina'', ,,Azurro'', ,,Felicita'', ,,Tornero'', ,,Besame muccio'', czego tam nie było!  Głos jak dzwon... A my? Rozczuleni, nastrojeni coraz bardziej romantycznie - w tany! Taka siurpryza fantastyczna na zakończenie pobytu!

***

W Zamościu na początku intensywne poszukiwanie zabukowanej kwatery. Ulicę zlokalizowaliśmy bez trudu, natomiast budynek, w którym mieliśmy nocleg, robił wrażenie całkowicie niezamieszkałego. Apartamencik był, jak się okazało,  sprytnie ukryty na tyłach...

Stare Miasto nas zauroczyło absolutnie! A Rynek chyba najładniejszy, jaki było nam dane zobaczyć. Może nieporównywalny z wrocławskim czy krakowskim, ale wśród mniejszych miast polskich na pewno najpiękniejszy.

Przez mniej więcej pięć godzin staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej, ale i tak mamy wrażenie, że tylko ,,liznęliśmy'' powierzchownie miasto. Musimy doń wrócić...

***

Jako że wrzesień to miesiąc ,,ślubny'', wszędzie niemal napotykaliśmy pary młode na sesjach fotograficznych. W Kurozwękach, Baranowie, Sandomierzu, a już w Zamościu po prostu masowo. Do późnego wieczora snuli się tu i tam nowożeńcy w asyście fotografów i ich asystentów obładowanych akcesoriami...

***

Jako że emeryt to ,,trochę starsze dziecko'', świetnie ubawiliśmy się w Europejskim Centrum Bajki w Pacanowie. Trafiło się nam zwiedzanie w bardzo małej grupce - dwoje dzieci (ok. 8 i 3 lata), ich rodzice i  dziadek plus nas dwoje. I nie wiem, kto miał większą frajdę - dorośli czy maluchy... Postawiłabym dolary przeciw orzechom, że ci pierwsi!

***

Po powrocie do domu doszliśmy do wniosku, że była to jedna z naszych najbardziej udanych wypraw. I że generalnie ,,piękna nasza Polska cała''!

sobota, 19 września 2015

Czujecie siarkę?

W sumie dobrze, że nie ma możliwości odbioru wrażeń węchowych w sieci, bo już byście, Kochani, pouciekali...


Trochę przesadzam, ale naprawdę ,,aromat'' na skórze pozostaje na długo po czterech dniach moczenia się w basenach siarkowych! Mimo to nie oddałabym ani minuty z tych siedmiu godzin pławienia. Absolutny relaks i rozkosz dla zmysłów (prócz węchu, rzecz jasna!).


Rozkład jazdy, zaplanowany w domu starannie, prawie całkiem się nam przewrócił po przyjeździe na ,,metę'' w Busku-Zdroju. Zrezygnowaliśmy z dość dalekich wyjazdów, przede wszystkim z powodu nadzwyczajnych upałów, niesamowitych jak na ten moment roku. Skwar nas radośnie rozleniwił i usposobił do trybu życia typowego dla seniorów. Znaleźliśmy jednak i w pobliżu atrakcyjne miejsca, których istnienia tak blisko nawet nie podejrzewaliśmy.


Najdalej wypuściliśmy się do Sandomierza, niecałe sto kilometrów od Buska. Najbliższa i najbardziej niesamowita okazała się wycieczka do Wiślicy,  odległej zaledwie o 11 km od naszego kurortu.  Zaliczyliśmy również Baranów Sandomierski, Kurozwęki i  Pacanów. A piątek spędziliśmy w Zamościu, skąd dziś rano ruszyliśmy ku domowi...


Wieczory od poniedziałku do czwartku upływały nam na spacerkach po parku zdrojowym oraz posiadywaniu przy winku (ja) i piwie (Małż) w jednej z licznych miejscowych kawiarenek. Otoczeni zewsząd dużo starszymi kuracjuszami, czuliśmy się niemal jak smarkacze... W Zamościu nagle odkryliśmy, że na świecie są też dzieci i młodzież!


