... czyli Zgagi, od niemal trzech lat odwykającej, wspomnienia o ciastach.
W czasach, gdy w kuchni rodzinnej niepodzielnie królowała Babcia, ciasto na niedzielę być musiało! Tak jak rosół, program obowiązkowy! Najczęściej była to drożdżówka z kruszonką. Przetykana gęsto rodzynkami i skórką pomarańczową. Najwspanialsza w świecie! Co jakiś czas pojawiała się też żółto-brązowa babka piaskowa. Tej nie lubiłam, do dziś dla mnie babka może nie istnieć.Bo za sucha...
Na imieniny zawsze sernik, taki klasyczny, bez udziwnień. Żadnego ciemnego spodu, brzoskwiń itp. I tort czekoladowy, bomba kaloryczna, bo tylko na maśle. Na Boże Narodzenie cudowny makowiec, gdzie ciasta było tylko ciut, głównie mak z bakaliami. Ten jeden raz w roku Tato był zapędzany do kuchni, by zemleć mak. Dwa razy koniecznie! Na Wielkanoc mazurek, inny niż wszystkie znane mi od znajomych, po prostu NASZ.
Nijakich eksperymentów w zakresie ciast Babcia nie tolerowała. Bo ,,kto to będzie jadł?'' Nowa era ciastowa nastała dopiero, gdy ster kuchenny przejęło Mamidło. Ze spotkań babskich znosiła przepisy i lubiła nowości. Jedne się zadomowiły, inne niekoniecznie. Moją ulubioną nowością był tort bez pieczenia. Kaloryczność potworna!Ale smak?! Rozkosz!
Na stałe zagościł w domu keks, ,,Ambasador'' i tort bezowy.
Moje początki ciastowe... Pasmo porażek! Tylko piernik według przepisu Mamy ,,niemieckiej'' Basi zagościł na stałe. Ulubione wigilijne ciasto Tatki...
Dzieci w maleńkich latach kochały ,,Domek Baby Jagi''... Z ,,burych petitów'' i twarogu. Masowo ściągałam receptury od przyjaciółki Stasi i szwagierki Danki. Na rogaliki z dżemem, pleśniaka, makowiec japoński, migdałowca, biszkopt z rabarbarem itp. Jednak pieczenie ciast nie stało się nigdy moim hobby. Piekę, kiedy muszę! Stanowczo wolę gotować, smażyć i dusić! Chyba tak naprawdę tylko szarlotkę lubię robić...
Sernik to moja pięta Achillesowa. W życiu mi nie wyszedł. I już nawet nie próbuję. Chyba, że na zimno!
Lubię eksperymentować z gotowym ciastem francuskim. Na słodko, słono i na ,,mieszano''. Na przykład gruszki i ser pleśniowy... Albo pieczarki, boczek i śliwki wędzone. Bo tu akurat wszystko pasuje!...
znów mnie zadziwiasz - kiedyś, pisząc o nieudanej wątróbce a dziś o serniku, przecież Ty umiesz robić takie rarytasy, a to znaczy, że wiele rzeczy w kuchni robisz intuicyjnie, a sernik to banał, to już biszkopt wymaga więcej uwagi. Ale rozumiem, bo sama nie umiem ugotować..ziemniaków.
OdpowiedzUsuńA mi było dziwnie, że pieczenie ciast to dla mnie zagadka i poza kilkoma wyjątkami zwyczajnie mi 'nie idzie', wolę gotować, smażyć i dusić... Tylko gorzej brać ode mnie przepisy, bo ja prawie zawsze gotuję 'na oko' i na wyczucie, nieważne ile coś ma się gotować w przepisie, mnie obchodzi jak wygląda i jak smakuje;)
OdpowiedzUsuńJa też nie umiem upiec sernika :-( A poza tym nie lubię pichcenia, gotuję bo muszę, choć rodzina zjada ze smakiem. Ale czas zużyty do przygotowania potrawy jest niewspółmiernie za duży do czasu, w jakim te potrawy znikają. Dla mnie to czyste marnotrawstwo ;-)
OdpowiedzUsuńCiast nie piekę, nad czym ubolewa mój domownik - łasuch nad łasuchy. Jakoś mnie do tego nie ciągnie, a gdy mam na jakieś ochotę (rzadko bardzo), to odwiedzam ulubioną cukiernię. W ciasta świąteczne również się w niej zaopatruję.
