Taka ładna tego roku. I niewykorzystana...
Małża głowa bolała cały dzień, więc nie do życia był. A szkoda... Miałam plany, nie wyszło, trudno!
Jedyne, do czego go przymusiłam, to zasadzenie paru roślin, których wczoraj dostarczyła Hania. Irysy, ozdobne trawy i brodate goździki w liczbie dwóch. Sama też trochę w ogrodzie poszalałam, wyrywając co już zbędne, przycinając to i owo. Na przykład wierzbę biało-różową.
Nastawiłam też ostatnią w tym roku nalewkę. Z ananasa, a dokładniej z jednego całego i drugiego w połowie. Akurat trafił mi się niedrogi, a pewny, spirytus. Waham się, czy dodać goździki, cytrynę i laskę wanilii, czy pozostawić sam owoc. Może podzielę nalew na pół?
Asia powróciła z Holandii, Pierworodny dotarł po południu do Hagi. Dziś imieniny Ireny, naszej przyszywanej, acz bardzo ukochanej, ciotki! Będę dzwonić wieczorem z życzeniami... I może Sister namówię na telefon, bo mąż cioci był jej chrzestnym.
Dziś wyprawa na orzechy bardzo owocna! Ponad pół reklamówki! Ale to dlatego, że wśród licznego listowia opadłego kijaszkiem grzebałam... Wieczorem rozszalała się wichura, może jeszcze coś postrąca? Chociaż nie słyszałam... Lornetką podglądam, czy jeszcze cosik na drzewie zostało?
U nas orzechy trzeba po omacku zbierać, bo pod naszymi dwoma drzewami są straszne chaszcze - ciężka to robota i krzyż boli. Mimo tego, zbiór w tym roku wyjątkowo obfity, tak, że paluszki bolą od obierania. Wczoraj zebraliśmy dwa spore kosze, a dzisiaj jeszcze jeden, bo był wiatr i sypało nimi sowicie.
OdpowiedzUsuńJa też dziś sporo uzbierałam po nocnej wichurze! I też w chaszczach... Ale co tam! Tylko już mi miejsca brak na dosuszanie...
OdpowiedzUsuńNam też, zwłaszcza że równocześnie dwa dni pod rząd przynieśli nam prawdziwki.
OdpowiedzUsuńIdzie zima. Tak mówią
OdpowiedzUsuńZ takim zapasem nalewek nie straszna chyba.
Pozdrawiam
Grzybków to zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńZ nalewkami i zapasem soku z bzu...
OdpowiedzUsuńAnanasówki jeszcze nigdy nie piłam!! Nawet nie sądziłam, że można robić nalewkę z tego owocu, jakoś mi nie pasował do spirytusu. Napisz jak już będziesz po degustacji:)
OdpowiedzUsuńJa miałem okazję i z niej skorzystałem.
OdpowiedzUsuńCała niedziela na świeżym powietrzu (po Warszawie wiele nie potrzeba). Grzyby, słońce i chyba ostatni raz w koszulce z krótkim rękawem.
Pozdrawiam
Sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie! Przepis jest z głowy, czyli z niczego, eksperyment totalny...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że koszulki z krótkim rękawem trzeba teraz na pół roku schować...
OdpowiedzUsuńZ Małża przeszło na mnie, nie wiedziałam, że tak może... Zdrowia! A niedziela, niedziela będzie dla Was. (Nie ta, to następna).
OdpowiedzUsuńNastępna? Zobaczymy! Obyś miała rację...
OdpowiedzUsuń