poniedziałek, 23 września 2019

Nie jestem prepersem, ale...

Znajomy leśnik, a przy tym astrolog-amator, twierdzi, że należy być przygotowanym na każdy możliwy kataklizm, w związku z czym najlepiej wyposażyć się w kuchnię polową...

Takowej nie posiadłam, za to w komórce piętrzą się pełniutkie półki słoików i butelek. Dżemy, musy, soki w ilościach ponadnormatywnych. Dodatkowo w piwnicy zapas nalewek. W kuchni jeszcze dwa potężne słoje z pigwówką dojrzewają...

Gdyby mi ktoś dwadzieścia lat temu powiedział, że taka ,,produktywna'' będę, obśmiałabym na pewno. Cierpiałam bowiem na ,,przetworowstręt'' totalnie. A teraz? Małż musi w pewnym momencie zakrzyknąć gromko: ,,Basta!'', by moje szaleństwo powstrzymać. 

Dziś właśnie zakrzyknął, gdy najostatniejsze trzy słoiczki powideł śliwkowych popełniałam. Dodał przy tym, że jakby faktycznie kataklizm, to pożyjemy i tak niedługo, cukrzyca murowana, bo w zapasach jeno słodkie. Nic na słono, nic na kwaśno... No, nie lubię. Ale, ale... Przecież jeszcze gruszki w occie by się przydały. Ciii, byle nie usłyszał! Może jakoś przemycę?

Po raz pierwszy od lat nie wystartowałam w lokalnym konkursie kulinarnym.  Ale już mam pomysł na rok następny, dzięki wizycie na Podkarpaciu. Fuczki to jest to! Już opanowałam recepturę, pierwszy wyrób był nieudany, drugi już ok, pojutrze zapraszam przyjaciół na degustację. Mam nadzieję, że pokochają, jak my!


niedziela, 15 września 2019

Raporcik

Przede wszystkim dopisała nam pogoda. Zgodnie z twierdzeniem Małża, że drugi tydzień września zazwyczaj jest ładny, ciepły i bezdeszczowy. Bardzo przyjemne okazało się tez mieszkanie, które w Sanoku wynajęliśmy. Nieduże, ale wygodne i, co najważniejsze, blisko zamku i rynku.

Jako że nie ma róży bez kolców - aby dojść na rynek, należało pokonać, bagatela, 116 schodów! Przeszliśmy tę górkę w ciągu pięciu dni łącznie siedem razy, lekko nie było, na szczycie obowiązkowa zadyszka.

Zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc, spotykając wszędzie przemiłych ludzi. W tym Wojtka i Lodzię - parę Polaków z Oklahomy. Dwa dni spędziliśmy niemal cały czas razem, a żegnaliśmy się z prawdziwym wzruszeniem.

W czwartek, zgodnie z naszą ,,nową świecką tradycją'', odbyliśmy dwugodzinny spływ, tym razem Sanem. W pierwszej chwili szerokość rzeki nieco mnie wystraszyła. Jednak szerokość okazała się odwrotnie proporcjonalna do głębokości, z którego to powodu Małż cztery razy musiał wysiadać z kajaka, by ściągnąć nas z mielizny. Po drodze piękne widoki, sielski spokój i mnóstwo ptactwa, w tym kilka białych czapli...

Ostatni dzień poświęciliśmy na wycieczkę w stylu japońskim po Bieszczadach. Dla mnie nowość, bo byłam wprawdzie dwa razy, ale pierwszy raz zimą, drugi trzy lub cztery dni, po czym zostaliśmy ewakuowani z powodu powodzi. Oba razy dawno, dawno temu. Przepiękne krajobrazy, połoniny skąpane w słońcu,  turystów jeszcze sporo, ale bez tłoku.

Popróbowałam karpackich specjałów i zakochałam się w potrawie o wdzięcznej nazwie ,,fuczki''. To placki z ciasta naleśnikowego z dużą ilością kiszonej kapusty, świetnie doprawione, podawane z kwaśną śmietaną.  Jutro spróbuję odtworzyć. Odwiedziliśmy tez w Sanoku restaurację po Kuchennych rewolucjach, ale zachwytu nie było.

A po powrocie do domu dziś winobranie! Winogrona nam przez osiem dni dojrzały, ptaki nie objadły, siatka się sprawdziła. Nawet Iga, panienka wybredna, zaakceptowała sok. Jutro ciąg dalszy...




sobota, 14 września 2019

Wróciłam

Wyjazd wspaniały, ale relacja jutro, bo po dziesięciu godzinach w samochodzie czuję się wyzuta z sił twórczych...

środa, 4 września 2019

Z nieco mieszanymi uczuciami...

... udajemy się na Podkarpacie.

W piątek przeczytałam w wywiadzie z panią prezydent Gdańska taką historyjkę: Jej znajomi wysiedli z samochodu w którymś z podkarpackich miast i na ,,dzień dobry'' usłyszeli od miejscowych: - O, Niemcy z Gdańska przyjechali!

A u nas nie dość, że rejestracja gdańska, to jeszcze nazwisko takie bardziej ,,dolnobawarskie'', jak to określił mój ukochany profesor Breza. Choć Małż uparcie twierdzi, że szkockie...

Nic to, byle w mordę gdzieś nie dostać. Może jednak para staruszków nie wzbudzi aż takich emocji? Daj Boże...


Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...