Pierwsza ,,wsadzonka'' świąteczna gotowa! Troszkę przez przypadek mam już farsz do wigilijnych pierogów. Po prostu za dużo mi się dziś zrobiło nadzienia do kulebiaka z gotowego francuskiego ciasta. Zamroziłam sporą porcję, będzie w sam raz, gdy przyjdzie pora wielkiego lepienia...
W zasadzie mam jeszcze jednego prawie-gotowca. Worek niemały surowca pasztetowego spoczywa w zamrażarce od jakiegoś miesiąca z hakiem. Nie planuję pieczenia w najbliższym czasie, więc chyba porcyjka doczeka Świąt.
Cztery dni temu upiekłam też prawie dwukilogramową karkówkę. Połowa trafiła do ,,przechowalni''. Jeśli mnie wcześniej nie skusi, dotrwa do Bożego Narodzenia.
Tak pomału, acz systematycznie, gromadzę na okoliczność dobra doczesne. Wiadomo, wiele rzeczy musi być świeżych, wykonanych na ostatnią chwilę. Wychodzę jednak z założenia, że czasem lepsza osobista mrożonka, niż sklepowy ,,gotowiec''.
***
Sister, podobnie jak ja, dylemat gwiazdkowy przeżywa. Aby spędzić Święta w komplecie familijnym, muszą dotrzeć do Siostrzenicy i jej małżonka, oddalonych o dziesięć godzin drogi autem. O ile aura dopisze... Co zabrać z sobą, co ewentualnie zgotować na miejscu? Lokum obecne Oli niezbyt wielkie, więc i hotel niezbędny... Ech!
***
Za nic nie mogę sobie przypomnieć jednego faktu. Rok temu szukaliśmy z Małżem ładnej, sztucznej choinki. Niezbyt dużej, tak circa metr, może dziebko więcej. Ale pytania podstawowe brzmią: czy to było drzewko do Gdyni (gdzie straszył drapak wielce obleśny od lat?), czy do naszego mieszkanka? I po drugie: kupiliśmy czy nie? Obojgu nam w tej kwestii ,,mroki zaległy na pamięci''.... Jeśli drzewko byłoby nasze, to gdzie mogło się skryć? Wielu możliwości nie ma!
Gdzieś mi się kołacze wizja choinki, która u nas w grajdołku stała aż do Gromnicznej. Czyli musiała być syntetyczna. Ale w takim razie gdzie by się podziała? Ciekawostka...
Proponuję przeszukać notki z zeszłego roku na blogu, może pisałaś o kupnie choinki:)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie jestem na etapie wyjadania tego co zalega w zamrażalce żeby przygotować miejsce na świąteczne pół lub całe produkty. Efekt jest taki że dzisiaj mam cztery potrawy na obiad ale kazdej jest tak na jedną osobę. Niestety na razie odmrażam to co rozpoznałam lub miałam podpisane ale mam jeszcze takie które po rozmrożeniu będą totalną niespodzianką .
OdpowiedzUsuńTylko 2 razy miałam żywą w doniczce w domu. W roku milenijnym i rok po. Zrobię im zdjęcia i pokażę co z nich wyrosło Tylko rok różnicy pomiędzy nimi a różnica wzrostu u nich spora. A w domu od wielu lat mam syntetyczną z której się co niektórzy naśmiewają ale co mi tam. Jest moja i ją kocham he he. Pozdrawiam sobotnio-;))
OdpowiedzUsuńChyba właśnie rok temu też dojrzałam do tego, że lepszy dom bez igliwia pałętającego się w szparach do wiosny!
OdpowiedzUsuń,,Porządni'' ludzie podobno podpisują to, co zalega w zamrażarce. Może i tak... Różne są dziwactwa!~:)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł! Zaraz zajrzę do archiwum Z.
OdpowiedzUsuń