... impreza niemal w stu procentach tak samo udana!
Wesele mojego Szwagra Janka, 25 lat temu było zdecydowanie najlepszym, na jakim byłam. Przedtem i potem zdarzało się być na bardziej ekskluzywnych, może tu i tam z lepszym menu, może i z lepszą orkiestrą itp. Ale takiego klimatu nie było nigdzie...
Trudno uwierzyć, że ćwierć wieku później powtórzy się taka atmosfera! A jednak... Już ceremonia w kościele miała w sobie coś niezwykłego. A potem było tylko lepiej!
Może tu się ktoś zbrzydzi, ale nie masz jak wiejska remiza! Z całym swoim ,,anturażem''. Akurat tym razem absolutna nówka, wybudowana przy wsparciu Unii, a jednak swojska jak wszystkie inne.
Moje ukochane kaszubskie menu, zaczynające się od rosołku bez makaronu i gotowanego mięska z ryżem i białym sosem z rodzynkami! Potem już klasyka - pieczyste itp... Dużo i bardzo smacznie!
W stosunku do listy gości z 1989 roku zmiany niewielkie. Ubyło wprawdzie parę osób, za to dzieci licznie obrodziły i podrosły... Nazbierało się tak circa 60 gości. Nastawionych zdecydowanie rozrywkowo!
Pan Didżej wart wszystkie pieniądze! Dowcipny, acz nie prymitywny, z humorem sytuacyjnym. Konkursy wesołe, ale bynajmniej nie z tak zwanej ,,grubej rury''. W serwowanych utworach wprawdzie przeważało disco polo, ale i ambitniejsze kawałki się zdarzały. A to tango, a to walc angielski. Małż zadowolony, że mógł sobie przypomnieć, co wyniósł z lekcji tańca sprzed lat... Moje nowe buty spisały się dzielnie.
Aż żal było się żegnać przed północą... Pan Didżej wołał: - Jak to odjeżdżacie? A oczepiny?(!)
Oczywiście zostaliśmy zaproszeni na jutro na... poprawiny! Chyba jednak nie damy rady. A szkoda!
Cieszy mnie, że jeszcze bywają takie imprezy... ale ona chyba nie odbyła się ... 1 listopada?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nigdy żadnej rocznicy ślubu nie obchodziliśmy hucznie - nawet tej tegorocznej.Zresztą gdy się jest z kimś calutkie swe dorosłe życie ( w sierpniu stuknęło nam 50) to jest tak, jakbym była z nim razem od urodzenia. A, że do tego nigdy nie było żadnych "zawirowań", więc kolejne rocznice były czymś zupełnie normalnym a nie nadzwyczajnym. Ale gdyby mi ktoś powiedział w dniu ślubu, że będziemy razem całe życie -wyśmiałabym go. Raczej liczyłam na "wyjdę za mąż, zaraz wrócę".
OdpowiedzUsuńOdbyła się w przeddzień i do północy się skończyła. Wszystko należycie!
OdpowiedzUsuńMy też żadnych hucznych obchodów nie czyniliśmy przez te 37 wspólnych lat. Ale srebrne wesela się zdarzają wśród znajomych, łącznie z odnawianiem przysięgi w kościele.Co kto lubi...
OdpowiedzUsuńZgago, należysz do ludzi, którzy potrafią się bawić wszędzie, czy to remiza, czy sala balowa w pałacu i choć od wielu lat na diecie, doceniasz dobre jedzenie, jedząc prawie oczami. Mówiąc fejsbukowym żargonem - lubię to!
OdpowiedzUsuńOj, nie jadłam ja oczami tym razem! I pokuta jest konieczna...
OdpowiedzUsuńZabawa jak zabawa... podobno 1 listopada to święto radosne, więc nie ma przeciwwskazań na tańce.
OdpowiedzUsuńtrochę makabryczny termin... jak na zrękowiny.
Pisałaś, że rocznica się odbyła dokładnie tak, jak ślub... w halloween?
Ślub był 23 października, tylko rocznica się z różnych względów przesunęła...
OdpowiedzUsuń