Ta współzależność jest zdecydowanie prawdziwa. Choć często odbierana jako zjawisko negatywne. Tymczasem to nie jest do końca tak.
Jeżeli byłe dziecko zmienia się w rodzica, trudno żeby dalej zachowywało się po szczeniacku. Ani otoczenie tego nie zaakceptuje, ani potomstwo. I tylko kłopoty pewne.
Nie powinno też nikogo dziwić, gdy kolega z pracy awansuje, staje się naszym szefem i zaczyna wymagać. Nie powinno, a dziwi nierzadko. Bo z jakiej racji nagle? Prawie każdy zna takie przypadki z autopsji. Z moich wszystkich dyrektorów ponad połowa najpierw była mniej lub bardziej bliskimi kolegami. W dwóch przypadkach to byli wręcz przyjaciele ,,od serca''...
Dylematy ,,widzeniowo-siedzeniowe'' od jakiegoś czasu przeżywała i Asia. Trudno jej było przewartościować się z punktu widzenia studentki do asystentki. Duchem stanowczo więcej ma wciąż z uczennicy niż pedagoga.
Powoli, acz skutecznie, efekty zbytniego bratania się ze studentami zaczęły wydawać robaczywe owoce. Nadmierne zaufanie, tolerowanie zwyczajnego ,,olewania'', przymykanie oczu, bo ,,taki zdolny!'',czasem po prostu czysta naiwność mojego dobrego dzieciaka...
Ale to wszystko do czasu! W końcu miarka się przebrała i doszło do zmiany punktu widzenia na ,,właściwy'' z racji siedzenia. Popielcowa środa okazała się dniem przełomu!
Bardzo mnie to cieszy. Wiem, że Aśka raczej nigdy nie zasłynie na uczelni jako postrach i ,,siekiera'', ale może chociaż jako malutki ,,toporek''?... Żeby artystyczne towarzystwo wiedziało, że u tej pani trzeba chodzić uczciwie na zajęcia, w terminie rozliczać się z zadań itp.
***
Tak się tu wymądrzam, a sama...
Przez wiele lat miałam ogromne problemy z utrzymaniem dyscypliny podczas lekcji, szczególnie w pierwszej szkole. Po każdej hospitacji dostawałam komentarz w stylu: lekcja świetnie przygotowana merytorycznie itp., ale proszę zadbać bardziej o dyscyplinę!
Niestety, nie umiałam podnosić głosu ani jakoś stanowczo działać w tej kwestii. Do pewnego dnia... Na zewnątrz budynku trwały prace przy tynkowaniu. Miałam lekcję z ósmakami. Okna otwarte, bo ciepło, prawie końcówka roku. I nagle przez jedno z okien pan ,,fachowiec'' zakrzyknął: - Ciszej tam, bachory, bo zaraz zawołam waszą panią!
Nie wiem skąd znalazłam w sobie nagle pokłady energii, ale ten zimny prysznic zaowocował! Na kolejnych 15 lat. Czyli do emerytury!
haha już to widzę - cicho bachory bo przyjdzie pan murarz i zrobi z wami porządek, o!
OdpowiedzUsuńPodziwiam wszystkich, którzy mają zapał do pracy nauczycielskiej - fura rozwrzeszczanych dzieciaków wyzwala we mnie najgorsze instynkty.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ludzie zmieniają się na kolejnych szczeblach swojej kariery i nie mówicie że to nieprawda
OdpowiedzUsuńNajdobitniej obrazuje to następująca fraszka
"Na każdym etapie, człowiek inaczej po dupie się drapie"
Pozdrawiam
Opowieść z„fachowcami” w tle, wspaniała :).
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się od razu mój epizod nauczycielski - odmienny całkowicie.
W trakcie studiów, zaproponowano nam ukończenie dodatkowo Studium Pedagogicznego. Program obejmował oczywiście również prowadzenie lekcji. Przygotowałam się sumiennie, chcąc błysnąć, już sama nie wiem przed kim bardziej - nauczycielami na końcu sali czy uczniami. Już na początku czterech łobuziaków chciało mnie wyprowadzić z równowagi, ale zaraz ich bardzo skutecznie spacyfikowałam i profilaktycznie rozsadziłam z dala od siebie. Zrobiłam to raczej odruchowo niż w sposób przemyślany/strategiczny.
Po zakończeniu lekcji usłyszałam : „Wie pani, ja nigdy nie widziałam VIIIB takiej cichej...”.
Nie powiem, żebym była z siebie dumna :(.
Chyba dobrze, że w konsekwencji nauczycielem nie zostałam.
Witaj
OdpowiedzUsuńNo tak, człowiek uczy się całe życie i nabywa doświadczenia. A ja nadal uczę się asertywności.
Pozdrawiam mile Ciebie i Asię ;)
Pamiętam panią od matematyki z czasów kiedy ja chodziłam do podstawówki. Nigdy głosu nie podnosiła.Malutka szczuplutka osóbka . Wszyscyśmy się jej bali tylko nie wiem dlaczego ,hehe..Podobno dobrze uczyła, ale jakoś wówczas do mnie matematyka nie docierała i chyba z litości dostałam trójczynę na koniec 7 klasy. I do teraz nie rozumiem tego bo potem w technikum ,byłam jedną z lepszych w tym przedmiocie.i ten przedmiot był jednym z moich ulubionych...