Szczegółowa relacja nastąpi pewnie jutro lub pojutrze. Może i zdjęcie się jakieś trafi. Na razie cieszę się, że znów siedzę przy komputerze i klikam do Was. Bo nie ma co ukrywać, trochę tęskniłam...

czwartek, 10 września 2015

Słoikowo i przedwyjazdowo

Tak ni z gruszki, ni z pietruszki narobiłam przetworów, że ho-ho! Nie liczyłam co do sztuki, ale blisko setki chyba... Dziś robiliśmy porządki w komórce, wystawiając ku przodowi to, co ubiegłoroczne i osobno współczesne. I się okazało, że półtorej długiej półki naprodukowałam, nie licząc nalewek.


Wczoraj zarządziliśmy wyprawę na czarny bez. Trafiliśmy na ,,żyłę'' w drodze do naszego nowego sklepu. I w dwadzieścia minut uzbieraliśmy tyle, że nakapało z sokownika na osiemnaście dżemowych słoików! Mimo suszy sokodajne się grona okazały nad wyraz... I tylko pazurków domyć nie mogę. Bo dopiero przy drugiej porcji zmądrzałam i włożyłam rękawiczki...


***


Jutro pakowanie i w sobotę rano w drogę na ścianę wschodnią! Najpierw, oczywiście, na troszkę do Magdy. Pogoda zapowiada się dość łaskawa. Jednak wieczory już bardzo zimne, przynajmniej u nas. Trzeba się więc i na krótki i na długi rękaw zabezpieczyć.


Prawie każdy wyjazd to dla mnie pretekst, by nieco uzupełnić garderobę. W ulubionym ,,domu mody'' we wsi gminnej. Akurat się dobrze złożyło, że zebranko w urzędzie dziś wypadło, więc ,,wstąpił do piekieł, po drodze mu było''. I nabyłam wygodne porcięta tudzież taką już nieco jesienną tunikę w przepięknych kolorach... Za nieoszałamiającą cenę. I z tradycyjnym gratisem w postaci bambusowych majtasów. Bo pani Kasia bez gratisa mnie nie wypuszcza. I wcale mi nie przeszkadza, że notorycznie nazywa mnie ,,panią Wiesią''. Kiedyś prostowałam, ale w sumie, co mi szkodzi?


***


Do miłego w przyszłą sobotę!

poniedziałek, 7 września 2015

Porażka

I tak bywa. Nie każda nasza akcja kołowa jest sukcesem...


Napracowałyśmy się przed niedzielą nieźle. By wystąpić na Festiwalu Kapusty w naszym powiatowym grodzie. Niestety... Aura sprawiła niemiłą siurpryzę. Tak było strasznie zimno i mokro, że Faktorię odwiedziło przez pięć godzin może z tuzin osób. A my zostałyśmy z pierogami, garem kapusty itp. I nawet jedna trzecia poniesionych kosztów się nie zwróciła!


Rzadko przytrafia  się nam aż taka klęska handlowa... Chyba ta jest nawet pierwsza w czteroletniej historii. Na zero już się zdarzało wyjść, ale na taki minus?!


***


Na poprawę humoru jedziemy jutro z Małżem poczynić pierwszy krok w kierunku wyjazdu do USA, do Sister. Znaczy do biura paszportowego się udajemy. Mr Obama wiz dalej nie zniósł, więc potem dalsze procedury, wreszcie, jeśli wizy otrzymamy, zacznie się szukanie tanich lotów itp.


Dałam słowo, że w okolicach połowy maja zjawimy się w Ohio. Co mnie podkusiło?... No nic, skoro się rzekło, to w końcu Zgaga stanie u płotu! Chyba, że podpowiecie mi jakiś skuteczny sposób na nieotrzymanie wizy...:)))


 

piątek, 4 września 2015

Jak nie...

