Skorzystałam z dobrej rady AO i przeszukałam archiwalne wpisy z grudnia ubiegłego roku. Choinkę syntetyczną rzeczywiście nabyliśmy i nawet została już zlokalizowana w komórce. Znaczy nie w telefonie, a w spiżarence obok kuchni.
Przy okazji trafiłam na notkę, która mnie nieco przygnębiła. Albowiem ukazała, jak wielki skok do tyłu wykonała Mama przez te niecałe 12 miesięcy...
Dziś w ogóle niezbyt wesoły był dzionek, bo gdy przybyliśmy w odwiedziny do Mamidła, okazało się, że bidula ponownie... w szpitalu! Od co najmniej trzech godzin. Z powodu upadku. Tymczasem ,,zapomniano'' jakoś nas powiadomić! Więc co koń mechaniczny wyskoczy ruszyliśmy.
Siedziała na wózku inwalidzkim skurczona, przytulając do siebie szlafrok, w którym ją karetka zabrała. I czekając na transport powrotny do seniorów. Ciekawe, jak długo by tak jeszcze siedziała, gdybyśmy nie przybyli...
Obrażenia po upadku okazały się na szczęście stosunkowo niegroźne. Dwa szwy na czole, trochę zasiniony i opuchnięty nos, lekko nadwerężony kciuk. Prześwietlenia żadnych zmian nie wykazały, chwalić Boga.
Po odtransportowaniu Mamy na miejsce delikatnie, acz stanowczo, wyraziliśmy opinię na temat niepowiadomienia nas natychmiast o sytuacji. Oraz na fakt, że po raz drugi została na izbie przyjęć zupełnie sama!
Rozumiem, że w jakimś sensie dla pracowników placówki podobne sytuacje nie są czymś nadzwyczajnym. W końcu rezydują tam wyłącznie ludzie w podeszłym wieku z całym wachlarzem schorzeń. Od chwili załadowania pensjonariusza do karetki za jego bezpieczeństwo odpowiada już praktycznie kto inny. Szpital winien również pacjenta ,,w całości'' dostarczyć z powrotem transportem sanitarnym. Zgoda! Jednak nie potrzeba nadmiernej wyobraźni, by wczuć się w położenie osoby zniedołężniałej, niekontaktującej, którą nagle podrzuca się w zupełnie obce miejsce i zostawia jak torbę na korytarzu...
Mam nadzieję, że po dzisiejszej naszej interwencji sytuacja już się nie powtórzy!
Jutro zawozimy Mamie pozostały po Tacie balkonik. Korzystała już z niego przez kilka dni po wypadku wiosną. Mamy też zakupić jakieś specjalne obuwie antypoślizgowe w medycznym sklepie. Oby to zwiększyło istotnie jej poczucie bezpieczeństwa...
A z drugiej strony pomyślałam sobie, co by było, gdyby tak przewróciła się w swoim mieszkaniu, a my bylibyśmy akurat poza domem? I wrócili po godzinie.. Mimo wszystko w placówce bezpieczniej!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Żyję,żyję
Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...
-
Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...
-
Jakiś czas temu, podczas Kołowej narady nad zagadnieniem, jaki upominek podarować Basi z okazji 50-tki, padła propozycja wykupienia masażu....
-
... za Waszą ,,obronę''. Chyba przejęłyście się słowami Elizy bardziej niż ja sama. Mnie tylko do głębi oburzyło nazwanie ,,byle jak...
Bidulka. Najbardziej mnie rozwala taka bezradnosc i samotnosc starych ludzi. Nawet jesli trwa tylko 3 godziny. Bardzo dobrze, ze wyrazilas swoja opinie o braku asysty z domu seniora, ja bym chyba nie wytrzymala i zrobila awanture. Bo to naprawde bezduszne. A przeciez placisz za opieke, takze w takich sytuacjach!
OdpowiedzUsuńCo do antyposlizgowego obuwia, to ono wcale nie musi byc bezpieczniejsze - Mama wcale nie musiala sie posliznac, moze po prostu stracila rownowage. A jak takie obuwie ja wyhamuje zbyt gwaltownie, to dopiero moze zlapac zajaca. Ale trzymam kciuki, zeby bylo dobrze. Cale szczescie ze sie nie polamala, to wlasciwie cud, albo mocne kosci ma Twoja Mama.
Dobry, przedwojenny materiał...
OdpowiedzUsuńZgago, czy Ty w ogóle sypiasz? Bo patrząc na godziny Twoich wpisów ........
OdpowiedzUsuńcałe szczęście, że się Mamidło Twoje nie połamało:)
OdpowiedzUsuńA my nadal nie dojrzałyśmy do decyzji. Coraz trudniej, ale żadna nie chce postawić kropki nad i.
No ja nie umiem i już.
Ciesze się, że się na coś przydał mój pomysł:))
OdpowiedzUsuńDobrze, że Mamie się nic poważniejszego nie stało...mam nadzieję, że rozmowa w placówce odniesie skutek.
Jakoś nie bardzo mogę zrozumieć fakt, że wysyłają takie osoby bez opieki...jak dla mnie nie tak powinno być...
dobrze,że się tylko na małym urazie skończyło..
OdpowiedzUsuńale potraktowanie tak Mamy, to skandal.i oby już się nie powtórzyło.
uściski.
Bezduszność i przez to takie potem traktowanie ludzi niepełnosprawnych jest u nas na porządku dziennym. Strach się bać być od innych uzależnionym.
OdpowiedzUsuńNa Mściwoja - prawie koło Starowiejskiej masz sklepik gdzie mojej mamie kupowałam specjalne, na rzepy zapinane płaskie i wygodne - nawet niebrzydkie. Podeszwa wygodna - but wkładasz nawet na halluksy bo miękki, choć nieprzemakalny (jakby co). Polecam. Współczuję ci tych emocji - naprawdę służba zdrowia traktuje czasem pacjenta przedmiotowo - żeby nie rzec, ze całkiem olewa.
OdpowiedzUsuńTrochę bym się zastanowiła nad odpowiedailnością placówki.Taka kolejna "dziwna"sytuacja w ciągu(chyba) pół roku niezbyt dobrze-wg mnie-rokuje.Zastanówcie się nad zmianą placówki.Przejrzyjcie dobrze dokumenty(umowa o opiekę) i przemyślcie dalszy pobyt (mnie te sytuacje przez Ciebie opisane, "coś śmierdzą" niekompetencją i skokiem na kasę).Kapcie kup zdroworozsądkowe, bo te w sklepach medycznych - z racji placówki zakupowej- nazbyt drogie i nie zawsze spełniające wymogi wg.potrzeb. Ostatnio na hali w Gdańsku pojawiły się kapcie ciepłe i na gumie oraz na rzepy.Życzę mniej takich "rewelacji" i dystansu do problemów.Pewnych tematów nie jesteście w stanie "przeskoczyć-choć przyzwyczaić się trudno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Może to troszkę nie tak wygląda, ale generalnie my jesteśmy bardzo zadowoleni z placówki, a i Mama tam cały czas uśmiechnięta. Jedynie te sytuacje okołoszpitalne budzą nasze zatroskanie. Musimy porozmawiać z kierownictwem... A za obuwiem się rozejrzę i zbadam ceny. Dzięki za info o hali w Gdańsku, będę tam we wtorek.
OdpowiedzUsuńSłużba nie drużba, nie zaopiekuje się jak przyjaciel Panem Młodym.:)
OdpowiedzUsuńAle wszystkich nas to czeka prędzej czy później. Kto nie chce być stary, musi młodo umrzeć...
OdpowiedzUsuńOby, oby!
OdpowiedzUsuńTego też nie rozumiem, szczególnie gdy chodzi o osobę, która nie mówi i nie rozumie praktycznie niczego...
OdpowiedzUsuńTo jest trudne, ale wierz mi, w sumie i tak lepsze dla wszystkich!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że sypiam! Przecież nie pracuję, więc mogę sobie pozwolić na bycie ,,sową''. Kładę się po drugiej, wstaję pop dziesiątej.
OdpowiedzUsuńNiestety, to jest normalka. Gdy moja teściowa "wyparowała" z zakładu w niewiadomym kierunku, to nas powiadomili dopiero następnego dnia.
OdpowiedzUsuńI wyobraz sobie, że to był naprawdę bardzo dobry zakład.Ona mogła stamtąd wychodzić na teren i do pobliskiego kiosku Ruchu, ale dała dyla bo zachciało się jej odwiedzić znajomą i poza tym zrobić pedicure. Ale jeśli trafiała do szpitala, to zawsze jechała jako opieka "opiekunka pomocnicza", czyli po prostu salowa. I zdarzało się, że dzwonili do nas, żebyśmy przyjechali po nią, bo szpital miał kłopoty z transportem.
Miłego,;)
Myślę, że placówka musi sobie wypracować taki model, że ZAWSZE do szpitala za chorym jedzie jedna osoba z obsługi. Do czasu, gdy zjawi się rodzina... Stoją na parkingu auta pracowników przecież. Chętnie się obciążymy kosztem paliwa, byle Mama była w szpitalu z kimś, kto za nią objaśni, co i jak... I po prostu posiedzi na korytarzu.
OdpowiedzUsuńZgago cos mi sie znow dzieje nie tak z Twoim blogiem, nie odswieza sie:(( Dobrze, ze zostawilas komentarz u mnie to Cie ze tak powiem wygmeralam ze zgliszczy:)))
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, ja bym tam nie narzekala na placowke. Placowka odpowiada za podopiecznych na miejscu, a na pewno tez nie maja na tyle pracownikow, zeby jedna osoba zajmowala sie jednym pensjonariuszem. A co by bylo gdyby placowka wyslala kogos z Mamidlem, a w tym czasie ktos inny ulegl by powazniejszemu wypadkowi. Trzeba chyba myslec troche bardziej rozsadnie w takich przypadkach. W koncu Mame zabralo pogotowie do szpitala i mieli ja odwiezc z powrotem, nie poszla tam sama, ani nie zostala zupelnie bez opieki. Takie sa realia placowek i wcale nie nazwalabym tego bezdusznoscia.
Zgadzam się z Tobą. Trudno myśleć egoistycznie, gdy szczególnie w weekendy pracowników mniej niż w dni powszednie. Nie jestem skłonna do awanturowania się na zasadzie ,,płacę, więc wymagam''. Widzę generalnie zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Chodzi mi jedynie o szybką informację do nas, że coś nie tak. Bo przecie Mama na żadne pytanie lekarzy w szpitalu nie odpowie... I ktoś musi za nią mówić!
OdpowiedzUsuńA w ogóle to ściskam Cię mocno!
Masz racje, Was powinni zawiadomic natychmiast. Z drugiej strony, moglo Was nie byc w domu, mogliscie tez nie moc dojechac na czas. Wiesz roznie to bywa. Ja mysle, ze jak Mama zostala przekazana pogotowiu to juz w sumie nie musiala nic mowic, bo na pewno przekazano tez co sie stalo, przeciez pracownicy placowki wiedza, ze Mama jest w sumie niekontaktowa. Ja wiem jak jest bo nasza E. jest tez w domu opieki. Co prawda bylam tam tylko raz, ale wiem, ze liczba pensjonariuszy zdecydowanie przekracza liczbe pracownikow i nawet salowe maja swoja dzialke roboty.
OdpowiedzUsuńBuziaki:***
Samo życie!
OdpowiedzUsuń