... pora troszku porabotać!
Ponad tydzień błogiej laby... Najpierw u Magdy, potem za granicami. Powrót do rzeczywistości, która skrzeczy, nie jest łatwy.
A jak sobie jeszcze durna baba umyśli, coby słoiczki zapełnić! Na przykład takim sokiem z czarnego bzu, boć przecie przeciwzaziębieniowy, a zima idzie... Naokoło chałupy rośnie tego a rośnie... Tylko rwać i przetwarzać!
Podczas procesu przetwarzania mus mieć oczy i uszy otwarte! Gdy się człek zapamięta w inszych czynnościach, skutki mogą być opłakane. Jak to dziś się zdarzyło. Chwila nieuwagi, a bez wypełzł na całą kuchenkę! Połowa soku wylała się na szeroko pojętą kuchnię... I spływała ciemnoamarantową strugą! Ależ było sprzątania...
W wyniku straty produktu po południu udałam się na ponowny zbiór, parę metrów od domu dosłownie, bo tu gdzie się nie obejrzeć, bez rośnie! W efekcie w komórce stanęła bateria kilkunastu rozmaitego rozmiaru słoiczków. Czego nie zużyjemy osobiście, posłuży wnukom. Wszak Hania twierdzi, że ubiegłej zimy tak długo chłopaczki były zdrowe, jak poiła ich soczkiem... Gdy się skończył, zaczął się sezon na oskrzela i anginy!
***
Z zupełnie inszej beczki. Wiecie, kobitki, że przez dwa i pół dnia pobytu w Paryżu zobaczyłam może z pięć niewiast na szpilkach? Spodziewałam się, że paryżanki od świtu do nocy na obcasikach, a tu niespodziewanka! Królują płaskie kozaczki, pantofelki typu baleriny, jeśli już obcas, to koturn i to niezbyt wysoki. Znaczy - wygoda przede wszystkim!
Generalnie nasze dziewczyny w niczym nie ustępują paryżankom, wręcz przeciwnie! Bywają jeszcze bardziej eleganckie. Choć może częściej ocierają się o kicz... Z powodu, że wszystko musi lśnić i błyszczeć!
--- ojjojojoj...a soczek jeszcze przede mną.... może po niedzieli... mam nadzieję , że ptaszki nie będą pierwsze....
OdpowiedzUsuń-- pozdrówka...
Ja to sok z bzu zużyłabym na likierek kawowo-bziany :) Z rumem o! Jednakoż u mnie w okolicy bez i owszem bywa ino bardzo mocno ołowiany.
OdpowiedzUsuńPodziwiam twoją pracowitość, bo ja dopiero moją pierwszą kawę piję, i tak tu myślę co tu dziś zdziałać. Ale soczki z bzu? Jeszcze nie robilam i nie wiedziałam nawet że takie zdrowe.
OdpowiedzUsuńMusi lśnić i błyszczeć, bo przecież "We are Polish", a polish to połysk, między innymi :-D
OdpowiedzUsuńDopiero co zrobiłam 30 słoiczków pikantnego chatney'a z papryki (coś podobnego do ketchupu z pomidorów). Pyszność!
OdpowiedzUsuńJa niestety mam ciągle jeszcze aspirację do noszenia szpilek, natomiast moje nogi zdecydowanie już tylko do balerinek:)
OdpowiedzUsuńWczoraj mi komentarz nie wszedł (mój internet w rozbudowie i uprzedzali o utrudnieniach)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zdjęcia!
I jak na Ciebie spojrzałam od razu mi przemknęło -przecież ja Ją znam:)) od lat.
Nieważne, że nie wiem skąd i gdzie , ale takie miałam odczucia:)
Uściski
sprzątania nie zazdroszczę, choć czasem chłopaki robia podobny sajgon!
Może i los nas gdzieś zetknął..
OdpowiedzUsuń|Ja nawet aspiracji nie mam!
OdpowiedzUsuńW każdej postaci papryka jest super!
OdpowiedzUsuńAle pomysłowa dedukcja!
OdpowiedzUsuńWiesz, ze pracowitość u mnie rzadka...
OdpowiedzUsuńDawaj przepisa! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak ptaszki, ale np. owocówki nie lecą do soczku...
OdpowiedzUsuń