... w malinach, to w kapuście jestem uwikłana...


Dziś od rana. Najpierw kolejna porcja dwusmakowych gołąbków na dożynki gminne. Ze czterdzieści sztuk naprodukowałam, pół grzybowych, pół soczewicowych. Tym razem kolegium d/s smaku uznało, że jednak na konkurs wersja grzybowa. Ok, podporządkuję się, w końcu reprezentuję Koło, a nie Zgagę prywatnie...


Po południu drugi kapuściany maraton. Bo w niedzielę na pruszczańskiej Faktorii Festiwal Kapusty, a nasze KGW występuje z ,,przysmakami''. W roli głównej kapucha na krótko. W ruch poszła niemal zabytkowa szatkownica, przy której potem spłynęła Hala. Reszta kroiła dodatki - cebulę w dużych ilościach, marchewkę, koper, kiełbaskę itp.


W kulminacyjnym momencie do kuchni wszedł M., mąż naszej dzisiejszej gospodyni, z tekstem: - Wasze Koło zawsze niby takie wesołe, a tu wszystkie płaczą!


No, jak było nie płakać, gdy cebula wonie roztaczała intensywnie? A było jej do obrania i pokrojenia dobre trzy kilo...


***


Wieniec, mianowany przez nas ,,Lolkiem'', w pełnej krasie zobaczę dopiero jutro. Ekipa wykończeniowa pracowała bowiem wieczorem w innym końcu wsi. Ale już dziś nadeszły zdjęcia. Jest pięknie!


A dlaczego ,,Lolek''? Dlatego, że pomysł wyszedł od taty jednej z nas, a tata ów ma na imię Karol. Karolek-Lolek...


Nie udało się nam tylko jedno - żadna z ,,gospodyń'' nie potrafiła skręcić  ze słomy klasycznego powrósła do przewiązania Lolka. ! Małż dziś na to buńczucznie stwierdził: - Trzeba było mnie zawołać! Całe lata to robiłem, więc raczej pamiętam...


Cóż, musztarda po obiedzie...


***


Ze zdumieniem przyjęłyśmy wiadomość, że wieniec-gotowiec można nabyć na Allegro. Ceny? Od trzystu złotych do nawet ponad półtora tysiąca... Może po imprezie wystawimy i naszego Lolka? A nuż się ktoś skusi...


A z drugiej strony, co to za satysfakcja z ,,cudzorobnego'' wytworu?...




wtorek, 1 września 2015

Malinowo mi...

Zimy tegorocznej się nie lękam, choć amerykańscy uczeni wieszczą straszliwe mrozy i opady. Niech prorokują, lato według nich miało być byle jakie, a jakie jest, każdy widzi...


Czarny bez dojrzewa, pełno go wokół, za jakieś dwa tygodnie nazbieram. Na razie przerabiam maliny. Na parapecie dwa pokaźne słoje z nalewką, w komórce już 12 słoików soku, jeszcze się robi dżemik. Wirusy, drżyjcie, jesteście bez szans!


Pachnie malinami cały dom. Gdyby tak ocalić ten zapach, byłoby wspaniale...


***


Jutro po raz pierwszy w życiu będzie mi dane uczestniczyć w przygotowywaniu dożynkowego wieńca. Bardzo jestem ciekawa, z czym to się je. Nie mogę się doczekać!


Całe lato jako Koło miałyśmy spokój. Za to teraz propozycje sypią się jak z rękawa. I zarobkowe, i, powiedzmy -  prestiżowe. Nie sposób ogarnąć wszystkiego... Gdyby nas było ze czterdzieści, może dałybyśmy radę, ale w składzie o połowę mniejszym ,,niemożność''! Jako te osiołki przy żłobie musimy wciąż wybierać - być, czy mieć?


***


Wiecie, co mnie niezmiernie cieszy? To, że się chamstwo totalne w polityce nie przekłada w żaden sposób na moje kontakty z szeroko pojętym otoczeniem!




Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...