Czy zawsze lubiłam spać? Chyba tak, choć nie wszystko już pamiętam. Ale doskonale sobie przypominam, jaka byłam zła, gdy tato w niedzielę (bo sobót wolnych przecież nie było) o jakiejś bestialskiej porze, czyli koło dziewiątej) ściągał ze mnie kołdrę z głośnym okrzykiem ,,śniadanie!!!''...
W którymś momencie życia zostałam zdecydowanie sową. Nawet gdy jeszcze pracowałam, chodziłam spać gdzieś około pierwszej i ok. sześciu godzin snu jakoś wystarczało. A czasem i cztery, gdy się z Madzią i Stasiem w dni powszednie rżnęło w brydża do drugiej...
Zawsze sobie tłumaczyłam, że wyśpię się do syta na emeryturze. I tylko taki lekki niepokój wywoływał we mnie obraz Rodziców, którzy mimo emerytury wstawali bladym świtem. Zwłaszcza Mama, która uważała, że jeśli pośpi do wpół do siódmej, to już grzech i rozpusta...
Jakoś mi się wydawało, że mnie nigdy nie dotknie zjawisko bezsenności. A jednak... Bywa, że miotam się w pościeli do piątej. I zasypiam dopiero, gdy Małż do pracy rusza. Liczę sobie przysłowiowe barany, przepowiadam w myśli jakieś zapamiętane z dawna wierszyki i piosenki, czasem układam własne i nic! A już, kiedy pełnia, to jak amen w pacierzu noc do świtu nieprzespana... I podobnie każdej nocy przed jakąś nową lub nietypową dla mnie sytuacją typu wyjazd, wizyta u lekarza itp.
Póki co, nie wspomagam się żadnymi prochami, czasem jakieś lekkie ziołowe pigułki tylko. Kryzysik łapie mnie późnym popołudniem. Nie lubię jednak drzemek o takiej porze, bo budzę się nieprzytomna, nie wiedząc, czy to jeszcze dziś, czy już jutro?
Jakieś dobre rady? Tylko nie każcie mi pić mleka, błagam ...
Mleka? Nie, wręcz przeciwnie, kieliszeczek naleweczki wieczorkiem... :-)
OdpowiedzUsuńA ja budzę się zwykle 3.30 i potem walczę ze sobą do 6.10. Przyszło z wiekiem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moje noce sa poszatkowane z koniecznosci regularnym wstawaniem do chorej mamy. Spie godzine po poludniu i potem do polnocy nie spie, odrabiam pierwszy "dyzur" i ide spac do 4.00. Odrabiam drugi dyzur i ide spac do 8.00. Teoretycznie jestem juz tak ustawiona, ze zasypiam, ale musze sobie sluchawke do ucha wlozyc z jakims audiobukiem. Po cichutku :) Z reguly dziala, ale zdarzaja sie takze noce, gdy nie moge usnac. Jestem na to przygotowana tak: na stole w drugim pokoju lezy zaczeta ciekawa ksiazka, robotka drutowa, i lezy tablet. Jak nie moge zasnac, wkladam grube skarpety, cieply szlafrok i wybywam z lozka. Nawet jezeli przerwa trwa dwie godziny, to spedzam ja przyjemnie, nie demolujac lozka :) A wyspie sie kiedys tam!!!! :)
OdpowiedzUsuńMusisz się uważnie przyjrzeć swemu organizmowi, bo z pewnością jest taka godzina wieczorem, o której lekuchno chce Ci się podrzemać. I staraj się wtedy "zakolegować z łóżkiem". Poza tym nie pij wieczorem normalnej herbaty a raczej napar z melisy z cytryną, coby smak poprawić.
OdpowiedzUsuńJa już przećwiczyłam, że jeżeli nie wpakuję się do łóżka przed 24,00 to już mogę się wcale nie kłaść.
Miłego;)
P.S. zamiast się rzucać w pościeli i denerwować, że nie możesz spać , po prostu wstań i poczytaj. Bo ta drobna złość,że nie możesz zasnąć jeszcze bardziej bezsenność nakręca.
Też mi przyszło.
OdpowiedzUsuńNie wiem co lepsze, nie spać do 3,30 czy budzić się o 3,30.
Szczególnie jak druga połowa ma dokładnie odwrotny cykl dobowy. On się kładzie, ja się budzę. Idealna zgodność :-)
Ja też (podejrzewam, że ma to coś wspólnego z okresem działania wypitego alkoholu). Ale zazwyczaj ok. 5-tej udaje mi się zasnąć i dopiero pies budzi mnie o 8.20, ale się zapieram i wstaję o 9-tej.
