Wierzcie lub nie, ale istnieją w blogosferze tematy tabu! Na przykład temat prania.
Czwarte podejście wczoraj w nocy zrobiłam. Szkic niby się zapisał, tylko z opublikowaniem był problem, bo właśnie Firefox postanowił poprzenosić dane. Cokolwiek to znaczy. Nic to, pomyślałam, skoro szkic jest, to go dziś tylko kliknę i się pojawi.
Ale skądże? Nie ma! Jakoby nigdy nie było... Ale żeby tak po raz czwarty zablokować?! Już prawie rok minął od pierwszego podejścia. Co jest niebezpiecznego w temacie? Jakieś słowo-klucz? Pojęcia nie mam, ale zagadka mnie frapuje. Chyba za jakiś czas podejmę kolejną próbę. A może działa tu tzw. efekt eksperymentatora? Spodziewam się, że znów nie puszczą, to i nie puszczają... Licho wie!
***
Konieczność nieustannego przebywania w domu z Mamą owocuje przedziwnymi skutkami. Pamiętacie pewnie, że nie znoszę spacerów. Teraz jednak gotowa jestem podreptać byle gdzie, bez celu, byle na długo. Ta nieprzeparta chęć mija zawsze tuż po siedemnastej, gdy wraca Małż. Wtedy się nagle odechciewa...
Zauważyłam dziś naprzeciwko bloku na trawniku ,,psim'', że chyba powróciły do dzielnicy dziki. Długo się nie pokazywały, kilka lat. Podobno zostały gdzieś wywiezione. A dziś trawnik zryty doszczętnie! Ewidentne ślady buchtowania. No, sroki tego przecie nie dokonały, choć też ich tu mrowie a mrowie...
***
Pod wpływem wczorajszej nocnej rozmowy z podlaską Ewą, rozmowie poświęconej głównie pieczeniu chleba, rozpoczęłam produkcję zakwasu. Jak zawsze przestudiowałam liczne receptury z sieci i dokonałam typowego dla mnie misz-maszu przepisów. Małż kategorycznie oświadczył, że on takiego chleba nie tknie! Wystarczająco się najadł w dzieciństwie, bo Teściowa piekła chleb sama przez wiele, wiele lat.
Ja już nie miałam okazji go spróbować, bo weszłam do rodziny w epoce pieczywa ze sklepu. Ale raz u ciotki Małża na wyspie dostałam taką pachnącą, ogromną pajdę z samorobnym masłem i miodem!
Oczywiście mam świadomość, że takiego jak u ciotki Weroniki nie uzyskam. Choćby z powodu braku chlebowego pieca, do którego się nie umywa elektryczny piekarnik! Ale poeksperymentuję... Zakwas jest zdatny do użycia po pięciu dniach, czyli pierwszy chlebek ujrzy światło dzienne w niedzielę lub poniedziałek.
Tymczasem w tej chwili stygnie czwarty robiony na drożdżach...
Zgago - jeśliby się zakwas nie udał (tfu, tfu, tfu) to ja służę moim-chętnie się podzielę, rozsyłałam go już po całej Polsce ;-) to i do Ciebie mogę posłać.
OdpowiedzUsuńCiekawe z tym tabu...;)
OdpowiedzUsuńA chęć spacerowania, w takiej sytuacji, nie dziwna...rozmawiałaś już z opiekunką?
zapraszam do siebie po wyróżnienie :)
OdpowiedzUsuńChleb na zakwasie to rzeczywiście wyzwanie. Teraz z mężem po raz chyba pierwszy się nie zgadzam. Ma fantastyczny smak
OdpowiedzUsuńA przypomnienie smaków dzieciństwa, jakież to sentymentalne.
Pozdrawiam
a ja myślałam, że opublikowałaś notkę po czym schowałaś;)bo tytuł wisiał jeszcze wczoraj wieczorem, właśnie coś o praniu;)
OdpowiedzUsuńChlebek na zakwasie jest pyszny:)ciekawam Twojego.
p.s. gdy wracam od Mamy, jestem tak zdołowana, że poszłabym/pojechałabym na koniec świata, więc wierzę, że gna Ciebie w nieznane byle dalej...
Koniecznie napisz jaki Ci wyszedł!
OdpowiedzUsuńI nie zapomnij odłożyć zakwasu na kolejny chleb!
I polecam świetną stronkę: www.moja-piekarnia.pl
pozdrawiam
Moja teściowa ma ponad 90 lat i jak mamy przyjechać, to taki chleb na zakwasie jeszcze upiecze, co prawda w piekarniku elektrycznym, ale pachnie i smakuje wybornie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo proszę! Tylko podziwiać!
OdpowiedzUsuńJak wyprodukuję, dam znać!
OdpowiedzUsuńDziś mi się udało wyrwać na półtorej godziny do miasta. Ależ frajda była!
OdpowiedzUsuńWciąż szukam zapomnianych smaków... I tylko ta babcina kartoflanka wciąż nieuchwytna!
OdpowiedzUsuńO rany, pędzę! Dzięki!
OdpowiedzUsuńJeszcze się nie zebrałam jakoś...
OdpowiedzUsuńOK, zakwas raczej wyjdzie, tylko przepisu teraz szukam...
OdpowiedzUsuń