Gdy przychodzi zimowa pora, mogłabym, jak Klarka o kotach, bez końca o moich karmnikowych stołownikach. Ale powstrzymam wenę i wspomnę tylko o dwóch sprawach.
Nieustająco wzruszają mnie dwie sikorki ubogie, czyli tzw. szarytki. Pojawiają się, gdy tylko miseczka słonecznika wyląduje w karmniku, ale grzecznie siedzą na najniższym pięterku tarasu, czekając, by się nie pchać między liczniejsze bogatki. Pewnie to ze strachu, ale ja wolę widzieć swego rodzaju pokorę i skromność...
I drugie ptasie zjawisko, już nie karmnikowe. W dżungli naprzeciw tarasu od lat goszczą bażanty. Zazwyczaj widywałam dwie samiczki i dwóch kolorowych ,,panów''. A tu dziś patrzę przez okno, a po naszym wyschniętym kanale maszeruje dziesięć sztuk. Panowie przodem, za nimi, niczym arabskie żony, skromniejsze damy... Naprzeciwko, pod kaplicą, jeszcze trzy sztuki! Widać spodobała im się okolica... A ja mam uciechę, mogąc obserwować to stadko!
***
Z innej beczki...
Cieszę się, że moja Asia nie ,,zmamusiała'' tak do cna, w stu procentach. Interpretujcie to, jak chcecie, wiem, może nieco obrazoburcza ta moja radość... Uważam jednak, że zostając mamą, nie powinno się rezygnować z innych życiowych ról. Znam przypadki, gdzie totalne ,,zmamusienie'' wcale kobietom na dobre nie wyszło... I nie mam tu na myśli spraw zawodowych, a przynajmniej nie tylko.
W "moim" karmnikowym towarzystwie dominuje parka kowalików, oprócz sikorek są też wróble ale one nie wlatują do karmnika tylko jedzą to, co spadnie z góry, tak samo jak kosy, choć zdarza się, że kos siedzi w stołówce niczym kura,
OdpowiedzUsuńa kot siedzi po drugiej stronie szyby i od czasu do czasu wali nerwowo w kaloryfer.
Zmamusienie jest groźną chorobą nazywaną również przez niektórych odpieluszkowym zapaleniem mózgu.
Bo karmnik ciekawszy od TV! ( choć o to ostatnio nie tak trudno) ! U mnie sójka co kilka chwil przegania wszystkich z karmnika i wypatruje czegoś dla siebi, zeby po chwili ustapić sroce, a po niej znów drobniejsze towarzystwo. TA dla Asi podwójne gratulacje: za bycie mądrą Mamą)
OdpowiedzUsuńWidok na karmnik jest lepszy niż program w TV
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witaj
OdpowiedzUsuńI ja co roku dokarmiam tonami ziaren. Uwielbiam obserwować moich ptasich gości. W tym roku sikorek, jakby mniej, za to kosów i wróbli sporo.
Co do "zmamusienia", to wypowiem się i ja.
Jak wiesz z mojego bloga, znamy się trochę, długo przebywałam w domu z 3-ką dzieci. Nie żałuję tego czasu. Karmiłam całą 3-kę piersią, zatem i moje wyjścia wtedy były rzadkie, tylko samej.
Nazywałam siebie" panią domu", bo lubiłam swoje codzienne obowiązki. Pomimo, że nie pracowałam zawodowo, nie zaniedbywałam, ani siebie, ani bliskich. Udzielałam się dużo społecznie.
Żyło nam się skromnie, ale dobrze, bo rodzinnie.
Teraz patrzę na moje dorosłe już dzieci, jestem z nich dumna.
Serdeczności ślę:)
Zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńSójki mnie denerwują. Gdy za długo taka zalega w karmniku, przeganiam, by i maluchy miały dostęp...
OdpowiedzUsuńPatrz, u mnie tyle kosów, ale do karmnika żaden się nie zbliża. Może nie lubią słonecznika?...
OdpowiedzUsuńSuper, że oprócz zajmowania się dziećmi, miałaś też inne zajęcia i pasje. O to właśnie mi chodzi!
OdpowiedzUsuńI u mnie za oknem ptasio! Oprócz sikorek całe stado dzwońców, pojawiają się często kowaliki a i wizyta grubodzioba to nie nowina. Ja dla sikorek modraszek wykładam też jabłka, bardzo je lubią. A bogatki? Małe rozbójnice! dobrały mi się do orzechów włoskich, które były w woreczku na balkonie.
OdpowiedzUsuńZa ModraszkęTV to bym nawet opłaciła abonament;)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, orzechy wszelkiego rodzaju to wielki przysmak sikorek...
OdpowiedzUsuń