Ale co to za życie...
Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, urosło. Może nie drastycznie, ale jednak. W związku z tym od końca lipca jestem na chemii tabletkowej. 14 dni łykam prochy, potem 2 tygodnie przerwy i kolejny cykl.
Pierwszy zaowocował koszmarną wysypką, po drugim cyklu był spokój, po trzecim okazało się, że bardzo spadła liczba płytek krwi. A więc do szpitala, najpierw badania na covid, potem zaległam n internie i transfuzje oraz inne rozkosze. Na przykład biopsja szpiku, wyników jeszcze nie ma.
Żeby nie było za wesoło, wykryto mi jeszcze poważną niedoczynność tarczycy. Czy ja nie mam sczęścia...