Jakieś półtora miesiąca temu zauważyłam, że sufit w łazience zdecydowanie nie jest biały! Raczej ,,dropiaty''... W szaro-czarne cętki. Przyczyn takiego stanu rzeczy nie zgłębiałam, ale podejrzewam, że to naturalne połączenie wiecznej wilgotności pomieszczenia i pustostanu nad nami. Albowiem ulubiona Babcia-sąsiadka już od półtora roku u siebie nie zamieszkuje...
Jaka by nie była prawda, jedno jest pewne: mus odmalować!
Zaczęłam więc od drobnego: ,,o matko, widziałeś, jak wygląda sufit w naszej łazience?'' Przyznał, że widział. Za parę dni: ,,no, coraz gorzej ten sufit wygląda, może trzeba by pomalować?''. Odrzekł, że ,,może''... Gdzieś po tygodniu: ,,odczuwam spory dyskomfort przebywając w łazience, nie mogę już patrzeć na te czarne kropki! Da się coś z tym zrobić, kotku?'' Zero reakcji...
Odczekałam ze dwa tygodnie. Po czym: ,,a może byśmy (my?!) w którąś sobotę pomalowali? To niewielka robota, bo poza sufitem cała prawie ściana w kafelkach...'' Odmruknął, że prawdopodobnie nawet jakaś puszka białej farby zalega w piwnicy.
Tydzień temu mały cud. Sam z siebie stwierdził: ,,chyba się wezmę w sobotę następną za ten sufit. Rzeczywiście paskudny jest..''
I teraz zadanie na jutro: dyskretnie, acz stanowczo przypomnieć, że w sobotę malujemy! Oczywiście liczba mnoga jest pozorna, ale brzmi lepiej, nieprawdaż? Więc ,,kochanie, zobacz, czy naprawdę w piwnicy jest ta biała farba, bo jeśli nie, to w sobotę rano kupimy''...
Jakiś dobry obiadek jeszcze trzeba na piątek wykonać, by motywacja małżowa wzrosła! Kiedy będzie konsumował, znów napomknę... I może jakiś ,,bonusik'' zapowiem?...
Właściwie powinnam była ostrzec bywających tu panów, by nie czytali. :)
Dobre, Zgago ;)! Muszę ten sposób podpatrzeć i wykorzystać na swoim ślubnym...
OdpowiedzUsuńManipulantka!:) A tak po prawdzie, to jeśli to jakieś pochodne grzyba, a farba jest zmywalna, to zacząłbym od porządnego zmycia sufitu najlepiej wodą z rozpuszczonym szarym mydłem, czy płatkami mydlanymi (chodzi o zwalczanie środowiska kwaśnego zasadowym), a po obeschnięciu przyjrzeć się i zastanowić, czy naprawdę potrzeba malować...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
w piątek wieczorem - "to jak, malujemy, bo nie wiem, czy chować kosmetyki i foliować lustro"
OdpowiedzUsuńSprytnie:)!
OdpowiedzUsuńA małżonek czasem tu nie zagląda hehe?
OdpowiedzUsuńDobrze byłoby sprawdzić, czy to aby nie grzyb, bo jeśli tak, to malowanie nic nie da- znów wylezie. A nie ma jak sprawdzić czy aby na pewno u sąsiadki nic się nie sączy z instalacji wodnych?. Bo może tam coś maleńko przecieka? Na wszelki wypadek dokupcie i użyjcie preparatu grzybobójczego przed malowaniem.. I koniecznie zostawiaj często otwarte drzwi łazienki. W życiu nie robiłam takich podchodów - po prostu sama się zabierałam do działania, jeśli nie miało ono akceptacji. I albo robiłam sama albo wzywałam fachowca. Potem wprawdzie słyszałam "przecież ja bym to zrobił" na co odpowiedz była prosta - ty "byś", a ja zrobiłam. Wiem, siekiera jestem, zawsze byłam.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
że tak powiem działam podobnie,choć czasami sama się biorę , bo wiadomo..ja tak mam:)))
OdpowiedzUsuńpozdrów swojego Bohatera w swoim domu:)
Udane stymulowanie wzrostu słupka motywacji małża to tajemnica każdego małżeństwa ;). Życzę powodzenia zatem!
OdpowiedzUsuń...to już wiem czemu zawsze bonus przed praca dostaję, he he he...
OdpowiedzUsuńPrzed?!!! Chylę czoła przed Połówką...:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ,,słupek motywacji''. Niech wzrasta! :)
OdpowiedzUsuńPozdrowię, gdy robota zostanie skończona!
OdpowiedzUsuńŚrodek przeciw grzybom i pleśni zawsze stosujemy przed malowaniem łazienki. Niemniej dzięki za rady!
OdpowiedzUsuńMałżonek jest ,,ponad'' takie bagatelki jak babski blog.
OdpowiedzUsuńStare, babskie metody! Czasem jeszcze działają...
OdpowiedzUsuńKosmetyki mam w kuchni, a lustro może być zafoliowane non stop.
OdpowiedzUsuńSzare mydło nabędę, za radę się kłaniam!
OdpowiedzUsuńNie na każdego ślubnego działa, ale generalnie umiarkowane marudzenie skutek odnosi. Byle w małych dawkach i z długimi przerwami. To się po prostu musi ,,wdrukować'' w pamięć.
OdpowiedzUsuń