Tak ni z gruszki ni z pietruszki przypomniało mi się coś. Kto z natury atrakcyjny, pewno nie zrozumie...
Jak dobrze wiecie, bo nie raz i nie dwa napomykałam, nie byłam nigdy szczególnie urodziwa, raczej nie oglądano się za mną na ulicy, a wielbiciele nie ustawiali się w kolejce. Niby też nie przywiązywałam wiele uwagi do tego, by się stroić, ale... Jak każda dziewczyna marzyłam w cichości ducha, by choć raz, choć jeden jedyny, zabłysnąć.
Czasem nawet mi się wydawało, że to JUŻ, ale to tylko ja tak sądziłam. Na przykład wtedy, gdy w słynnych Domach Centrum udało mi się nabyć piękną (moim zdaniem) żółtą bluzkę z brązową koronką i beżową, szeroką sztruksową spódnicę. W tym zestawie jawiłam się sobie wręcz zjawiskowo, jednak nijakich zachwytów wśród otoczenia nie odnotowałam.
Dla wielu kobiet TYM dniem jest moment ślubu. Zwłaszcza teraz, gdy asortyment kreacji przeogromny. Mój ślubny przyodziewek był dość skromny, żadne aj-waj. Ot, prosta sukienka z kremowej żorżety. Co innego w tym dniu było dla mnie ważne.
Ale wymarzony moment nadszedł! Kilka lat później. Byłam już mamą dwójki dzieci, korzystałam z urlopu wychowawczego. Udało się akurat zrzucić pociążowe nadmiary, był czerwiec, zainwestowałam nieco w letnią garderobę. W stylu zupełnie odmiennym od wypracowanego przez lata stereotypu.
Okazją dla prezentacji stało się pożegnanie ulubionego kolegi z pracy, nauczyciela historii, Wiktora. Nie pamiętam już, dlaczego wyruszałam na tę uroczystość nie z domu, ale od Rodziców, czyli z Gdyni. Widać Małża musiało nie być, więc należało potomstwo do Dziadków odstawić.
W drodze na kolejkę zauważyłam, że osobniki płci obojga przyglądają mi się, a nawet za mną odwracają. W pociągu to samo! Na początku raczej byłam skłonna podejrzewać się o rozmazany makijaż lub objawiony nagle pryszcz-gigant. Ale na dworcu PKS obejrzałam się w lustrze. Niczego podobnego nie zauważyłam.
Ostateczne przekonanie, że zainteresowanie moją podróżującą osobą było zdecydowanie in plus, osiągnęłam, wkroczywszy na miejsce imprezy. Nie będę tu cytować słów, jakie usłyszałam, ale rosłam z minuty na minutę. I czułam się przez ten jeden wieczór prawdziwą kobietą!
Niestety, podobna sytuacja nigdy się już nie powtórzyła...
***
Napiszecie mi, dziewczyny, o swoim doświadczeniu tego typu?
Ja cale zycie bylam "chlopczyca", moj stroj skladal sie z adidasow, szerokich koszulek i spodni. Nie wiem dlaczego, ale wydawalo mi sie, ze jestem gruba (a nigdy nie bylam - poza okresem okolociazowym;) W sukience i obcasach pierwszy raz na slubie (w dodatku zapuscilam wlosy, z ktorych fryzjerka zrobila mi piekne fale) i to byl efekt WOW. Okazalo sie, ze mam zgrabne nogi, ladna buzie i w ogole wygladam jak kobieta:)))
OdpowiedzUsuńW domu od dziecka słyszałam "na okrągło", że jestem brzydka i wciąż mi elegancko tłumaczono co to takiego brzydkiego jest w moim wyglądzie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz poczułam się ładnie i dobrze, gdy w wieku 16 lat pojechałam nad morze jako opiekunka swoich ciotecznych braci i ciotka zobaczywszy mój jednoczęściowy wełniany kostium kąpielowy załamała ręce i czym prędzej wyposażyła mnie w bikini. I nagle poczułam się "na widoku", wiedziałam, że chyba jednak nie jestem taka brzydka jak mi to wmawiano, bo wciąż widywałam wlepione w siebie oczy różnych osobników płci brzydkiej. I dobrze mi ten pobyt nad morzem zrobił- pozbyłam się kompleksów i nauczyłam jednocześnie, że to jak mnie
postrzegają inni zależy w głównej mierze ode mnie, od tego jak ja siebie widzę.
Miłego;)
No widzisz! Ja też długo chodziłam wyłącznie w portkach i samorobnych swetrach, które się stawały po każdym praniu dłu ższe.
OdpowiedzUsuńAch, te obrzydliwe stroje kąpielowe sprzed półwiecza... Też je pamiętam!
OdpowiedzUsuńMoja Mama wrabiała mnie w kompleksy . Częściowo jej się to nawet udało. Ale pamiętam jak w domu towarowym centrum w Warszawie kupiłam, i zaraz wyszłam w tej sukience typu princeska z kaszmiru, to się za mną oglądali ludzie na samej Marszałkowskiej,ech dawno to już niestety temu. He he. Pozdrawiam serdecznie-;)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że były Domy Centrum, prawda? Moja Mama też była niezła w zakompleksianiu swoich obu córek... Dlatego własnym córom nie czynimy nigdy uwag co do wyglądu.
OdpowiedzUsuńJak dziewczyny to dziewczyny,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam więc tylko
Kochana
OdpowiedzUsuńWszystkie jesteśmy piękne, bo kochające i oddane, pełne miłości, ciepła, dobra- jako mamy, żony.
Piękno, to nie wygląd, to tylko iluzja dla oczu.
Nie będę się chwaliła, ale...nieważne z resztą:)
Serdeczności zostawiam:)
Jeśli chcesz napisać o dniu, gdy pierwszy raz poczułeś się zabójczo piękny, będę zachwycona!
OdpowiedzUsuńOj tam, właśnie o pochwalenie się Was prosiłam!
OdpowiedzUsuńGrzebałam w pamięci, grzebałam i jakoś nic... No może raz, jak poszłam na coś w rodzaju balu z facetem, który widywał mnie taką dość zwyczajną, spodniowo-swetrową.
OdpowiedzUsuńFajną miał minę na dzień dobry :-D
I to jest to, ta mina bezcenna!
OdpowiedzUsuń