OdpowiedzUsuńZgago, spróbuj kłaść się najpóźniej przed 1-wszą. Ja mam murowane, że np. jak idę spać o 2-giej czy później, to nie śpię do 5-tej lub 6-tej, a jak kładę się ok. 12-tej lub wcześniej, to śpię jak niewiniątko.
OdpowiedzUsuńRzadko ale czasami zdarzają mi się takie bezsenne noce. Najgorzej jak rano trzeba wstać do pracy i jakoś w niej funkcjonować
OdpowiedzUsuńCiesz się, że to u Ciebie rzadkość. Buziaki!
OdpowiedzUsuńPrzed drugą nie ma mowy, żebym poszła spać. Tak się już organizm przyzwyczaił i basta...
OdpowiedzUsuńMy też działamy z Małżem w przeciwfazie...
OdpowiedzUsuńDo niedawna piłam o dwudziestej trzeciej mocna kawę i nie przeszkadzało mi to wcale w zaśnięciu. A teraz najczęśćiej po prostu woda z cytryną i... kicha!
OdpowiedzUsuńMoje noce przy Mamie też były ,,poszatkowane''. Może te obecne problemy to jakiś opóźniony skutek?
OdpowiedzUsuńOt, starość nasza paskudna...:)))
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest!:)))
OdpowiedzUsuńCytryna odświeża, melisa natomiast uspakaja i wycisza.
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńJa, od zawsze, nie potrzebuję dużo snu, nigdy nie śpię w dzień. Nie odczuwam zmęczenia. A w wolne dni wstaję i budzę się, jak zawsze.
Dobre rady dla Ciebie? przed snem warto się zmęczyć, np spacerkiem.
Ja lubię jeszcze poczytać.
Miłego nowego tygodnia życzę:)
Kiedyś bezsenne noce mnie denerwowały. Teraz biorę to na spokojnie. Nie śpię i już. Pamiętam też ze kiedyś to mi pomagało to że postanowiłam wstawać i zabierać się do sprzątania jakieś szuflady albo i innej nielubianej czynności. Momentalnie na samą taką myśl zasypiałam, hehe.
OdpowiedzUsuńO, to ja pomyślę o myciu okien, wtedy na pewno zasnę!:)))
OdpowiedzUsuńAkurat czytam przed snem co wieczór, praktycznie idę się myć tuż po odłożeniu książki.
OdpowiedzUsuńZimą to chyba nie pomoże he he. Nasza mózgownica nie da się na to nabrać. Musi to być coś równie odstraszającego ale możliwego do zrobienia, a kiedy sen nie nastąpi to wstać i zabrać się do tej nielubianej paskudnej roboty. Niech sobie mózgownica na przyszłość zapamięta że to nie tylko taki pic na wodę ..
OdpowiedzUsuńTylko nie mleko, fuj! To już chyba lepiej rozpić te nalewki... :-)
OdpowiedzUsuńMyj się przed czytaniem. Jak zasypiam nad książką, odkładam, gaszę światło i przeważnie śpię. Gdybym jeszcze się miała umyć, na pewno bym się rozbudziła.
OdpowiedzUsuńMi pomaga muzyka. Ogólnie zaczynam od ciepłej kąpieli, później gorąca herbata, już w łóżku, a później słuchawki na uszy z jakąś spokojną melodią.:-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie popieram!
OdpowiedzUsuńMoże i racja?...
OdpowiedzUsuńNie mam słuchawek, niestety...
OdpowiedzUsuńOrganizm to plastyczna materia, jak można go do czegoś przyzwyczaić, to można i odzwyczaić. Będzie to prawdopodobnie trwało tyle samo lat ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
OdpowiedzUsuń(ach, znamy to znamy, można udawać że nie, ale wstrętny oznacznik czasu blogowego prawdę powie! ;)
Nie strasz! Nie chciałabym się za nic odzwyczaić od snu!
OdpowiedzUsuńja żeby wrócić do normy raz na jakiś czas wstaję z samego rana i staram się nie spać w dzień. Wieczorem padam jak koń po wyścigach. Najprostsze wyjście i bez wielkich nakładów. Jak za jednym razem nie skutkuje powtarzam dnia następnego, ale to bardzo rzadko się zdarza bym musiała tak się katować. Swoją drogą póki możesz długo spać to jesteś młoda
OdpowiedzUsuńO, dzięki! Zaraz się poczułam młodsza...
OdpowiedzUsuńPolecam zmęczenie, wieczorkiem przebiec kilka kilometrów, potem prysznic i człowiek pada nawet nie wie kiedy.. Jak nie bieganie, to kijki też działają :-)
OdpowiedzUsuńHa, ha, ja i bieganie!
OdpowiedzUsuń