Jeszcze odrobinka zeszłorocznych nalewek się w Gdyni ostała, ale pora rozpocząć produkcję tegoroczną. Już nieco zaspałam co prawda, ale trudno...
Truskawki się skończyły niepostrzeżenie, więc ratafia (debiut!) zaczęła się dziś od porcji wypestkowanych czereśni. Następne będą porzeczki czerwone i czarne, potem maliny, jeżyny, jagody gdzieś po drodze i wiśnie, rzecz jasna.Słój spory, jest gdzie dorzucać...
Ilości nalewek planuję raczej symboliczne, ot tak - na spróbowanie. I ewentualne ustalenie, co najbardziej w rodzinie przyswajalne. Więcej też nowych niż takich samych jak w 2012. Zresztą... Ja i tak najbardziej lubię kawówkę! I cytrynówkę farmaceutów. A te dwie można akurat upędzić o każdej porze roku!
Jeszcze raz w życiu chciałabym wykonać osobiście wino z wiśni, choć domowe wina to też nie jest to, co Zgaga lubi najbardziej. Ale sentyment mam do produkcji sprzed z górą trzydziestu lat, która tak znakomicie wyszła, a potem padła ofiarą zimy stulecia!
To było nasze pierwsze małżeńskie wino na wiśniach z ogrodu małżowych Rodziców. Balon nieduży był, zaledwie dziesięciolitrowy. Wina wyszło dokładnie 6 litrowych butelek po jakimś napoju, którego nazwy już nie pomnę.
Tak nas zachwycił uzyskany ,,eliksir'', że jedną butelkę wypiliśmy sami przez dwa wieczory, a resztę schowaliśmy pieczołowicie na strychu. Na specjalne okazje dla najmilszych gości...
Nigdy nie myśleliśmy, że najmilszym gościem okaże się bardzo sroga zima! 1978/79. Pamiętna...
Zbliżały się moje imieniny, parę dni przed pierwszym kwietnia zażądałam przyniesienia trunku do mieszkania. Małż na strych się wdrapał i potem usłyszałam tylko kilkakrotne ,,o matko!'', a potem jeszcze coś, też niby o matce, ale niezbyt pochlebnie...
Wszystkie butelki były kompletnie popękane! Zawartość jeszcze w przewadze w stanie zamarzniętym się utrzymywała, tylko na brzegach troszkę się rozpuściła...
Nigdy już więcej nie spróbowaliśmy produkcji wiśniowego wina. A to czasu brakowało, a to surowca. Żadnej gwarancji nie ma, oczywiście, że aktualny wytwór dorównałby bukietem i smakiem temu zaprzepaszczonemu. Bo i gust się nam przecież zmienił przez ponad trzy dekady. Ale mimo wszystko spróbowałabym...
***
Z komórki przykuchennej wyglądają ku mnie zalotnie zastępy pustych słoików. Chyba ich jednak tego lata i jesieni nie ponapełniam. Sporo jeszcze zapasów i w pieleszach, i zwłaszcza w Gdyni, a spożywać nie ma komu. Niech więc słoje poczekają jeszcze...
No proszę, jaka mądra z Ciebie kobieta. Moja teściowa, czy trzeba, czy nie trzeba, musi narobić słoików. A stare cichcem wyrzuca... Jakby musiała sama za prąd i wodę zapłacić, może inaczej by było.
OdpowiedzUsuńA pstrągarnio-pierogarnia to w Kleszczewie. Pyszna, ale droga!
...no to wypijmy za zdrowie, żeby nam się dobrze działo, a że działo to armata żeby nam się armatnęło...
OdpowiedzUsuń:))
Mój Tata robił wino z wiśni, najciekawsze były obrazki z drylowania :)
OdpowiedzUsuńBardzo je lubiliśmy, odznaczało się jednak niezwykłą mocą.
Teraz mama już sama nie robi win, to ciężka praca.
A inne przetwory - ma ich pełne półki, a też nie ma kto jeść. Więc i ja raczej zjadam moje wiśnie na bieżąco. :)
pozdrowienia
iw-nowa
p.s.
tym razem zaprosiłam Cię na mojego świeżutkiego bloga z moimi tłumaczeniami artykułów z prasy niemieckiej.
-- ja uwielbiam taką naleweczkę z kawy.. z tym, że musi stać 42 dni i żeby się w tym nie zagubić robię ją w Popielec i na Wielkanoc jak znalazł.... a jak zostanie to i a dłużej...:)
OdpowiedzUsuń-- no i tak to bywa przed obiadkiem.... zjadło mi się literkę.... miało być....a jak zostanie to i na dłużej.... --- choć rzadko zostaje, bo smakoszy wielu....
OdpowiedzUsuńale jesteś wiśnia! nigdy przepisu od razu nie napiszesz a mnie skręca na dobrą domową ratafię. Miałam kiedyś przepis i ze dwa razy zrobiłam, ale gdzieś przy przeprowadzce mi wcięło. Szukam w necie, ale nigdzie podobnego ni ma;)
OdpowiedzUsuńWięc dawa mi tu raz dwa!
p.s. ja też leniwiec i pewnie popełnię tylko parę słoików ogórków;/
Kiedy ja nie posiadam przepisu! Na razie wrzucam owoce, cukier i zalewam wódką i spirytusem. I czekam na efekt...
OdpowiedzUsuńKawowa rulez! Choć Szwagrowi najbardziej podchodziła malinowo-jeżynowa naleweczka....
OdpowiedzUsuńGłodne było, to i pojadło...
OdpowiedzUsuńDzięki! Ty to jesteś tytan pracy jednak. Jeszcze masz czas na tłumaczenia ,,sobie a Muzom''!
OdpowiedzUsuńWypijmy! Zeszłorocznym produktem na razie...
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że to tam! Lata temu dwa razy kupił mi tam kolega polędwicę z pstrąga. Ależ to był rarytas...
OdpowiedzUsuń