... że ja, zdeklarowana psiara, będę pisać o kotach?...
Jakiś czas temu sąsiadka z naprzeciwka stwierdziła, że obie ,,nasze'' kotki najprawdopodobniej urodziły. Z tym, że o starszej kocicy wiadomo było, iż miot był martwy. O młodszej, Burasce, nie było wieści.
Dziś wychodzę koło południa na taras. Obie kotki leżą sobie na słoneczku cichutko, tymczasem skądś dobiega miauczenie. Patrzę, a tu zza skrzynek z bratkami wyłaniają się dwa maluchy. Jeden szary, drugi czarny. - No, to zagadka rozwiązana! - stwierdziliśmy z Małżem. I nawet poczuliśmy się trochę dumni, że to do nas kocica przyprowadziła potomstwo, choć jesteśmy tylko współkarmicielami. Bo obie kotki karmi o wiele dłużej sąsiadka.
Ponownie na taras wyległam ze dwie godziny później. Ledwo stąpnęłam, a tu naprzeciwko stoi kocię numer trzy, maleństwo śnieżnobiałe. Komiczne, jedno oczko zielone, drugie niebieskie! Małż się obśmiał i mówi: - Ty już lepiej dziś na taras nie wychodź, bo do wieczora uzbiera się tuzin...
Zawołaliśmy sąsiadkę, która pomaga w pracy naszemu ukochanemu wetowi. Zapakowała cały przychówek do kartonu, obiecała jutro maluchy odrobaczyć i wywiesić ogłoszenie dla chętnych do posiadana kiciusiów.
Jakoś po siedemnastej potrzeba palacza zagnała mnie na taras po raz trzeci. Tak z głupoty zajrzałam za skrzynki... I w pierwszej chwili pomyślałam, że coś ze mną nie tak, bo zobaczyłam dwugłowego czarnego kotka! Jednak po chwili się okazało, że dwie głowy miały też dwa korpusy i w sumie osiem łapek. Jeden czarnulek był uciekinierem z kartonu, drugi natomiast czwartym dziecięciem Buraski. To ostatnie kociątko było niezwykle sprytne i długo nie dawało się złapać, choć w obławie uczestniczyło w sumie pięć dorosłych osób...
Nie powinno Was zdziwić, że w tym momencie otrzymałam absolutny zakaz pojawiania się na tarasie?...
Zgago kochana, To koty wybierają sobie właściciela, a nie odwrotnie. I idą do dobrych ludzi. Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę zdrowia.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie rozumiem tego zakazu, wszak "od przybytku głowa nie boli". Trzeba było tylko trochę się nabiegać, ale to dla zdrowia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBialy z kolorowymi slepkami!! Sliczny! Jak to matka natura miesza w genach :)
OdpowiedzUsuńJa bym jednak poszla za ciosem i przez kilka dni w ogole nie wychodzila z domu... Malo to dzikich kotow w okolicy? ;-D
OdpowiedzUsuńNie strasz!!!:)))
OdpowiedzUsuńPrawda? A tatuś prawdopodobnie rudy...
OdpowiedzUsuńGłowa podobno akurat nie!:)))
OdpowiedzUsuńNigdy jakoś za kotami nie przepadałam, natomiast one za mną owszem.
OdpowiedzUsuńte dorosłe koty wyłapać i dać wysterylizować. Od czasu gdy się pojawiła taka możliwość, u nas przyrostu jest zdecydowanie już mniej. A wcześniej to się na potęgę mnożyło, śliczne takie maleństwa ale potem znaleść chętnego to było nie takie znów łatwe..
OdpowiedzUsuńUleczka ma rację- trzeba się przede wszystkim zając dorosłymi kotami i je wysterylizować, żeby nie było następnych przychówków. Jakoś nie przepadam za kotami, chociaż bardzo lubię je obserwować. Ale nie zastąpią mi psa. Przeszkadza mi "wszędobylskość" kota i to "kuwetowanie".
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Właśnie tak myślimy, by się z sąsiadami dogadać w tej kwestii, złożyć się na kastrację.
OdpowiedzUsuńTeż się nie mogę przekonać tak do końca... Pies to pies!
OdpowiedzUsuńU nas taki zabieg u kotów bez domu to weterynaria robi to bezpłatnie. Dlatego i na osiedlach skończyła się ta okropna ilość kotów. Co za dużo to niezdrowo..
OdpowiedzUsuń