OdpowiedzUsuńOwszem, kiedyś coś tam piec próbowałam, wychodziło bez problemu, ale bakcyla nie załapałam, chociaż gdy kilka dni temu zobaczyłam w Sieci przepis na tartę na zimno... Pyszna jest, a wykonanie dziecinnie proste - w sam raz dla takiego kuchennego lenia jak ja :-)
Za to mama w czasach rodzeństwa i mojego dzieciństwa piekła często, a i teraz piecze, choć rzadziej. Ja się w nią nie wdałam.
Ja też pamiętam czasy obowiązkowego ciasta na niedzielę i codziennych trzydaniowych obiadów - zupy, drugiego dania i deseru, lub chociaż kompotu. I jakoś nie było wtedy tylu tęgich ludzi. A dziś - jedno danko i same grubasy! Chyba za mało się ruszamy!
OdpowiedzUsuńZapach pieczonego ciasta domowego. Nic go nie przebije
OdpowiedzUsuńno to znaczy się nie jestem zupełnie odosobniona, chociaż sernik "niezwyczajny" umiem piec i wychodzi, mogę podać przepis. No nie ma bata aby nie wyszedł:) Lubię też owoce typu duże śliwki, lub kwaśne jabłka pod kruszonką (grumble) i też mi o dziwo wychodzi:) Drożdżówkę natomiast opanowała moja Pierworodna:) Chlebka jednak nie umie upiec, pomimo, że nie raz wgapia się gdy ja to robię:)
OdpowiedzUsuń...babka może nie istnieć... bo za sucha...
OdpowiedzUsuńZgago, " bure petity" rozbawily mnie do lez.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki - jako nadzienie do tarty ciasta francuskiego goraco polecam tarte buraczki podsmazone z cebula a na to plasterki koziego sera. Niebo w gebie.
Och... Ja też na odwyku. Ciastem mi zapachniało... szarlotką;)
OdpowiedzUsuńW sumie jest mi obojetne czy piec czy gotowac, potrafie jedno i drugie. Problem w tym, ze mi sie nie chce;))
OdpowiedzUsuńA mnie się chce, w kuchni się wyżywam i leczę stresy...
OdpowiedzUsuńA dlaczego odwyk? Ciuchy się skurczyły?
OdpowiedzUsuńSpróbuję, składniki mi odpowiadają! a ,,bure petity'' u nas w rodzinnym slangu od lat...
OdpowiedzUsuńTak jest! Jak mi już kazali jeść, to smarowałam masłem albo dżemem...
OdpowiedzUsuńChlebka też nie umiem, bo mi strasznie pancerna skórka wychodzi!
OdpowiedzUsuńOj, prawda!...
OdpowiedzUsuńJedliśmy zdrowiej! Mniej ,,chemicznie''. A ruszamy sie chyba więcej...
OdpowiedzUsuńTarta na zimno? Ciekawostka...
OdpowiedzUsuńPracochłonne odrzucam z założenia! Kuchnia jest dla mnie, nie ja dla kuchni... Z rzadka tylko bywa coś bardziej czasożerczego, ale okazja musi być wyjątkowa!
OdpowiedzUsuńPrzepisy ,,na oko'' najlepsze, bo kreatywne!
OdpowiedzUsuńZiemniaki to nie problem, ale już jajko?... Wyższa szkoła jazdy!
OdpowiedzUsuńTo się nazywa banoffee pie (ciasto bananowo-toffi_owe)
OdpowiedzUsuńhttp://www.makecookingeasier.pl/na-slodko/slodka-tarta-bananowa/
Choć ja zrobiłam nieco inaczej - bitą śmietanę wymieszałam z galaretką, a kajmak zastąpiłam kakaową masą krówkową.
Uwaga! To jest bardzo słodkie i kaloryczne :-)
Czyli chyba tylko dla Mamidła i może wnuków... :)
OdpowiedzUsuń