Po każdym posiedzeniu naszej szkolnej komisji socjalnej gul mi skacze, a wiara w ludzie maleje. W dodatku jadu wylać publicznie nie mogę, bom tajemnicą związana niczym ojciec Mateusz. Ech!...
Na poprawę humoru mam dziewięć nowych lekturek i... kolejny późny debiut w perspektywie. Debiut tym razem gastronomiczny.
W pewnych kwestiach jestem zdecydowanie konserwatywna. M.in. w kuchni. Owszem, lubię zjeść lub przygotować coś nowego, jednak nigdy mnie nie pociągała kuchnia np. azjatycka. Ani sushi, ani te dziwne grzybki, ani glony. Nie zjem też za nic ostrygi, ośmiornicy czy nawet kalmara. Już chyba węża prędzej, podobno niezły...
Tymczasem Asia nas mocno motywuje, by z okazji rocznicy ślubu odwiedzić tajską restaurację nad Motławą. Nawet dziś zaproponowała konkretne dania, których próbowali z Michałem w jej imieniny dwa tygodnie temu. Ponoć pyszne...
Sister wielką jest admiratorką chińszczyzny i pochodnych. Ostatnio gust kulinarny mamy coraz bardziej zbieżny, więc może zagustuję?...
***
Tymczasem w niedzielę wyprodukowałam pierwsze tegoroczne przetwory. W ilości niezbyt wielkiej, ale zawsze. Z truskawek. Oczywiście zaczęłam, jakżeby inaczej, od nastawienia nalewki. Potem sok do herbaty na zimę, pięć niedużych butelek, na koniec trzy słoiczki dżemu. Przemysłowej produkcji nie zamierzam uskuteczniać, ale tak po troszku z każdego rodzaju letnich owoców cosik się wykisi...
Na pewno w tym roku nie upędzę ratafii. Jakoś przestała mi podchodzić. Zdecydowanie królować będą nalewki jednoowocowe, utwierdziły mnie w tym przekonaniu panie gospodynie ze stoiska obok nas na jarmarku w Oliwie, gdzie podegustowałam symbolicznie. Preferować będę małe ilości, za to różnorodne. Czereśnia, porzeczka czerwona i czarna, malina, wiśnia, jeżyna, aronia. Ta ostatnia po raz pierwszy z własnego krzaka, gdzie zapowiada się niezły zbiór! Jak dobrze pójdzie, to i borówka amerykańska, też osobista.
No i wreszcie ,,księżna Pigwa''. Tak się uwijały pszczoły i trzmiele przy większym krzaku, aż uszy bolały, a i tak skutek jak co roku - na małym krzaczorze owoców moc, na wielkim parę sztuk zaledwie...
Ratafii szkoda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
chińszczyzna jest pyszna!
OdpowiedzUsuńKuchnia azjatycka nie jest zła. Ale zarówno tajskie dania jak i chińskie oraz indyjskie robię zawsze mniej ostre, mniej słodkie, mniej "woniejące", bo takie wolę. Curry stosuję namiętnie do wszystkiego, ale tylko jego łagodną postać. I do smażenia używam tylko masła klarowanego - wszystko wtedy jest znacznie smaczniejsze niż pichcone nawet na najzdrowszym oleju. Zresztą gdy smażę coś na najzdrowszym oleju zawsze mam jakieś problemy gastryczne, po smażeniu na maśle klarowanym- nie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
może prosić przepis na nalewki /tak w skrócie/
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wspieram koncepcik z nalewkami:))
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Kontentam, iż uznanie u Waszmości znajduję!
OdpowiedzUsuńTak w skrócie? OK. Do słoja wrzucasz dowolne owoce, mniej więcej kilogram, zasypujesz cukrem (ilość zależna od tego, jak słodka ma być nalewka) i zalewasz wódką i spirytusem w proporcji 1:1 (jeśli ma być bardzo mocna) lub dwiema butelkami samej wódki (gdy ma być wersja ,,damska''). Słojem trzeba co jakiś czas potrząsnąć, by się rozpuścił cukier. I tak sobie to stoi 3-4 miesiące. Potem zlewasz do butelek i tyle. Owocki można wyrzucić albo po troszku zjeść...
OdpowiedzUsuńTo wersja dla leniwych. W wersji dla pracowitych można najpierw zalać owoce alkoholem, po 3-4 tygodniach alkohol zlać, owoce zasypać cukrem, potrzymać tak ze dwa tygodnie i potem znów wszystko połączyć.
Powodzenia w produkcji!
Też lubię masło klarowane. Ładnie pachnie potrawa i nie powoduje potem sensacji...
OdpowiedzUsuńZobaczymy! Chociaż w moim przypadku to raczej będzie tajszczyzna.
OdpowiedzUsuńMoże powrócę do niej za rok?...
OdpowiedzUsuńWitaj, myślałaś o pisaniu artykułów dla seniorów? Masz lekkie pióro, nadajesz się idealnie http://seniorzy24.pl/wspolpraca/
OdpowiedzUsuńA o czym na przykład?
OdpowiedzUsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuń