Z zachowaniem wszelkich zasad (poza jedną, nie spotykać się!) urządziliśmy widzenie z dzieckami mniejszymi i wnuczątkami. Nie widzieliśmy się od siódmego marca, stęskniliśmy się okrutnie, więc już dłużej się nie dało izolować.
Do mieszkania nie wchodziliśmy, zbyt małe, by zalecane odległości zachować. Pogoda pozwoliła na spotkanie na tarasie. Oraz długi spacer do ,,dżungli''. Potem obiadek. Trochę ciężko było się obejść bez pomocy Asi, ale jak zaraza, to zaraza... Trudno!
Największą dolegliwością była niemożność przytulania. Ale wytrzymaliśmy!