Na szczęście nie tyle alkoholowo, co kawowo...
Moje ,,współżycie'' z kawą zaczęło się chyba, o ile mnie pamięć nie zawodzi, na początku studiów. Przedtem nie czułam potrzeby, a i smak mi jakoś nie odpowiadał. Na studiach przyszło uczyć się po nocach, więc kawa najpierw poniekąd z przymusu. W końcu zaczął mi ów napój smakować, pod warunkiem, że mocny, czarny i z dwoma łyżeczkami cukru.
Przez lata pracy robiłam sobie kawę zaraz po przyjściu do szkoły i piłam ją do końca lekcji. Czy mnie budziła, jak mówili niektórzy? Nie wiem... W dni wolne nie czułam potrzeby, owszem, podczas wizyt u Rodziców piło się kawę do deseru, po obiedzie. No i na imprezach różnistych.
Gdy przeszłam w ,,stan spoczynku''... A nie, najpierw jeszcze Magda nauczyła mnie dolewać do kawy mleka. Mleka, którego generalnie szczerze nie cierpię! Więc niedużo, ot, żeby nieco napój odbarwić... Na emeryturze nie odczuwałam potrzeby obudzenia się kawą, więc zaczęłam ją pijać około dwudziestej trzeciej, gdy Małż szedł spać, a ja zasiadałam do komputera. Sypankę zastąpiła wtedy rozpuszczalna. Jeden jedyny gatunek, z ,,Piotra i Pawła''. Kawa w dzień wyraźnie mi szkodziła, nocna natomiast (wbrew obiegowym opiniom) bynajmniej nie utrudniała zasypiania...
Jakiś czas temu, gdy zaprzyjaźniłam się z Beatką, zmieniłam kawowy obyczaj. Zaczęłam pijać w środku dnia, bo o takich porach się spotykałyśmy. Nocna poszła w zapomnienie, bo trzymałam się zasady: jedna kawa dziennie.... Raz u mnie, raz u Betty. U niej otrzymywałam czasem propozycję spienionego mleka, podobnie zresztą u Ani - teściowej Asi. Fuj!!! Spienione mleko kojarzyło mi się z traumą wczesnodziecięcą, gdy jakaś ciotka na Kujawach przymusiła mnie do wypicia mleka prosto od krowy. Mleko było udojone na moich oczach, śmierdziało oborą i miało właśnie tę piankę... Brrr!!!
Jak wiecie, nastał teraz czas ekspresu. Po śniadaniu Małż robi mi malutkie espresso. Z czym? Ze spienionym mlekiem! Jakoś przestało mi przeszkadzać. Wczesnym popołudniem zaliczam dużą kawę - spora porcja mleka, dwa razy espresso i kropelka ajerkoniaku zamiast cukru. Bywa, choć rzadko, że jeszcze przed wieczorem powtórka z rana... W sumie dwie-trzy porcje dzień w dzień. Kawa czasem z wyższej półki, czasem z niższej, Lidlowej, tak czy owak dobra. Mniam...