Kto wcześnie urodzony, ten wie, że w latach 60-tych w wielu domach znaleźć można było ,,Małą Encyklopedię Zdrowia''. U nas też takowa była...
Obrazki wewnątrz były czarno-białe i mało wyraźne. Niektóre zdecydowanie budzące odrazę. Przy tym nijak było się panience, jaką wówczas byłam, dowiedzieć się np. szczegółów męskiej anatomii, bo te właśnie obrazki były najmniej ostre... Nic to, najważniejsze, że wszystkie opisane choroby pasowały! Przynajmniej Mamidłu. I babci.
Lata później i mnie dopadła podatność na pisaną sugestię. Już nie pamiętam, jaki to był kolorowy tygodnik, dość że w nim istniał kącik poświęcony zdrowiu. A raczej chorobom właśnie. Co przeczytałam, to miałam, choć raczej natury hipochondrycznej nie posiadałam i do lekarzy chadzałam tylko w ,,ostatecznej ostateczności''. Oprzytomniałam dopiero, gdy mi wyszło, że na bank cierpię na... przerost prostaty! Od tej pory kącik ,,zdrowotny'' omijałam.
Zaczęłam też zdecydowanie unikać czytania ulotek zamieszczanych w opakowaniach leków. Dla spokojności.
Uodporniłam się na tyle, żeby kartkę z możliwymi objawami po chemii i pozostałych lekach onkologicznych (których to tekstów lekturę mi zalecono jako obowiązkową) potraktować jako swego rodzaju science fiction. I rzeczywiście, nic się nie działo.
Dziś zaczęłam kolejną kurację, zapobiegającą przerzutom do kości. Pani doktor oraz pielęgniarka dozująca kroplówkę ostrzegały, że przez dwa dni mogą z dużym prawdopodobieństwem wystąpić objawy typowe dla grypy. - Prawdopodobnie już w nocy będzie pani miała gorączkę, bóle stawów itp. I tak przez dwa dni.
Póki co, jest środek nocy, nic się nie dzieje... I dobrze, bo mam napięty plan na wtorek! I nie zamierzam z niego rezygnować.
Podziwiam i życzę by plany nie tylko na wtorek mogły być zrealizowane. Uściski.
OdpowiedzUsuńUdało się. Objawy pozabiegowe były na tyle lekkie, że nie przeszkodziły...
UsuńSzczerze mówiąc Mała Encyklopedia Zdrowia wydana w latach sześćdziesiątych była bardzo dobrze napisana, zawierała bardzo wiele wiadomości i była lepiej zredagowana niż następna. Miała również i kolorowe tablica i masę bardzo dobrze zrobionych rysunków poglądowych. A ulotki zamieszczane w opakowaniach leku naprawdę należy czytać, dla własnego bezpieczeństwa. Bo nie wszystkie schorzenia pacjenta lekarz ma zapisane w karcie pacjenta, głównie dlatego, że pacjent nie ma pojęcia co jest "normalne" u niego a co niestety nie w pełni i po prostu lekarzowi nie zgłosił.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Po ulotkę sięgam, gdy się coś przydarzy. Natomiast przed nigdy.
UsuńŻycie mnie nauczyło by czytać ją jeszcze przed wykupieniem leku, co jest teraz b. proste, bo w internecie można przeczytać te ulotki na stronie sieci aptek DOZ.
UsuńMam nadzieję, że dzisiejsze - wtorkowe, plany nie zostały pokrzyżowane :) A ja zawsze czytam ulotki lekarstw... Nawet jak jest to zwykły syrop. Tak już mam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
I dobrze, wszak JESZCZE mamy wolnośc, przynajmniej w tym względzie. Buziaki!
UsuńWielką encyklopedię zdrowia nabyłam już w dorosłości. Gdy zaczęłam czytać od "a" to wszystkie choroby mi pasowały, odłożyłam na wieczne niezaglądanie! Buziaki!
OdpowiedzUsuńCzyli nie jestem sama, fajnie!
OdpowiedzUsuńPodobno wiekszosc studentow medycyny ma dluzszy lub krotszy atak hipochondrii:)
OdpowiedzUsuńCo do ulotek, zgadzam sie z anabell, nalezy je czytac, bo lekarzom zdarza sie zlekcewazyc fakt brania lekow konfliktujacych sie z nowym lekiem. Poza tym warto wiedziec jakie sa mozliwe dzialania niepozadane, zeby wiedziec kiedy w pore odstawic lek lub przynajmniej poradzic sie lekarza czy mozna lub trzeba to zrobic. Nie jest to mila lektura, fakt, ale warto.
Sa tez leki, ktore przy dlugotrwalym ich braniu moga powodowac rozne schorzenia, dlatego powinny byc robione np.kontrolne badania krwi. Wielu lekarzy tzw. pierwszego kontaktu zupelnie ma to w nosie, a to moze miec nieobliczalne konsekwencje.
UsuńKontroluję się na bieżąco solidnie, więc na razie wszystko ok. Niemniej dziekuję za dobre rady!
OdpowiedzUsuń