Wracając dziś z pieleszy do Gdyni słuchałam wypowiedzi lekarza wojewódzkiego naszego, pomorskiego. Na temat aktualny, czyli grypowy.
Pierwsze przykazanie dla zagrypionego: nie ruszać się z domu! Do lekarza nie łazić, tylko zadzwonić. Zażywać wszystko, co przeciwgorączkowe i leżeć w cieple!
No, bardzo słusznie! Ale...
Jeśli trafi na pracującego, to jak? Pójdzie do lekarza, gdy wyzdrowieje i poprosi o wsteczne L-4? A jeśli doktor odmówi wydania druczku? Bo brak dowodów na przebytą chorobę. I wtedy co? 3-4 dni ,,bumelki''?
Jeśli zachoruje dziecko/dzieci, to matka, o ile znajdzie opiekę na parę godzin, pójdzie do pediatry bez pacjentów. Wszak wizyta domowa w trakcie narastającej epidemii może być niemożliwa. I znów pytanie: uwierzy lekarz na słowo?
Jeśli zaraza dopadnie osobę samotną, starszą - kto jej na te 3-4 dni zapewni pożywienie i zapas chusteczek higienicznych? A jeśli osoba ma np. pieska, to nie zatrzyma przecież zwierzaka w domu na 96 godzin bez możliwości podniesienia nóżki pod krzaczkiem...
Idę jutro do pani rodzinnej w sprawie ostatnich wyników Mamy. Ilu zagrypionych spotkam w przychodni? Co przywlokę do domu? Osobiście jeszcze w życiu grypy nie miałam, zwykłe zaziębienia owszem, ale raczej z rzadka. Gdyby jednak (tfu, tfu! odpukać!), to sama nie wiem, co byłoby mniejszym złem - moja infekcja czy Mamidła? Opiekującej się czy ,,opiekowanej''?
Gdyby padło na Małża, nie ma takiej siły, która by go oderwała od pójścia do pracy! Pozwoliłby sobie chorować od dziewiętnastej do piątej rano, li i jedynie. I wszelkie próby tłumaczenia, że serce w niebezpieczeństwie, że niemłody przecie, itp... Między bajki by włożył! Od lat dwudziestu ponad nie opuścił ani dnia w korporacji...Choć z formą różnie bywało.
Tak więc pan doktor wojewódzki wprawdzie ,,prawdu każe'' i ma świętą rację, ale życie życiem! I pewnie dlatego zaraza tak się pięknie rozprzestrzenia...
Oby do wiosny!
wątpię, czy dałby radę chodzić przy prawdziwej grypie, gdy gorączka 40 stopni i boli wszystko bardzo podobnie jak po potrąceniu przez samochód. Zdrowia życzę!
OdpowiedzUsuń...a może ja w Dżumie: Alkohol zdrowiu sprzyja, zabija bakcyla; i dopiero wtedy do lekarza... :))
OdpowiedzUsuńChoroba nigdy się nie komponuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam życząc zdrowia.
Strach chorować(-;
OdpowiedzUsuńZdecydowanie rozumiem Twojego ślubnego! Sam jeszcze nigdy w życiu (choć może trudno w to uwierzyć) nie byłem na L4. Jakieś zaziębienia i inne choróbska się zdarzały. Nawet ostatnio byłem nieco "pociągający". ;-)
OdpowiedzUsuńAle przeszło w regulaminowym czasie tygodnia, jako nieleczone.
Najlepiej leczyć się babcinymi (mleko z miodem, sok z cebuli, czosnek i inne ziołowe mikstury) lub dziadkowymi (herbata z rumem, wódka z pieprzem lub zdrowotne naleweczki) sposobami. Osobiście wolę te dziadkowe sposoby. ;-)
Jedni nie chorują na grypę bo mają silny organizm, inni się zaszczepili a jeszcze inni... nie mają czasu.
A czy to aby nie panika? Bo u nas panikuja;) Kilka dni temu ogladalismy tv i nagle pokazali mape calego kraju i wszedzie epidemia grypy, a my oboje w smiech:))) Znow naprodukowali tej szczepionki, narod madrzeje i nie chce sie szczepic, wiec oglosili epidemie.
OdpowiedzUsuńRynce opadajom.....
Masz rację całkowitą, najlepiej to udzielać dobrych rad bez uwzględnienia realiów... A grypa i insze choróbska faktycznie szaleją, u mnie co i rusz jakiś pracownik rzężący. Staram się wyganiać na chorobowe- raz, żeby innych nie pozarażali, a dwa- w zeszłym roku byłam na pogrzebie 40-letniego kuzyna, zmarł na powikłania pogrypowe pierwszego dnia po wcześniejszym powrocie do pracy...
OdpowiedzUsuńPaś ślubnego na czczo woda, w której wieczorem utopisz łyżkę miodu, a rano dodasz sok z cytryny. Mój też jak ten głupol nigdy nie brał L-4, bo był pewny, że firma bez niego padnie. Firma nie padła, ale jego zastawka. I jak na takiego tytana pracy przystało to nie gdy jeszcze pracował, ale już na emeryturze. W okresie grypowym chory pracujący ma tylko zadzwonić do przychodni i zgłosić swój stan, a oni już się tym zajmą- kiedyś lekarz dotrze. Ja tylko nie wiem, dlaczego osoby o tzw. podwyższonym stopniu ryzyka się nie szczepią - na jesieni p. dr.krajowa epidemiolog ostrzegała, że w tym roku będzie ta paskudna odmiana grypy i żeby się szczepić, bo dostępna szczepionka jest wzbogacona o nowe szczepy wirusów. Szczepię się regularnie od wielu lat i na grypę nie choruję. Raz się nie zaszczepiłam i tak się schorowałam, że musiałam brać antybiotyki a tyłek miałam już tak skłuty, że chodzić nie
OdpowiedzUsuńmogłam.
Miłego,;)
Ja też z tych niezaszczepialnych... W szkole dawały się kłuć dwie koleżanki i właśnie one pół zimy były na zwolnieniach. Co prawda nie łapały grypy, ale po kilka angin plus zapalenia oskrzeli. A ja się zaziębiam w czerwcu!
OdpowiedzUsuńNie ma jednej dobrej rady dla wszystkich! A nawet, jeśli jest, nie każdy słucha. Czasem bezkarnie, czasem nie...
OdpowiedzUsuńFakt, że o epidemii się jeszcze u nas nie mówi, nawet jest dementowana. Bo 140 tysięcy chorych to rzeczywiście jeszcze nie powód! Najważniejsze nie dać się zwariować w żadną stronę...
OdpowiedzUsuńTeż raczej optuję za dziadkowymi sposobami! :)
OdpowiedzUsuńWięc nie chorujmy!
OdpowiedzUsuńNawzajem, oby jak najdłużej!
OdpowiedzUsuńMoje bakcyle są co wieczór traktowane zabójczym preparatem w płynie, w ilości niewielkiej, acz systematycznej.
OdpowiedzUsuń40 stopni to mój pan miewa wyłącznie w piątki wieczorem, i do niedzieli zawsze mu mija!
OdpowiedzUsuń