Wyrwałam się na półtorej godzinki w miasto. Nie bez obaw o to, co zastanę po powrocie... Na szczęście obawy zbędne!
Pretekstem był zakup pończoch dla Mamidła. Albowiem nagle ich populacja zmalała do trzech kompletów. Z wcześniejszych kilkunastu... Albo jakiś tajny schowek, albo nie spostrzegłam, kiedy postanowiła powyrzucać.
Podjechałam autobusem na Armii Krajowej i poruszałam się w niewielkim kwartale ulic, zaliczając w sumie tylko dwa sklepy: ulubiony Textil Market i budkę rajstopowo-pończoszniczą... Wróciłam z pełną reklamówką dóbr wszelakich! I zrelaksowana jak dawno nie...
Jutro (dziś?) Asia zaprasza w nowe pielesze z możliwością kąpieli w wannie! Z rozkoszą skorzystam. Bom nie kąpana od dziesięciu dni!
Dobry dzień za mną. Z wielu względów. Oszczędzę Wam szczegółów, ale w skrócie maksymalnym to był ,,dzień suchy''. Fizjologicznie... Mała rzecz, a cieszy!
Teraz też, już niemal pierwsza w nocy, a Mamidło ani razu się nie obudziło. Wczoraj do tej pory już trzy razy była pobudka! Na ,,mokro''...
Oby tak dalej!
Jak już to pisałem cieszą drobne rzeczy. Nasz umysł jest genialny. Sprawdziłem tow końcu na sobie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo się cieszę, że jest optymistyczniej.
OdpowiedzUsuńOby coraz więcej takich miłych akcentów:)
OdpowiedzUsuńPS. Też bardzo lubię Textil Market;)
jak niewiele nam trzeba aby świat zdał się piękniejszy i litościwszy żywot, prawda?;)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że potrafimy się tymi drobiazgami cieszyć...
OdpowiedzUsuńBo jak go nie lubić?
OdpowiedzUsuńJa też!
OdpowiedzUsuńSą i tacy nieszczęśnicy, których nic nie cieszy, nawet rzeczy spore. To jest dopiero dramat!
OdpowiedzUsuń