Próbowaliśmy dziś z Małżem przypomnieć sobie, kiedy to było...
Nie sposób jednak dojść do ustalenia momentu, gdy zapoczątkowaliśmy w pieleszach ogródek. Gdzieś 8-10 lat temu... Zaczęło się na pewno od dwóch krzaczków stokrotek! Tego jestem pewna...
Pierworodnego już może z domu wywiało, Asia jeszcze mieszkała, gdy przez sklep internetowy sprowadziliśmy ,,cudowne'' nasionka . Oczywiście ,,najpiękniejszych roślin świata''! Wysiewaliśmy to-to w pojemniczkach po jogurtach, wschodziło może z pięć procent, z tego jeszcze część w oczach marniała...
W efekcie do gleby trafiło jedno pnącze pt. wisteria (padło ostatecznie dwa lata temu, nie zakwitnąwszy ni razu), dwa chińskie perukowce (też nie zhańbione jeszcze zakwitnięciem, przemarzające co zimę i odbijające z trudem późnym latem) ) oraz jedna sadzoneczka złotokapu. W przypadku tego ostatniego dostawca lojalnie uprzedzał, iż roślina wyhodowana z nasionka nie zakwitnie szybciej niż po kilkunastu latach...
Dziś udało się wyskoczyć na dwie godzinki w pielesze, głównie celem skoszenia trawy i lekkiego choćby uporządkowania ogródka. Małż szalał z kosiarą, ja zaś tu chwaścika wyrwałam, tu przycięłam cosik, ówdzie zlustrowałam szansę na kwiecie itp. Nagle patrzę, coś mi się żółci przed oczami! Podbiegam... Kwitnie! Złotokap!
Macham i krzyczę do kosiarza: - Paweł, Paweł! Zobacz! Cud! JUŻ kwitnie! - Co kwitnie? - To, obok czego akurat kosisz!
Rozejrzał się, dopatrzył. - O rany, naprawdę! Przed czasem, można by powiedzieć...
Uznaliśmy to za dobry omen. Wobec zamiarów naszych aktualnych. Taki bonus od Losu... I trochę nagroda pocieszenia za te pozostałe, zmarniałe!
Na przykład za wierzbę-parasol. Która wyjątkowo tego roku ,,łysa''. Niemal niemożliwe, by zmarzła, a jednak! Z pięciu gatunków wierzb pozornie najbardziej odporna, a tu taka niemiła siurpryza!
Paprocie natomiast jak szalone poszły tej wiosny! Stłamsiły konwalie niemal dokumentnie! Toteż część wykopaliśmy, by zaadaptować do warunków gdyńskich. Pod płotem od północnej strony będzie im znakomicie.
Brateczki gdyńskie zakończyły już swój wiosenny żywot skrzynkowy. Część w glebę poszła, część na kompost. Ich miejsce zajęły pelargonie stojące i wiszące , begonie i petunie. Drogie, niestety! Ale czego się nie robi, by pięknie było?
no to pięknie:))) złotokap cudny jest!!!
OdpowiedzUsuńu nas w tym roku od dachu po ziemię zakwitła wisteria, grona zwisały akurat przed oknem Zu, cudo!!!, rośnie jak głupia, trzeba gdzieś w bok poprowadzić...perukowiec odbija, bo jakieś dwa lata temu już był z lekka padnięty, ale Maman zostawiła i będą wiechcie:))),trzeba było poczekać..generalnie wszystko jakoś w górę poszło,ale np. z tego co widzę, to owoców nie będzie..nie ma pszczół....
-- przed domem, w którym mieszkam od ośmiu lat jest mały ogródek, taki z dawnych lat i w takim stanie staram się go utrzymać,,, dokupiłam tylko kilka nowych roślinek... i tak... zaczynam wiosną od podziwiania przebiśniegów i pierwiosnków, stokrotek.... teraz maki, irysy, goździki... aż po astry jesienią..... a paprocie? też takie wielkie, chyba dlatego, że tak często pada..... pozdrawiam... i słoneczka życzę... u mnie się wreszcie pokazało...
OdpowiedzUsuńU mnie słonko już od kilku dni!
OdpowiedzUsuńTak jest, pszczołę zobaczyć - cud prawie! I będziemy jeść zagraniczne jabłka...
OdpowiedzUsuńZ nasionka wyhodowany złotokap . Gratulacje się należą-;)
OdpowiedzUsuńMamy też dąb wyhodowany z żołędzia - całkiem już spore drzewko!
OdpowiedzUsuńa co z pierisem,którego zdjęcie swego czasu zamieściłaś?Tak mi się podobał,że też sobie kupiłam i cieszy moje oczy.Pozdrawiam i życzę wytrwałości w codziennych zmaganiach.Perełka.
OdpowiedzUsuńA u mnie bratki się jeszcze trzymają i kwitną jak ogłupiałe
OdpowiedzUsuńU mnie połowicznie - część już padła, część w stanie bardzo przyzwoitym...
OdpowiedzUsuńPieris się jakoś nie zadomowił, przetrwał zaledwie jeden sezon... Czegoś mu zabrakło, może słońca, bo nasz cały ogródek w cieniu prawie?
OdpowiedzUsuńZimno pokrzyżowało mi plany i wybuiło ogródeczek. Tyle mam do wsadzenia jeszcze, ale pada i mokro wokół .
OdpowiedzUsuńW końcu musi się zrobić ciepło!
OdpowiedzUsuńOooo, jak paprocie stłamsiły konwalie, to muszę je sprowadzić do mojego królestwa. Bo byłam pewna, że nawet napalm nie stłamsi konwalii!
OdpowiedzUsuńI ogólnie bardzo ciekawy post, taki pokrzepiający moje ogrodnicze nieudolnosci.
Pozdrawiam.
No wiesz! Tłamsić konwalie? Mnie się marzy cała łąka!
OdpowiedzUsuń