sobota, 1 maja 2021

***

 Z każdym dniem moje samopoczucie się poprawia, niestety, na komputerowstręt nadal cierpię. Zatem tylko krótki meldunek. Jest dobrze, jeśli chodzi o spanie, apetyt itp. Z równowagą jeszcze nie do końca stan normalny, powtórzył się też epizod padaczkowy. Poza tym wszystko w porządku. 

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za wszystkie komentarze wspierające, to bardzo ważne... 

Do miłego!

czwartek, 8 kwietnia 2021

Wracam do żywych

 Sorry, Kochani, za tak długą nieobecność. Po prostu cierpiałam nie tylko na dolegliwości związane z chemioterapią, ale i na chroniczny wstręt do komputera.

Co przeżyłam od końca grudnia, starczyłoby na kilka lat. Takie atrakcje rozmaite i kolejne późne debiuty, np. pierwsza w życiu transfuzja i pierwszy (oby ostatni!) incydent padaczkowy. Działo się, że hej! Przy tym same pobyty w szpitalu całkiem przyjemne, bo i towarzysko trafiałam dobrze, i panie pielęgniarki bardzo miłe. Jedzenie tylko podłe, ale w końcu szpital nie restauracja i nie po to tam idę, by jeść...

We wtorek ruszam na ostatnią z planowanych trzydniówek. Potem kontrolne TK i...? Będzie dobrze, musi być!!!


wtorek, 16 lutego 2021

Żyję, choć ledwo...

Po drugim cyklu chemii samopoczucie fatalne, po trzecim ciutkę lepiej, ale do stanu ,,ok'' bardzo daleko. Dziś pierwszy raz od miesiąca usiadłam do komputera, by dać tylko znak, że jestem. Odezwę się, gdy mi się poprawi. Buziaki i dzięki za wszystkie słowa wsparcia!

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Pierwsza trzydniówka...

... w szpitalu już za mną. Było całkiem dobrze, miłe współtowarzyszki, bardzo dobre jedzenie, sympatyczny personel itp.  

Trochę gorzej po powrocie do domu. Właściwie dopiero dziś (a wyszłam po południu w Sylwestra) doszłam do siebie. Jakieś perturbacje żołądkowe, do tego skokowo podwyższony cukier, ogólna senność itp. Zupełnie inaczej niż przy pierwszych chemiach przed czterema laty...

Nic to. Dam radę wszystkiemu. Kolejne wyzwanie 19 stycznia. Przedtem, oczywiście, kolejny wymaz, to już chyba będzie piąty albo szósty. Gmeranie w nosie to już dla mnie chleb powszedni...  

wtorek, 22 grudnia 2020

Inne Święta

 Zapewne takie będą w tym roku przez zarazę...

Może trochę smutniejsze przez ograniczony limit osób przy stole, może przez to, że właśnie covid kogoś zabrał  lub unieruchomił gdzieś w świecie i nie pozwolił przybyć. No i ta ohydna aura, dodatkowy ,,bonus''. 

U nas też dylematy rozmaite, ale mimo to cieszymy się perspektywą spotkania, choinki, potraw, na które się cały rok czeka itp. A największa radość to patrzenie na wnuki, ich zachwyty nad prezentami, fascynację ozdobami na drzewku i licznymi dekoracjami, które są dziełem mojej uzdolnionej Synowej.

Cieszy mnie też, że mimo pewnego osłabienia i konieczności ciągłych rajdów między szpitalami, udało mi się przygotować wszystko jak zawsze, zgodnie z rodzinną tradycją. Jeszcze jutro kilka zadań kuchennych do realizacji, ale to w gruncie rzeczy drobiazgi, więc nie męczące.

Kochani! Niech i Was jak najbardziej cieszą te święta 2020, mimo że tak  nietypowe!

wtorek, 8 grudnia 2020

Ruszyło!

Wreszcie się doczekałam konsylium i początku terapii...

Łyżką dziegciu jest tu niewątpliwie fakt, że chyba jeszcze przed świętami czeka mnie  kilkudniowe zapakowanie do szpitala, ale nic to, byle wypuścili na Wigilię... Jutro mam nadzieję dowiedzieć się więcej o tym, co mi tym razem nakapie do żyły. Zdaje się, że coś nowego, bo podpisałam zgodę na program pilotażowy. Cokolwiek to jest, przyjmę z dobrodziejstwem inwentarza, wierząc że pomoże! 

Jakoś tylko muszę poukładać sobie sprawy świąteczne, by pogodzić wszystko. Myślę, że się uda...

piątek, 20 listopada 2020

OJ, nielekko...

Tak się martwiłam, że to ostatnie badanie diagnostyczne się odsuwa w czasie... Gdybym ja wiedziała, do czego mi się tak spieszyło!

Najgorszemu wrogowi nie życzę bronchoskopii... Wiem, pewnie są jeszcze większe ,,przyjemności'', które medycyna ma w rezerwie, ale mnie do wczoraj nic gorszego nie spotkało. Gardło jakby porżnięte żyletką, mówić się nie da, każde przełknięcie boli... 

I tak mnie wzięli z zaskoczenia, bo spodziewałam się zupełnie innego zabiegu. Jedyny plus, że puścili praktycznie po 24 godzinach do domu. Głodną okrutnie, bo śniadanko już mi się nie należało... 

Porównanie ,,mojego'' szpitala z Akademią zdecydowanie na korzyść tego pierwszego. Taki przykład pierwszy z brzegu - nie sposób było osiągnąć w łazience ciepłej wody. Już nie mówię o gorącej, ale choćby letnia by mnie zadowoliła... A tu lodowatość z kranów i prysznica... 

Nic to, przeżyłam, wynik badania za 10 dni, potem wreszcie konsylium i leczenie. Uwierzycie, że zaczęłam już wręcz marzyć o chemii?!...

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...