... życie pooperacyjne nie jest łatwe!
Nie, nie chodzi tu wcale o jakieś dolegliwości wielkie, bo czuję się naprawdę dobrze. Natomiast problem jest z wypełnianiem lekarskich zaleceń. Tak mam, że jak już się oddam w ręce medyków, to należę do tzw. posłusznych pacjentów. Co każą - robię. Ale mimo chęci nie zawsze mogę.
W moim szpitalu operacji onkologicznych dokonuje się codziennie sporo. Każdy pacjent potem musi udawać się na częste kontrole. I tu się okazuje, że mocy przerobowych w przychodni chirurgicznej brak! Zarejestrowanie się z wyprzedzeniem dwu-trzydniowym to abstrakcja. ,,Nie ma już miejsc, najwcześniej za tydzień!''. A ja za tydzień owszem, mogę, ale powinnam co trzy dni przybywać na ściąganie gromadzącej się chłonki.
Udało mi się znaleźć w powiatowym naszym mieście chirurga, który mi ten drobny zabieg wykonuje raz w tygodniu. Metoda wprawdzie mocno archaiczna w porównaniu ze szpitalną, ale przynajmniej nie muszę gnać aż do Gdyni dwa razy w tygodniu. Natomiast raz muszę, więc w weekend jeździmy na Izbę Przyjęć, gdzie trzeba swoje odczekać. Ostatnio nikogo potrzebującego nie było w poczekalni, ale lekarz przyszedł dopiero po godzinie...
Sprawa druga, która mi doskwiera, to dezinformacja. Każdy mówi co innego. Lekarz przy wypisie kazał się circa dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala zgłosić do ogólnej poradni onkologicznej, w środę natomiast zapytano mnie: - A po co?
I bądź tu, posłuszny pacjencie, mądry! Na razie 3 lipca przede mną kolejne konsylium, gdzie dowiem się, co mnie teraz czeka. Na 99 procent radioterapia. A czy coś jeszcze w bonusie? Zobaczymy!
I jeszcze ciekawostka pozamedyczna. Drugiego czerwca wysłałam do NFZ-u wniosek o dofinansowanie protezy piersi. Czekam i czekam na odpowiedź, a tu nic. Nie powinno to trwać dłużej niż tydzień, tymczasem listu zwrotnego nie ma. Odesłany siódmego, gdzieś krąży? Okazało się, że nie krąży, tylko zalega na poczcie, która ma problem z doręczycielami. Plotka głosi, iż z naczelniczki taka zaraza, że listonosze wieją z roboty na potęgę...
Wyprawa na pocztę dla osoby niezmotoryzowanej to pół dnia z głowy. Na szczęście moja niezawodna przyjaciółka Beatka zawiozła i przywiozła niżej podpisaną...
U nas wypuszczają po mastektomii z drenem i pojemniczkiem na chłonkę.
OdpowiedzUsuńPacjentka musi codziennie mierzyć i zapisywać ilość płynu, jaka w ciągu doby spłynęła do pojemniczka, musi również codziennie przemywać tę rankę, co w sumie nie jest proste, jeśli akurat to prawa pierś uległa unicestwieniu, bo otwór na dren jest poniżej dołu pachowego.
Wiem, bo robiłam w tej sytuacji za pielęgniarkę gdy moja koleżanka była po mastektomii.
Osobiście mam wrażenie, że może nim zafundują dalsze leczenie powinni zrobić pacjentce PET, bo po jaką cholerę naświetlać, jeśli jest wszystko prawidłowo i totalnie wycięte.Nie powinno się naświetlań stosować jako profilaktyki, bo to niczego nie daje, poza osłabieniem organizmu.
Po tej operacji należy przede wszystkim zadbać by zbudować odporność organizmu drogą prawidłowego odżywiania , a w pierwszej kolejności odstawić cukier i węglowodany proste, obowiązkowo rozstać się z paleniem nawet "najsłabszych" papierosów, jeść odpowiednią ilość białka.Poszukaj na necie książki dr.Johannes F.Coy i Maren Franz
"Nowa dieta antyrakowa", wydane przez Świat Książki. Jeżeli nie znajdziesz to Ci ją podeślę.
Przytulam;)
Myślę, że niewielu jest takich ludzi, którzy wiecznie są niezadowoleni, bo to przecież stresuje. Niestety nasza służba zdrowia jest w tak opłakanej kondycji, że nawet najbardziej zgodny pacjent czasami się zdenerwuje. Nie mam doświadczeń z onkologią, więc w tej materii nie doradzę. Zdrowia jednak jak najbardziej życzę i pogody ducha(takiego jak dotychczas). Pomyślności.
OdpowiedzUsuńDzieki, książki poszukam. Co do papierosów, nie będzie łatwo. Palę znacznie mniej, ale te kilka dziennie jednak...
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki! Pogoda ducha mi na szczęście dopisuje, nawet lepiej niż ta za oknem. Bo co to za lato?...
OdpowiedzUsuń