Chyba grozi mi kolejne uzależnienie. A imię jego - zupa-krem z zielonego groszku!
Pierwszy raz próbowałam u Asi na rodzinnym obiedzie. Potem zadebiutowałam osobiście, jak zawsze to i owo w recepturze lekko modelując. Małża akurat nie było, pożarłam sama zawartość sporego garnka. Taka trzydniówka... Mamie nie dałam, bo zbyt zielone to.
W niedzielę kupiłam mrożone kuleczki, zamierzałam zabrać w pielesze, ale zapomniałam. I dziś cały dzień mi ten groszek po głowie chodzi, nie mogę się doczekać, by znów uwarzyć...
Nie wiem, czy też tak macie? Że jakaś potrawa gości co i raz na stole przez parę miesięcy, a potem nagle stop! I odwyk już nie na miesiące nawet, a na lata całe. Natura próżni nie znosi, więc opuszczone miejsce zajmuje nowy cymes, na kwartał może...
Są dania sezonowe, co to tylko wiosną albo latem. Te się nie znudzą, bo nie zdążą. Są wreszcie te z cyklu tylko-raz-w-roku, najwspanialsze! Wigilijna kapusta i gotowany na paćkę groch, wielkanocny mazurek... W moim przypadku jeszcze faworki na Sylwestra i pączki na tłusty czwartek. Na te pięć specjałów zawsze się czeka z radością. I zapomina się nawet o diecie, bo wiadomo, nieprędko okazja się powtórzy!
Bywa i tak, że gdy się przedawkuje coś pozornie pysznego, odraza pozostaje na całe życie! W wieku ośmiu lat, na pierwszej kolonii, pochłonęłam na jedno posiedzenie pół kilo irysów słodowych. Miały bardzo specyficzny zapach. Do dziś gdy ten irysowy aromat gdzieś napotkam, pojawia się odruch wymiotny... Niektóre gatunki piwa tak pachną, szczególnie te niepasteryzowane albo ,,żywe''.
Kiedyś wspominałam, że Tato nie ruszył ciasta, w którym była choćby śladowa ilość jakiegokolwiek kremu. Embargo obejmowało też lody. Mama od czasu, gdy była ze mną w ciąży, nie znosiła zupy pomidorowej i zapachu świeżego chleba. W domu rodzinnym przeto pieczywo było zazwyczaj ,,wczorajsze''. Poza bułkami, bo tych Mama nie ruszała, a Babcia dawała je nam do szkoły, gdy Mamidło już wychodziło do pracy.
Owe dziwactwa Rodziców były, oczywiście, skutkiem nadużyć sprzed lat. Ciekawe, kiedy mi się znudzi krem z mrożonego groszku? Na tyle, bym wprost patrzeć nie mogła...
Co do potraw to na pewno nie ruszę białego barszczu. NEVER!!!
OdpowiedzUsuńDo łask powoli wraca bigos ale ten gotowany przez Połówkę. Z utęsknieniem czekam zawsze do okresu kiedy są cukinie, wcinam je pod każda postacią... :))
I ja także nie lubię ciast z kremem i lodów jagodowych. Lodam strułem się w dzieciństwie . Niechęć rozciągnęła się również na jogurty z tymi owocami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jak coś mi zasmakuje, albo najdzie mnie na coś ochota, to mogę jeść to codziennie przez bardzo długi czas, przez co odżywiam się bardzo monotonnie.
OdpowiedzUsuńz wypartych tak mam z cukinią i w ogóle wszelkimi dyniowymi (bleh!) a generalnie napady na "CÓŚ" często, więc nie jesteś w odosobnieniu Zgago:))))
OdpowiedzUsuńCodziennie mogę jeść rosołek z grzybów suszonych, frytki, warzywka chrupkie po chińsku. Co ciekawsze jest mi zupełnie obojętne na który posiłek. Ale warzywka nie mogą być ścierane na grubej tarce, muszą być krojone a rosołek najlepiej z cielęciny lub szyi indyka.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Nie mam uprzedzeń do potraw byle by się za często nie powtarzały. Dwa dni to jeszcze wybaczalne.
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi o jedzenie przez kilka dni z rzędu tego samego, raczej o to, że potrawa aktualnie na topie powtarza się raz na tydzień przez kilka miesięcy, a potem nagle stop! I jeśli się do niej wraca, to po bardzo długim czasie...
OdpowiedzUsuńCodziennie? W moim jadłospisie takich rzeczy nie ma! Codziennie to tylko pieczywo, albo ziemniaki...
OdpowiedzUsuńDynia fuj! Ale cukinii często używam i lubię, w różnych postaciach...
OdpowiedzUsuńTak można, gdy się gotuje tylko dla siebie. Jednak domownikom trzeba urozmaicać, prawda? A jeszcze gdy dzieci małe, albo staruszkowie...
OdpowiedzUsuńJogurtu nie ruszę za nic! Naturalny tylko czasem nabywam, by śmietanę zastąpił. Jogurt z owocami leśnymi pachnie wyjątkowo mocno i okropnie! Kolega próbował jadać w pokoju nauczycielskim i zawsze dostawał nakaz eksmisji!
OdpowiedzUsuńCukinia TAK! W wersjach różnistych... Barszcz biały uwielbiam, a bigos tylko osobistej produkcji...
OdpowiedzUsuńZa Chiny i dwie Ameryki nie ruszę groszku z marchewką na ciepło w takiej białej ciapai, no, chyba żeby śmierć głodowa stanęła na progu...
OdpowiedzUsuńUwielbiam natomiast pomidory.
Znamy, znamy tę awersję! Pomidory są OK, ale nie dla mojej Asi i amerykańskiego Szwagra. Dla nich ,,to być gwałtowna trucizna''!
OdpowiedzUsuńAno trzeba domownikom urozmaicać, ale mój jedyny domownik skłonności ma podobne do moich i jak czasem coś innego mu ugotuję dla odmiany (np. zupę-krem z groszku), to sama muszę zjadać, nawet jeśli do mojego niskocholesterolowego menu nie pasuje. .
OdpowiedzUsuńNie każdy facet chętny na nowości. Wystarcza mu zestaw podstawowy... A jeszcze jak powiesz, że to ,,zdrowe'' - jak diabeł przed wodą święconą się wzbrania!
OdpowiedzUsuń