czwartek, 23 lutego 2017

To nie było głupie...

Czytam sobie czasem ,,Żony modne'' A. Sieradzkiej. O modzie od starożytności do dziś. Właśnie natknęłam się na takie zdanie: ,,Najpiękniejsza Egipcjanka była łysa! (...) Zarówno bowiem władczynie, jak i damy dworu, tancerki czy muzykantki nosiły, miast własnej fryzury, olbrzymie peruki. Stanowiły one oznakę społecznego prestiżu...''


Co tam prestiż, pomyślałam...Za to jaka wygoda!


Minus tylko jeden - czasem jest za gorąco w łepek. Za to plusów dodatnich mnóstwo. Ot, choćby aspekt czysto materialny. Moja peruka na co dzień kosztowała, po dofinansowaniu z NFZ-u, raptem 50 zł. Mam ją od trzech miesięcy. Zero wydatków na szampon, odżywki, żel, piankę, lakier itp. Już jestem zdecydowanie do przodu.


Aspekt drugi, czasowy. Mycie, wysuszenie, ułożenie to nawet przy krótkich włosach co najmniej 20 minut. Założenie peruki - kilkanaście sekund, no może minutka, gdy trzeba odrobinkę przeczesać.


I, last but not least, aspekt estetyczny. Gdy się miało dotychczas klasyczne ,,trzy pióra'', a teraz ma się sympatycznie kudłaty czerep w gustownym odcieniu, to się człowiek płci żeńskiej czuje zdecydowanie lepiej!


Moje ,,kupne'' owłosienie hołubię i oszczędzam. Gdy jestem sama w domu, wystarcza bawełniana czapeczka lub chustka. Na codzienne, zwykłe  wyjścia zakładam tę bardziej pospolitą perukę. Na imprezy mam drugą, nie ukrywam, że nieco z wyższej półki, ładniejszą i lżejszą. Za kilka dni sprawdzę, jak się w niej będzie uprawiać tańce-połamańce...


Pocieszałam dziś w szpitalu dwie panie, które dopiero rozpoczęły przygodę z chemią i były dość przygnębione faktem wypadania włosów. Dyskretnie wskazałam im kilka niewiast w rozmaitych perukach - krótszych, dłuższych, mniej lub bardziej fantazyjnych. Już się bowiem trochę nauczyłam odróżniać, a po drugie podczas pogaduszek w kolejce ze stałym zestawem pacjentek słyszę to i owo. Myślę, że efekt osiągnęłam, bo panie zaczęły się uśmiechać... Może nie zostaną aż takimi entuzjastkami peruk jak ja, ale łatwiej będzie im się pogodzić z sytuacją?


I na koniec. Wprawdzie żadna z moich dwóch peruk nie jest kruczoczarna, ale co mi szkodzi poczuć się... No, może nie egipską władczynią zaraz, ale np. taką damą dworu?...



 

14 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo życzę zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odsłoniłaś tę stronę swojego życia, której do tej pory nie znałam. Jesteś wspaniałą, dzielną kobietą i cieszę się, że Cię poznałam (choć tylko wirtualnie).

    OdpowiedzUsuń
  3. A pamiętasz taki szał na peruki na początku lat 70-tych? Ja nie miałam, ale wszystkie eleganckie panie w moim LO nosiły co parę dni inną fryzurę:) Najmodniejsze były siwe! I uważam, że to najbardziej twarzowe nakrycie głowy na zimę.A jak się zachowuje na wietrze? Sprawdziłaś? Pozdrawiam( dosłownie:) ) serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... te wladczynie, damy dworu mialy pod spodem swoje wlosy, ale peruki byly modne! Wiec wlosow nie myly i nosily ozdobne mloteczki i kowadelka do zabijania pewnych malych zwierzatek hodowanych we wlosach...

    OdpowiedzUsuń
  5. To, o czym piszesz, miało miejsce w epoce Oświecenia. Egipcjanki goliły głowy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na wietrze nieco się fryzura rozwiewa, tak było kilka dni temu. Nawet tego nie czułam, ale Małż zauważył...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za miłe słowa, ale i z chorobą można się zaprzyjaźnić. Wtedy łatwiej znosić niewygody...

    OdpowiedzUsuń
  8. Na razie zdrowie całkiem, całkiem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozdrawiam serdecznie. Choroby zataczają krąg. A jak się ma Igunia i Jej Mama?

    OdpowiedzUsuń
  10. Obie żwawe i zdrowe, mała rośnie!

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Klarka Mrozek26 lutego 2017 05:37

    czasem się zastanawiam nad peruką bo codzienne poranne mycie włosów, suszenie i jakie-takie modelowanie zabiera mi dużo czasu

    OdpowiedzUsuń
  12. I tak trzymaj,jak na razie mnie omija ta przyjemność,jednak zgadzam się z Tobą we wszystkich punktach.
    Pozdrowienia dla Igusi i całej rodzinki.
    11.03.2017 lecę do moich szkrabow
    Solcia

    OdpowiedzUsuń
  13. Igunię teraz widuję co tydzień, bo po chemii zawsze jadę na dwie-trzy godziny do Asi. Tylko za blisko nie podchodzę, niestety, bo trucizny ze mnie parują...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...