Wszystkie trzy bardzo miłe... Z ciotką Ireną najdłuższe, bo aż trzygodzinne niemal. Nie widziałyśmy się od początku czerwca, bo najpierw ciocia poleciała do USA na ślub wnuczki, potem nas wywiało na stałe do grajdołka. Więc opowieści obustronne i relacje z ostatnich miesięcy. Przy kawce i lampce brandy...
O szesnastej przybył pan listonosz Przemek z maminą emeryturą. Jak zwykle tak miły i grzeczny, że aż nieprawdopodobny! Zaraz potem ja biegusiem na kolejkę, po Małża i do domu! Na godzinkę zaledwie, tyle żeby obiad zjeść, bo zaraz wyjazd ponowny do Sopotu na jam-session i spotkanie z Anovi.
Trochę się bałam, że nie rozpoznam I., wszak widziałyśmy się pierwszy i jedyny do dziś raz chyba ponad dwa lata temu. Ale jakoś się udało. Obie poprzednio miałyśmy na głowie ,,runo'' znacznie ciemniejsze, teraz obie blondynki (ja może raczej siwo-blond). Nie pogadałyśmy bardzo długo, ale za to sympatycznie. Chętnie zostałabym dłużej, by się jeszcze nacieszyć i koncertem, i Anovi, ale Małż znużon już był wielce, wszak na nogach od piątej...
Tak czy owak niezwykle miły dzień...
***
Odwiedziłam też w Gdyni na kwadransik panią Marzenkę w sklepie. Moją półtoraroczną powierniczkę... Zakupiłam przy okazji cztery kryminałki, które jakby na mnie czekały. Za to zupełnie zapomniałam zlustrować tatowy ogródek... Nic to, niedługo znów w okolice zawitam!
- oj to życie na biegu.... niby doba ma 24 godziny, a ciągle za mało...
OdpowiedzUsuń-- pozdrawiam weekendowo.... :)
Intensywny dzień za Tobą ale też miły, a to najwazniejsze:)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za spotkanie!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie za krótko, ale nic to, nadrobimy przy najbliższej okazji.
Asia nam cudownie śpiewała, mimo chorego gardła. I powiększyło jej się grono wiernych fanów o kolejne 2 osoby :)
Fajnie...
OdpowiedzUsuńTakie lubię!
OdpowiedzUsuńCzasem doba za krótka, czasem się wlecze niemiłosiernie. Ot, względność czasu...
OdpowiedzUsuń