Jakoś tak tuż przed powrotem na stałe do grajdołka zepsuła się nam tutejsza wieża. Nie żadna górna półka wprawdzie, ale w sumie sprzęt dość młody, circa 3-letni, więc nie powinien tak na amen zamilknąć...
Małż spakował urządzenie i wywiózł do naprawiacza. Po kilku dniach zadzwonił i usłyszał: - My nie damy rady, ale w Gdyni na Witominie jest profesjonalny serwis philipsa, proszę tam spróbować.
Dostarczył, zostawił, kazali dzwonić za 10-14 dni. Po dwóch tygodniach ,,nie mieliśmy jeszcze czasu zajrzeć'', po miesiącu ponad odpowiedź: - Niestety, uszkodzony jest stopień mocy (cokolwiek to znaczy!), nic się nie da zrobić. Proszę odebrać sprzęt!
Ze dwa tygodnie temu wieżę odebraliśmy. Nie bardzo rozumiałam, po co to wlec z powrotem do domu? Ale nie moja broszka, więc nie komentowałam. Małż uznał, że coś tam się dokupi w kwestii tej mocy i może się ustrojstwo zreanimuje.
Od końca czerwca do wczoraj słuchałam albo radia internetowego (które co chwilę robiło sobie przerwy), albo bardzo prymitywnego okazu, nabytego kiedyś w Makro za całe 22,50! Jakość tragiczna, ale musiało coś do mnie gadać, gdy nocami zasiadam przy maszynie.
I oto wczoraj cud się stał , albowiem wieża ożyła! Siedziałam sobie właśnie nad krzyżówką, gdy dobiegły mnie czyste i głośne dźwięki. I zaraz potem słowo niecenzuralne na literę następującą bezpośrednio po ,,jot''...
Wpadam do małego pokoju i słyszę, jak Małż nadaje: - Partacze cholerni! Ciemniaki! A my w plecy dwa miesiące i ponad stówa... Stopień mocy, akurat!
- Czekaj, mów po ludzku, o co chodzi? - zaindagowałam.
- O co chodzi? O wtyczkę chodzi! - zakrzyknął ślubny. - Nie było żadnego poważnego uszkodzenia, rozumiesz? Sam naprawiłem w kilka minut!
Nawet mnie to nie zdziwiło. Wszak przyjaciel nasz, Kazimierz, zawsze mawiał: - Tobie, Paweł, żadne urządzenie nie potrafi się opierać dłużej niż dwie godziny!
I tyle mniej więcej czasu Małż spędził nad wieżą, zanim odkrył, co jej dolega. A potem nastąpiło ,,zmartwychwstanie''...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz