Trochę się działo ostatnio, m.in. w związku z pobytem Szwagra w okolicy. Przywieźliśmy go wczoraj do nas, by się trochę zrelaksował, bo przejęty swoją ,,trzódką'' studentów bardzo. Z M. przybył drugi amerykański opiekun, pan o nieco ciemniejszej karnacji. Pierwszy raz miałam okazję gościć kogoś obcego z tak daleka i w dodatku nie mówiącego po polsku. Stres lekki był, czy się u nas dobrze poczuje, czy zadowoli go menu itp... Ale chyba jakoś poszło?...
Tymczasem poniekąd w związku z amerykańską tematyką przypomniałam sobie największy przysmak, którym mnie poczęstowano w domu Sister. Był to kupny dżemik z... papryki. Cudo po prostu, autentyczne niebo w gębie!
Postanowiłam spróbować wytworzyć coś podobnego domowym sposobem. W niedużej ilości na początek, bo wiadomo, eksperymenty nie zawsze są udane. Tym razem jednak sukces! Wyszło coś wręcz identycznego, jak w USA. A kolor najpiękniejszy ze wszystkich, jakie mam w tegorocznych słoiczkach.
Gdyby ktoś chciał spróbować, napiszę, jak to robiłam. Rozdrobniłam w maszynie 3 spore czerwone papryki i dwie ostre (jedną taką wąziutką i jedną malutką okrągłą), dodałam ok. 2/3 szklanki cukru i sok z połowy sporej cytryny. Papryka puściła z początku mnóstwo wody, długo się to odparowywało, ale w końcu uzyskałam dość gęstą konsystencję.
Zachęcona sukcesem zrobiłam drugą porcję, z tym, że tym razem pokroiłam papryki w drobną kostkę. Do krojenia tych ostrych zalecam użycie rękawiczek, ja oczywiście nie pomyślałam i łapki mnie potem piekły przez kilka godzin. Ale nic to. Druga wersja wyszła jeszcze ładniejsza! Z takim rubinowym połyskiem. Jedyny minus to to, że z opisanej porcji wychodzi zaledwie jeden dżemowy słoiczek...
Chyba znów dokupię szkła i doprodukuję...
Jeżeli wiesz, że z określonej porcji wychodzi tylko jeden słoiczek, to należy sobie odpowiedzieć na pytanie:"ile słoiczków dżemu chcę mieć". Potem kupić taką ilość produktów, by z nich uzyskać oczekiwaną liczbę słoików. Powiększy się nie tylko ilość przetworów ale i wielkość Twojej satysfakcji. Gratuluję odwagi w eksperymentowaniu. Mój syn nosił się z zamiarem robienia przetworów z papryki, to podsunę mu Twój przepis żeby też spróbował, bo w odróżnieniu ode mnie lubi eksperymentować. Ukłony.
OdpowiedzUsuńRobisz tę paprykę ze skórką?Ja to chyba musiałabym ją wpierw upiec w piekarniku i pozbawić skórki. Papryka to rodzina "psiankowatych" a ja mam je wykluczone z diety- no chyba, że wpierw pozbawię te psiankowate skórki i np,. dlatego grubo obieram kartofle, bo ten potas i witaminy pod kartoflana skórka to zwykły kit. No i musiałabym chyba dać mniej tej ostrej papryki.
OdpowiedzUsuńChyba muszę się wziąć za "duszenie" czatnejów wieloowocowych.
Miłego,;)
Satysfakcję powiększę już w tym tygodniu - jeszcze co najmniej 8-10 słoiczków zamierzam zrobić. Jednak, gdy w grę wchodzi próba, zaczynam od ilości minimalnych.
OdpowiedzUsuńSkórki nie obierałam, w wersji z rozdrabniacza skórki się w gotowej masie w ogóle nie wyczuwa. W drugiej owszem, ale mnie i moim bliskim to nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńDzieki wielkie za przepis, u mnie w tym roku papryka stosunkowo tania, a te paste uwielbiam.
OdpowiedzUsuńBardzo proszę, zawsze mi miło, gdy ktoś wykorzysta recepturę.
OdpowiedzUsuńSzalony pomysł z ta papryką. Już podpowiadam żonie
OdpowiedzUsuńSzalony, bo amerykański!
OdpowiedzUsuń