OdpowiedzUsuńKto ma dziennik ten ma władzę :-)
OdpowiedzUsuńNo, nie zawsze...
OdpowiedzUsuńW myśl zasady pana Wołodyjowskiego - jak się nie będą ludzie Ciebie bali, to się będą z ciebie śmiali! Wszyscy najstraszniejsi okrutnicy w historii byli niskiego wzrostu.
OdpowiedzUsuńI ja powoli asertywnieję. Bardzo powoli...
OdpowiedzUsuńDziś w gimnazjum Twoja metoda chyba nie poskutkowała!
OdpowiedzUsuńCelna riposta. Jak zwykle.
OdpowiedzUsuńDlatego nie tęsknię za byłym zawodem.
OdpowiedzUsuńA przydałby mi się wtedy jako uspokajacz...:)
OdpowiedzUsuńa mnie się wydaje , że nauczycielski autorytet trzeba budować nie na strachu , ale w oparciu o wzajemny szacunek . Autorytet nauczycielski nie przychodzi automatycznie, każda osoba musi zdobywać go wartościami osobowymi.Dzieci ,młodzież szybko wychwytują słabości nauczycielskie , dlatego zawód ten wymaga silnych osobowości. Istotę pracy nauczyciela można wyrazić jednym słowem " MOTTO". Tworzą go pierwsze litery słów: miłość, odpowiedzialność, tolerancja, troskliwość, otwartość.
OdpowiedzUsuńPomyśleć, że sąd założył sprawę 12-latkow o ADHDi, a rodzice nie mają nawet wglądu do akt.
OdpowiedzUsuńBo sąd ,,byle komu'' nie da dotknąć papierów. Niestety!
OdpowiedzUsuńJa trafiłem do szkoły po dwunastu latach pracy w spółdzielczości na stanowiskach samodzielnych kierowniczych - jak to się wtedy nazywało. Pamiętam swój pierwszy dzień pracy, kiedy dyrektor wprowadził mnie do klasy, niemal wyłącznie żeńskiej i po przedstawieniu pozostawił samego. Ponad 30 osób w wieku 19 lat (ja dobiegałem 40-tki) i ta cisza, w której słyszałem przełykanie śliny. Na szczęście był to przedmiot ekonomia polityczna, który realizuje się głównie w formie wykładów. Opowiadałem więc o wielu rzeczach dbając o to, aby było możliwie zajmująco i aby nie było przedłużającej się ciszy. Dałem radę. Z czasem wypracowałem sobie metodę uspokajania i zachęcania do aktywności przy pomocy plusików i minusików sumujących się w jedną ocenę cząstkowa, która mogła podnosić, ale mogła i obniżać średnią.
OdpowiedzUsuńMinęło wiele lat, a nadal spotykam się z byłymi uczniami, którzy nie potrafią przypomnieć czego ich nauczyłem, ale pamiętają owe plusiki i minusiki.
Pozdrawiam
A więc było warto!
OdpowiedzUsuńA co tu podziwiać, przecież mamy tak dobrze, W ogóle nie pracujemy, nic nie robimy a do tego. bierzemy tysiące złociszów na rękę.
OdpowiedzUsuńChociaż jestem nauczycielem i lubię swój zawód. Idę do pracy z prawdziwą ochotą, to takie właśnie opinie mnie doprowadzają do szału.
Jeżeli chcesz się odchudzić zdrowo, bezpiecznie i na stałe, skorzystaj ze świetnego programu redukcji wagi.
OdpowiedzUsuńNie musisz opuszczać posiłków, możesz jeść 3 posiłki i 2 przekąski. Dołącz do tysięcy zadowolonych klientów,
którzy nie mają efektów jo-jo (idealnafigura24.pl)
Od września zaczynam pracę w szkole i też będę musiał popracować nad utrzymywaniem dyscypliny w klasie :D
OdpowiedzUsuńfoto dla tych, co pierwszy raz usłyszeli nazwisko Niemcow http://www.almoc.pl/img.php?id=2966
OdpowiedzUsuńA co mam zrobić gdy nauczycielka fizyki uwzięła się na mojego syna?
OdpowiedzUsuńPraca z dziećmi jest naprawdę wymagająca. Ze swojej strony polecam artykuł o faktach, które odkrywamy z wiekiem.
OdpowiedzUsuńhttp://www.finansemlodegopolaka.pl/fakty-ktore-odkrywasz-dopiero-z-wiekiem
Dziękuję za wizytę.
OdpowiedzUsuńSprawdzić, czy naprawdę się uwzięła. Jeśli tak - walczyć!
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę w takim razie!
OdpowiedzUsuńKażdego z nas-nauczycieli to rusza. Gdyby można było oszczerców skazywać na tydzień w gimnazjum... Rozmarzyłam się!
OdpowiedzUsuńBez komentarza...
OdpowiedzUsuń