W pewnym sensie miło jest zaobserwować, że nie tylko my, Polacy, mamy mało poddańczy stosunek do norm i przepisów.
Nasz przyjaciel Kazimierz przemierzał przed laty Europę samochodem. Pamiętam, jak opowiadał: - W Niemczech i Szwajcarii jest tak czysto, że to aż przeraża! Za to, gdy wjechaliśmy do Francji, poczułem się swobodnie... Jak w domu!
Coś w tym jest rzeczywiście, bo Paryż objawił się nam... no, może nie brudny, ale solidnie zaśmiecony! Puste puszki po napojach, papiery, pety, pety, pety.... A na chodnikach trafiają się całkiem często psie ,,pamiątki''...Choć psów niewiele.
Druga rzecz - przestrzeganie przepisów drogowych przez pieszych i kierujących. W skali od 1 do 10 najwyżej...2! Piesi namiętnie przechodzą na czerwonym świetle, na zielone czekają grzecznie tylko japońskie wycieczki. Sami już po godzinie chodziliśmy ,,po parysku''. A co wyczyniają kierowcy? Na skrzyżowaniach powstają co rusz takie kotłowiska, że pozornie powinny blokować ulice na całe godziny. Tymczasem jakoś się to wszystko rozładowuje całkiem sprawnie i bez większych nerwów. Co najwyżej słychać trochę trąbienia... Tak czy siak my byliśmy w szoku nieustannym!
Na podparyskim lotnisku, mimo absolutnego zakazu palenia, siwowłosy pan beztrosko pykał fajkę tuż obok stanowiska kontrolerów. I nic! A mnie by nawet do głowy nie przyszło nieszkodliwego e-papierosa wyciągnąć...
Prawdę pisano w przewodniku. Francuzi mają mnóstwo przepisów do ,,omijania''...
***
W najbardziej znanych obiektach miasta spotykaliśmy co chwilę śpiących kloszardów. Jedni pod kocykami, inni tylko pod kartonami. Nie budzą niczyjej uwagi, co najwyżej japoński turysta obfotografuje... Ale on przecież z zasady fotografuje WSZYSTKO!
Bywały chwile, gdy na peronie metra byliśmy z Małżem jedynymi przedstawicielami rasy białej. Dookoła tylko Arabowie, Azjaci i ,,Afroeuropejczycy'' (?). Troszkę dziwne uczucie... Nie, nie strach żaden, bo niby dlaczego, raczej świadomość, że to my jesteśmy nagle mniejszością!
I jeszcze ceny. Horrendum! Gdyby złotówka równa była euro, to byłoby Eldorado...Ale jeśli średniej klasy obiadek dla dwóch osób wynosi tych euro 50? Za dwie stówki to przecież u nas już prawie ho, ho! Szampan i ostrygi! Przynajmniej według wyobrażeń Zgagi-emerytki budżetowej...
***
I tym akcentem kończę relację z dziewiczej, napowietrznej, podróży mej...
Ale to co zobaczyłaś to Twoje :)
OdpowiedzUsuńTak podejrzewałam, że było od razu wkleić przepis.Zamiast kwasku daję sok z cytryny: http://wkuchniwpiwnicywogrodzie.blogspot.com/2012/09/na-wokandzie-czarny-bez.html
w Niemczech pamiętam palące emerytki (i pociągające ze "szczeniaczków" cystomwutke:)) tuż pod tabliczką o zakazie palenia:)) a i czysto za bardzo nie było:))) widać, zależy od dnia,miejsca,itd....
OdpowiedzUsuńale racja, co Wasze to Wasze:)))
a ruch w Paryżu mnie też zadziwiał..szczególnie,jak obserwowałam Plac Gwiazdy z Łuku Triumfalnego..a tam kilka pasów,i pierwszeństwo inaczej działa....
No to pierwsze koty za płoty. Następna wyprawa to gdzie ? O czym marzysz ?
OdpowiedzUsuńTeraz? Coś ze Skandynawii (tu zgodność pełna z Małżem), a najbardziej Toskania (tu, niestety, zgodności nie ma). No, zobaczy się...
OdpowiedzUsuńTak czy siak nie ma jak u siebie!
OdpowiedzUsuńOczywiście, czekając na ,,przepisa'', wzięłam spory słoik i do niego wlałam po tyle samo: wódki, rumu, nalewki kawowej i soku z bzu! Soku mam jeszcze sporo, więc i tę recepturę z sieci wypróbuję na pewno!
OdpowiedzUsuńRum, niestety, z Pierdonki, bo ten 80% drogi okrutnie, choć świetny....
Witaj! Celowo wyłączyłaś możliwość komentowania przy kolejnym wpisie, czy kliknęłaś niechcący ?
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu i cierpliwości, a sądowi -rozumu - gdyby płacili z własnej kieszenie za rozprawy -rozstrzygaliby raz dwa!
Ale Twoja kombinacja też pysznie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńZ tego przepisu smakowałam, jest pyszna. Znika szybciej niż się robi.
Rum dobry mają w Lidlu, taka flaszka jak nasza wódka tylko biało - żółta, z żaglowcem. Golden Rum się nazywa. Tego przynajmniej nie perfumują jak nieszczęsnego Cpt. Morgan'a.
Paryż też zwiedzałam na dziko, bez przewodnika znaczy.
OdpowiedzUsuńA e-papieros wcale nie taki niewinny!
-- no właśnie , jak to z komentarzami...? ja kiedyś też coś kliknęłam niechcący i też przez pewien czas miałam zablokowane... pozdrawiam... miłej spokojnej niedzieli....
OdpowiedzUsuńZnów się gdzieś palec obsunął...
OdpowiedzUsuńDlaczego ,,nie taki niewinny''?
OdpowiedzUsuńObawiam się, że Gran Imperio z Pierdonki też perfumowane...
OdpowiedzUsuńWypadek przy pracy, po prostu efekt zmęczenia chyba, bo bardzo późno pisałam.
OdpowiedzUsuńMa może nieco mniej tych smolistych i innych takich. Mniej nie znaczy wcale. Badania wykazują, że potrafi tak samo uzależnić jak tradycyjny papieros:)
OdpowiedzUsuńOczywiście, jednak dziebeczko mniej truje...
OdpowiedzUsuń