Przez telefon umawiam się w ustronnym miejscu z bardzo sympatycznym panem. Spotkanie króciutkie, ale wychodzę z niego z dużo grubszym portfelem. I tak raz na miesiąc, regularnie...
Gdyby nie mój wiek bardzo, bardzo dojrzały, można by podejrzewać babcię Zgagę o jakiś niezbyt moralny proceder, nieprawdaż? Tymczasem to tylko niewinne ,,randki'' z panem Przemciem, listonoszem najmilszym na świecie.
Wyjeżdżam z grajdołka około trzynastej. Zmieniając cztery razy środek lokomocji, po półtoragodzinnej podróży docieram na naszą gdyńską ulicę. Wtedy dzwonię do pana Przemka i umawiamy się na nasze emerytalne tete a tete. Pod konkretną klatką konkretnego bloku. Po czym udajemy się np. do piwnicy lub na parapet na półpiętrze, by dokonać przekazu gotówki. Konspiracja niezbędna na wypadek, gdyby się jaki naoczny świadek połakomił na maminą chudobę...
Potem zachodzę na kilka minut do mojej jedynej podpory moralnej z czasów dwóch lat gdyńskich - pani Marzenki. Nabywam kilka odłożonych dla mnie przez miesiąc kryminałków, pogawędzimy i... z powrotem na kolejkę. Czasem odwiedzam ciotkę Irenę, jeśli akurat jest w domu. Dziś nie zastałam...
W drodze powrotnej środków transportu mniej, bo z kolejki ruszam wprost pod zakład pracy Małża i razem wracamy. W tak zwanym międzyczasie obowiązkowa wizyta w Empiku.
Dziś wróciłam z wyprawy wzbogacona łącznie o pięć książek. Pierwszą nabyłam na dworcu w Gdańsku jadąc do Gdyni. Za dyszkę w księgarni z przecenami. Ot, klasyczne czytadełko do pociągu. Ale bardzo przyjemne w odbiorze. Potem trzy kryminałki u Marzenki. Wreszcie w Empiku nabyłam drugi tom ,,Róży z Wolskich''. A to dzięki Betty, która wczoraj po aerobiku mi przypomniała, że miał się ten tom pojawić jesienią.
Apetyczny stosik piętrzy się teraz przede mną... Sporo mi się udało zaoszczędzić gotówki w październiku, toteż bez bólu wydałam w sumie niecałą stówkę. Wolę na książki się zwydatkować niż na ciuchy...
PS. Jutro ta odroczona rozprawa w kwestii ubezwłasnowolnienia Mamy. Potem ciąg dalszy w Sądzie Rodzinnym. Znów parę miesięcy czekania. Dopiero, gdy uda mi się zostać lege artis prawnym opiekunem Mamy, będę mogła zlecić przysyłanie jej emerytury pod mój adres. Ale żal mi będzie autentycznie rozstania z panem Przemciem...
to teraz dla odmiany zaproś Pana Przemcia na herbatke do grajdołka - raz na miesiąc, oczywiście :)
OdpowiedzUsuńTo chyba mission impossible... Niestety!
OdpowiedzUsuńTak, również widziałam w Empiku "Różę". Ale ponieważ nie mam pozostałych, więc poczekam, aż będzie w bibliotece. Natomiast fajnie by było, gdybyś tutaj małą recenzję uczyniła :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńprzypomniałaś mi, że już niedługo nasz listonosz przebierze się w komżę i będzie roznosił opłatki!
OdpowiedzUsuńA wystarczyło na początki choroby załozyc konto w banku i zostać pełnomocnikiem i obyło by sie bez ruszania z grajdołka.
OdpowiedzUsuńChyba,że chodzi o tet a tet ............................
Oj.chyba coś jest na rzeczy !!!!!/żartuje oczywiście/..
przepraszam, mialo być "na początku choroby".
OdpowiedzUsuńwitam, bardzo jesten ciekawa Twojej opinii o drugim tomie "Róży", bo ja czekałam z niecierpliwością, poleciałam kupić i szybciutko zabrałam się za czytanie.... no i zoonk, jakaś taka przekombinowana, totalnie oderwana od rzeczywistości i udziwniona . Autorkę poniosła fantazja, niestety w złą stronę. Z ciekawej powieści historyczno-obyczajowej postanowiła uczynić utwór kryminalno-sensacyjny, ze złym skutkiem. Ale może po prostu nie trafiła w mój gust?
OdpowiedzUsuńChyba cała ta emerytura nie pokrywa kosztów pobytu Mamy, tak sobie myślę.Ech..
OdpowiedzUsuńTo jakoś dziwnie masz zorganizowaną tę emeryturę. W chwili umieszczenia teściowej w zakładzie ( nie była ubezwłasnowolniona) mój mąż zawiadomił ZUS, że mama przebywa od dnia "xyz" w zakładzie i dołączył zaświadczenie,że teraz jest tam zameldowana, i prosi by teraz tam jej przysyłali emeryturę. Pismo takie wystosował na podstawie pełnego, notarialnego upoważnienia. Jeśli ktoś przebywa gdzieś dłużej, to musi mieć swój aktualny meldunek. Mam wrażenie, że jeśli Twoja Mama ma zameldowanie w tym domu opieki, to wystarczy dopytać się w ZUSie jak to załatwić, bo "mama nie chodząca jest". Przecież wystarczy pobrać odpowiednie druki w ZUSie, wypełnić je, dać mamie do podpisu, dołączyć zaświadczenie z Zakładu a będą przesyłali emeryturę pod wskazany adres. I tak musisz do maminej emerytury z pewnością dołożyć, by opłacić zakład. U nas to emerytura przychodziła na Zakład, teściowa nawet jej nie podpisywała, robiły to siostry zakonne, u których była.
OdpowiedzUsuńJa też wolę wydać na książki niż na ciuchy.
Miłego, ;)
Bez upoważnienia notarialnego niczego nie załatwię. A o takowe zaczęłam się starć za późno...Muszę czekać, aż sąd rodzinny uczyni mnie prawnym opiekunem, a to jeszcze ze 3-4 miesiące...
OdpowiedzUsuńJasne, że nie! Dokładamy...
OdpowiedzUsuńMUszę skończyć napoczętą wczoraj w podróży lekturę, wtedy zabieram się za Gutowską. Opinię zamieszczę, oczywiście.
OdpowiedzUsuńNa początku choroby Mamy (6 lat temu) to się oboje z Tatą odżegnywali od konta, jak diabeł od święconej wody. A potem nagle się zrobiło zbyt późno...
OdpowiedzUsuńOt, metamorfoza interesująca! Nasz Przemek się nie przedzierzguje...
OdpowiedzUsuńPrzeczytam, zrecenzuję! Gdzieś w weekend.
OdpowiedzUsuńNiby nic takiego, ale napięcie zbudowałaś od pierwszego słowa :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio uparcie pakuję się w hiszpańskie klimaty - tym razem kupiłam "Szmaragdową tablicę" Carli Montero.
Ja mam postanowienie, żeby nie kupować książek. Nie dlatego, że szkoda mi pieniędzy, ale dlatego, że ciągle chodzę do biblioteki i nie umiem stamtąd wyjść z pustymi rękami. Konczy się na tym, że książki własne, czekają na swoją kolej, bo wiadomo, że do biblioteki trzeba oddać :)
OdpowiedzUsuńAle obowiązkowo Franek przy każdej okazji podarowuje mi książke w prezencie :)
A jaki to gatunek?
OdpowiedzUsuńTeż powinnam postanowić! Ale charakter mam słabiutki, więc...
OdpowiedzUsuń