Nie lubię ,,gołej'' herbaty. Piję tylko czarną, raczej mocną, więc taka bez ,,ozdóbek'' bardzo mi wysusza gardło. W domu dodaję soki rozmaite własnorobne, czasem kupuję w Macro borówki lub żurawinę itp. Od święta nawet konfitura.
Gdy przyjdzie mi pić herbatkę poza domem, najczęściej wyjściem jest cytryna. Wiem, że to prosta ścieżka do Alzheimera, ale raz na jakiś czas?...
Od pewnego czasu zauważyłam dziwne zjawisko, polegające na tym, że we wszelkiego typu lokalach gastronomicznych występuje ścisła reglamentacja cytrynki. Owszem, herbata podana ładnie, w sporym czajniczku, porcja mniej więcej na dwie pełne filiżanki, a do tego... pół plasterka! Nierzadko taka mikra ta połówka, a jeszcze skóra potrafi stanowić niemal 50 procent. I takaż wilgotność miąższu...
Przy okazji piątkowego cateringu zagadnęłam naszą Szefową, doświadczoną panią gastronom, skąd ta ,,skąpa'' moda. Bowiem przed wyjazdem zażyczyła sobie, bym na takie właśnie półplasterki pokroiła kilka owoców. - No, wiesz, jednorazowe kubeczki są wąskie, cały plasterek się nie mieści! - odpowiedziała. - Zgoda, ale w lokalach podaje się herbatę w stosunkowo szerokich filiżankach! Więc dlaczego?...
Odpowiedzi nie uzyskałam. Za to uzyskałam coś innego. Amatorów cytryny na konferencji było niewielu, pozostało sporo. - Skoro tak lubisz, zabierz sobie do domu! - oświadczyła Iza i wręczyła mi woreczek foliowy, po brzegi owymi półplasterkami wypełniony.
Musiałabym chyba wypijać przez tydzień po dwadzieścia herbat dziennie, by podarek zużyć. I to przy założeniu, że nic nie spleśnieje. Wyrzucić jakoś nijak... Jedyne wyjście, jakie mi przyszło do głowy, to nalewka!
Tuwim napisał kiedyś: - Jeśli ktoś podarował ci plaster na odciski, dokup sobie za ciasne buty. W myśl tej zasady nabyłam stosowną porcję alkoholu. Z benedyktyńską cierpliwością przez 45 minut pozbawiałam półplasterki skórki i pestek... Podczas tej czynności tylko dwa razy skaleczyłam się w palec, nieźle! Z rozpędu dorzuciłam cztery mandarynki. Do Świąt chyba się całość odpowiednio zmaceruje...
***
Fachowcy obiecali od środy montaż pieca. Póki się kaloryfery nie rozgrzeją, nie uwierzę... Mamy się też wreszcie pozbyć nadzwyczaj prądożernego bojlera. Teraz podobno gorąca woda będzie pochodziła z tego samego źródła, co ciepło. Ot, nadejdzie wielkopomna chwila?...
Aż Ci uwierzyć trudno, że wreszcie będzie coś grzało? Wcale mnie to nie dziwi.
OdpowiedzUsuńA skąd ten pomysł o Alzheimerze? Herbata zawiera mnóstwo flawonoidów i jest antyoksydantem. Podobnie zresztą jak kawa. Kupiłam b. dobrą książkę na temat mitów dotyczących właśnie kawy i herbaty.
Jak przestudiuję do końca, pewnie coś na temat naklikam.
Znaczy, co na święta będziesz sączyć cytrynówkę.
Sama herbata nie szkodzi, tylko, podobno, w połączeniu z cytryną. A jeśli chodzi o cytrynówkę, to wielką amatorką jest moja synowa Hania.
OdpowiedzUsuńTwoj sposob na zagospodarowanie nadliczbowych cytrynek jest pyszny i rozgrzewajacy - ale mozna tez tak: http://www.dwiechochelki.pl/2013/11/rozgrzewajace-dodatki-do-herbaty.html
OdpowiedzUsuńNie probowalam sama jeszcze, ale slinka pociekla :)
Co do herbaty i cytryny - cytryna dziala szkodliwie, gdy dodaje sie ja w trakcie zaparzania, bo kwasne srodowisko "wyplukuje" glin/aluminium z lisci herbaty, zmienia go w forme rozpuszczalna w wodzie, wiec ilosc glinu w herbacie wzrosnie. Kiedy doda sie cytryne po zaparzeniu, do samego plynu bez lisci, problemu nie ma.
http://biomist.pl/chemia/artykuly/czy-herbata-z-cytryna-jest-szkodliwa-czyli-jak-nam-robia-wode-z-mozgu/3612
Do herbaty świetna jest też pomarańcza, imbir w plasterkach albo sproszkowany, goździki. I czasem do tego łyżeczka miodu :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze takie coś znalazłam:
OdpowiedzUsuńhttps://www.doz.pl/czytelnia/a12351-8_przepisow_na_aromatyczna_herbate
Miód i pomarańcza, owszem. Imbiru nie znoszę, goździki też mi się dobrze nie kojarzą, dodaję je jedynie do gruszek w occie.
OdpowiedzUsuńZaraz obejrzę, choć nie ma to jak własne konfitury, prawda?
OdpowiedzUsuńO, pięknie dziękuję za te wyjaśnienia!
OdpowiedzUsuń