wtorek, 21 lutego 2017

Pączkować czas!

Karnawał się kończy, już za tydzień śledzik...


Z naszych domowych tradycji tłusty czwartek jest jedną z najpilniej przestrzeganych. Przepis na pączki ma pewnie ponad  sto lat, bo już Babcia miała go od swojej mamy i babci. Wewnątrz musowo wiśnie, nic innego! Smażenie wyłącznie na smalcu, na wierzchu lukier z białek i cukru pudru z odrobiną rumu. Pączki nie za duże, tak mniej więcej dwie trzecie ,,sklepowych''...


Sprawdziłam dziś, czy mam wszystkie surowce, bo produkcja jutro. I tu się okazało, że, ku memu zaskoczeniu, mam tylko jeden słoik wiśni! Nie za duży, więc nie wiem, czy wystarczy na tradycyjne 60 sztuk?... Jak dziś pamiętam, że latem przerobiłam ok. pięciu kilo owoców. Owszem mnóstwo soku miały, ale żeby uzyskać tylko jeden słoik ,,gęstego''? Niemożliwe... Na pewno nikogo nie obdarowałam. No, nic, mam jeszcze ze dwa małe słoiczki konfitury na wszelki wypadek!


Był czas, gdy namiętnie kupowałam pączki w cukierniach. Jakoś mi zawsze smakowały, nawet takie gniotowate. Przestałam, gdy po raz trzeci czy czwarty z rzędu trafiłam na ,,pustaka'', bez nadzienia. Nigdy też nie lubiłam wersji z twarogiem, czekoladą, adwokatem czy inszymi wynalazkami. Toleruję jedynie klasyczne pączki z marmoladą. Choćby najpodlejszą...


Teraz spożycie ograniczam do jednego, góra dwóch, własnej produkcji, raz w roku. Właśnie w tłusty czwartek. W sukurs jutro przychodzi Beatka, na kulanie i smażenie. Zdecydowanie w dwójkę produkcja lepiej idzie...A i przyjemniej znacznie!



9 komentarzy:

  1. O jaaa... Paczki z twarozkiem, od Pellowskiego chyba. Nie jadlam z 10 lat. Ale mam ochote teraz:) Nie jestem wielka fanka paczkow, ale w tlusty czwartek musza byc. Chociaz u mnie w domu jadalo sie raczej chrusty - cieniutkie, prawie przezroczyste (bo widzialam tez w sklepach wersje chyba drozdzowych?, takie wyrosniete i grube). Tak czy inaczej to wazne swieto, wiec trzeba swietowac:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja...tradycyjnie! Kupuję w cukierni. Po dwa na łebka. Tym sposobem Książątko zjada 3 sztuki;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak... Ciekawe, ile moje szczęście pochłonie jutro w pracy? A potem będzie mierzył cukier...

    OdpowiedzUsuń
  4. Grube chrusty? Beee!!! Tylko cieniutkie z bąblami mają sens.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznaję się uczciwie - nigdy nie smażyłam pączków własnoręcznie, albowiem utrwaliłam w sobie przekonanie, że nie umiem. Robię za to z upodobaniem i w dużej ilości faworki zwane chrustem; właśnie takie cieniusieńkie z bąblami.
    Miłej i smakowitej pracy!

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Leslie Warszawski23 lutego 2017 07:49

    U nas nie było chrustów tylko faworki. Musiały być cieniutkie, kruche i bąblaste...
    Pączków mam za sobą (dziś) pięć. Więcej nie dam rady... Kupne, niestety.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. A czy chrust i faworki to nie to samo? BO dla mnie to dwie nazwy tego samego produktu...

    OdpowiedzUsuń
  8. Na szczęście nie ma obowiązku osobistej produkcji. A tak mi się przypomniało przy okazji, że jedna z mam naszych uczniów przynosiła nam czasem w tłusty czwartek tzw. róże z chrustu. Piękne to było...

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Leslie Warszawski24 lutego 2017 04:13

    Dla mnie też, ale są regiony, w których funkcjonuje tylko jedna. A druga jest nieznana. Z nazwą chrust spotkałem się dopiero w mocno dorosłym życiu. Wcześniej żyłem jedynie w faworkowym świecie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...