Chyba muszę w tym miejscu publicznie obiecać, że w nadchodzącym tygodniu odwiedzę moją Babcię-sąsiadkę.Wszak wtedy na pewno słowa dotrzymam...
Babcia wiosenek liczy sobie aktualnie 96! Słabiutka już, wiadomo, ale głowa jeszcze bardzo w porządku. Choć często ,,nawraca'' do ulubionych tematów... Czyli wspomnień z czasów młodości spędzonej gdzieś na Wileńszczyźnie.
Przeglądając dziś blogi natrafiłam gdzieś na zdjęcie kołowrotka. I dlatego skojarzyła mi się pani Janina. Bo wiele razy mi opowiadała, ile musiała umieć panna przedwojenna z rodziny chłopskiej. Przędzenie wełny, robienie na drutach, tkanie chodników i dywanów, szycie wszelkiej garderoby od fartucha po zimowe okrycie wierzchnie , łatanie dziur, tworzenie firanek i obrusów za pomocą szydełka, cerowanie niemal artystyczne. Przy tym Babcia Janina jeszcze dodatkowo wspaniale opanowała czynności należące do braci. Bo zawsze wolała męskie prace... Nie unikając jednakowoż tych typowo babskich!
Gdy przybyła do naszego grajdołka z terenów zagarniętych po wojnie przez ZSRR, przywiozła z sobą jedynie worek włoskich orzechów i zawiniątko z czosnkiem! Wszystkiego, co osiągnęła, dorobiła się pracą własnych rąk. Spała po 4-5 godzin na dobę, chwytała się każdego zajęcia, by zarobić na trójkę dzieci...
- Pani! - mówiła do mnie wiele razy. - Niby ja mogłam loki zakręcić, ustroić się i w pierwszą ławkę pójść do kościoła, bo mąż w gminie pracował i jakiś grosz przynosił! - Ale żeby trojgu dzieciakom wykształcenie dać, to było za mało... Dlatego ja przy świniach i krowach całymi dniami, do tego kury, gęsi, kaczki, żeby sprzedać i grosz jaki dostać... Do Boga się modliłam na dworze, przecie podobno ON jest wszędzie, to chyba mnie słuchał... Nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłam, nie posądzałam, nie donosiłam. Choć w kościele mnie nie widywano, żyłam zgodnie z wszystkimi przykazaniami...
Jeszcze dwa lata temu Babcia cały sezon wiosenno-letni zasuwała z siekierką, rąbiąc drzewo na opał. Każdą gałązkę w okolicy potrafiła wypatrzeć i przywlec... Po wichurze zawsze na ,,łowy'' się udawała... Potem, w zimie, zięcia i córkę starszą wspomagała drewnem. Bo pełna komórka otworem stała! Nawet my dostawaliśmy propozycje korzystania z babcinych zasobów! Jako ulubieni sąsiedzi...
A jeśli już spotkanie z Babcią, to zawsze zakrapiane, bowiem Babcia nie od tego, by jednego kielicha nie wychylić! Taka widać wileńska tradycja!
Nawet gdyby poprzednich nie było, to za samo zdanie ostatnie już bym tę babcię polubił...:))
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Niezły egzemplarz z tej babci!:)
OdpowiedzUsuńBo kiedyś był tzw. dobór naturalny- jeśli przeżyło się własny poród i wszystkie choroby wieku dziecięcego to znaczyło, że ma się dobre geny, warte powielania. A teraz - co za geny przekaże następnym dziecię urodzone w 27 tygodniu ciąży, trzymane przez kilka miesięcy w inkubatorze, podłączone do morfiny, antybiotyków, oplecione rurkami?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Takie właśnie osoby jak wspomniana babcia Janina, to dowody na to, że ciężka praca popłaca. Bardzo chciałabym osobiście poznać kogoś podobnego.
OdpowiedzUsuńA dr Religa wielokrotnie przestrzegał:"nie utrzymujmy noworodków na siłę przy zyciu, nie sprzeciwiajmy się naturze "!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowieści takich babć. I dziadków też, chociaż są -ci dziadkowie-w mniejszości.To jak podróż w czasie. Jak tylko mogę to chętnie słucham i nigdy nie uciekam gdy starsza osoba chce mi coś opowiedzieć.Odwiedź koniecznie babcię sąsiadkę .Umilisz jej trochę monotonię codzienną.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZnam babci , która na prośbę wychylenia kielonka mówiła - do jednego nie siadam - nie fatygujcie siebie i mnie...
OdpowiedzUsuńJakbym o babci Rózi czytała! Tyle, że ona spod Jasła:)
OdpowiedzUsuńTrochę takich pań się jeszcze kołacze po różnych częściach kraju...
OdpowiedzUsuńBabcia Janina nigdy nie pogardziła kielonkiem miodóweczki na spirytusie!
OdpowiedzUsuńWe wtorek się wybieram...
OdpowiedzUsuńJednak czasem medycyna jest bezradna, gdy się delikwent uprze...:)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, byś znalazła!
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest! Nie jestem za metodami rodem ze Sparty, ale...
OdpowiedzUsuńOj tak!
OdpowiedzUsuńBabcia jest warta każdych pieniędzy, choć sama nigdy się nie dorobiła!
OdpowiedzUsuń