Niezmiennie tęsknię, w Gdyni siedząc, do pieleszy. A jednak dziś wydarzyło się coś dziwnego. W drodze do domu nagle odczułam żywą niechęć do naszego... mniejszego pokoju!
Gdyńskie mieszkanie, choć urządzone mało gustownie i nie ,,po mojemu'', jednak było zawsze synonimem wzorowego niemal porządku. Jeszcze 2-3 lata temu, choć Mamidło już chorobą było opanowane, to jeszcze pucowało na bieżąco co się dało. Tymczasem u nas bywało różnie. Nawet dziś przy obiedzie wspominałyśmy z Asią wypchany po brzegi zlew i codzienne utarczki, kto ma zmywać... Póki byliśmy wszyscy czworo w biegu (praca, szkoła), sprzątało się ot tyle, by brudem nie zarosnąć. Latem trochę więcej, bo poza Małżem,mieliśmy wolny czas.
Gdy dziecka wyfrunęły, a ja się zostałam za emerytkę, zaczęłam dbać bardziej. Nie do tego stopnia, by myć okna co miesiąc, ale już w zlewie nic nie ma prawa zalegać, a podłoga pod kapciami nie może kląskać. I psie kudły likwidowane na bieżąco, znaczy ,,dzyń w dzyń''...
Od kiedy zaczęliśmy wędrówki ludów z Gdyni w pielesze i z powrotem, mały pokój stał się jakąś totalną graciarnią. I to nie ja go zapełniam! Tylko sami-wiecie-kto.
Tydzień temu do graciarni dołączyło zużyte krzesło komputerowe. I stan obecny jest taki, że przez te 8 metrów kwadratowych prowadzi jedna wąska ścieżka... Odkurzanie to katorga, bo gros czasu zajmuje przemieszczanie zalegających na podłodze ,,przydasiów''. Na moje nieśmiałe ,,może by to i owo wynieść do piwnicy'', słyszę: - Tak? A za tydzień się okaże, że coś jest potrzebne w Gdyni, więc niech tu leży pod ręką!
Głównie wszelkiej maści narzędzia duże i małe, w skrzynkach i luzem się pętają. Do tego zestaw mebli tarasowych czeka na lato... Akcesoria rowerowe Małża (plecak, sakwa, kask itp.) też tu, no bo gdzie? I ze dwa tysiące książek od zawsze! Szafę trudno otworzyć, bo wędruje z nami stale pokrowiec na garnitur, który po przybyciu wisi na drzwiach. A ja powoli zaczynam odczuwać klaustrofobię... W ciągu dnia wcale tu nie zaglądam, poza chwilami gdy odkurzam. A wieczorem późnym, gdy do laptopa zasiadam, palę tylko małą lampkę, by jak najmniej widzieć!
I do tego te ciemnogranatowe ściany... Dżizas! Asiu, nie mogę ci darować wyboru tej koszmarnej tapety po 5 złotych za rolkę...
Zdumiewająco łatwo zapełnia się pudłami każda wolna przestrzeń, wystarczy tylko połozyć pierwsze pudło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I mnie klaustrofobia dopada, gdy bałagan wokół. Lubię, gdy wszystko na swoim miejscu leży.
OdpowiedzUsuńGdy było nas w domu dużo (rodzice, dwoje rodzeństwa, ja, a później też siostrzeniec), sprzątało (w sensie odkurzało podłogi i meble) się codziennie, naczynia myło się na bieżąco (zadanie kobiet). Teraz, gdy mieszkam tylko z ojcem, co sobotę robię porządki w całym mieszkaniu, a jako sukces pedagogiczny mogę odnotować fakt, że ojciec widząc, że po każdym posiłku zmywam po sobie naczynia, też zaczął to robić, bo wcześniej to różnie z tym u niego bywało (najczęściej mył naczynia dopiero wtedy, gdy czystych zabrakło, la normą było, że zostawiał tę robotę innym).
ja tę chorobę mam od dwoch lat;)))
OdpowiedzUsuńMy za mało mamy miejsca, żeby robić sobie gdzieś "graciarnię" i całe szczęście, bo chyba skłonności mamy :)
OdpowiedzUsuńu mnie w weekend, kiedy WIADOMOKTO nadjeżdża, rozmnażają się na krzesłach i w okolicy ciuchy, gazety, plecaki...grrrrrr. wiadomo, że wszystko to jest natychmiastbardzopotrzebne!!!!!
OdpowiedzUsuńpo prostu, ten typ tak ma...
ps.
podłogę muszę mieć czystą!!!!!kurz a półkach może sobie leżeć, na podłodze ni pyłka!!!!
Witaj Zgago.
OdpowiedzUsuńTak Cię czytam i czytam i mam wrażenie, że znamy się w realu... A może zbyt długo Cię czytam... Jestem Ewa z Obłuża... Jakby co, to skrobnij słówko
Znam bardzo wiele Ew (same silne charaktery!), ale na Obłużu chyba nie... A szkoda!
OdpowiedzUsuńJa nie mogę mieć okruchów na stole kuchennym... Każdy ma swoje ,,fisie''!
OdpowiedzUsuńI to jest prawidłowa koncepcja! Radzę jednak uważać, bo to się niewinnie zaczyna nie wiedzieć kiedy...
OdpowiedzUsuńAle też w związku z zagęszczeniem?
OdpowiedzUsuńOjców już raczej sobie nie wychowamy, ale nawet mały sukcesik cieszy...
OdpowiedzUsuńTo właśnie są miłe złego początki. A potem mija trochę czasu i rusza lawina!
OdpowiedzUsuńZawsze możesz poznać Ewę z Obłuża. Skrobnij słówko i przekonasz się .... Uśmiechy na miły łikend.... Ja też się uśmiecham: zaczynam feriee
OdpowiedzUsuńZnaczy pani ,,szkulna''? Jak miło! A poznać, oczywiście, mogę, z przyjemnością...
OdpowiedzUsuń