środa, 17 lipca 2019

W spiżarce...

Już to i owo. Przerobione wiśnie, porzeczki czarne i czerwone, morele, część malin.  Nastawione cztery nalewki: malinowa, wiśniowa, porzeczkowa (czerwona) i ratafia. W tej ostatniej brak jeszcze jeżyn i aronii...

W tym roku raczej program minimum, bo jeszcze zeszłorocznych słoiczków moc. Nawet soków wszystkich nie wypiłam, co dziwne, bo zwykle gdy nadchodziły nowe, starych już brakowało... 

Małż happy, bo już się pojawiły pierwsze letnie jabłka. Pożera ,,genewy''. Nie mógł się doczekać. Przez wiele lat wielbił ,,klosy'', ale chyba był już jedyny w kraju. W związku z tym plantatorzy przestali uprawiać...

Moja ulubiona pora na dietkę nastała. Na zmianę jem kalafiory, fasolkę szparagową i leczo. Zapominam na dwa miesiące o mięsku... Małżowi, owszem, gotuję, duszę  i smażę , bo on bez mięsa nie funkcjonuje. Dziś mu rosołek zgotowałam, ulubioną zupę, z dużą wkładką... 

***

Grupy inwalidzkiej pierwszej tym razem nie dostałam. Ha, trudno... Nie dziwię się nawet, bo w kolejce przede mną stali ,,prawdziwi'' inwalidzi. Na wózkach itp. Trudno mieć pretensje...


wtorek, 9 lipca 2019

Wybór

Lipiec wprawdzie jak listopad, ale przynajmniej teoretycznie nadal mamy lato. A ponieważ od kilku lat wyjeżdżamy na kilka dni trzy razy w sezonie, przyszła pora na decyzję, gdzie teraz.

Zawsze dwa wyjazdy indywidualne w maju i wrześniu, plus, oczywiście Piernikalia. Te ostatnie kiedyś w sierpniu, teraz na przełomie czerwca i lipca, bo cieplej i dzień dłuższy. Resztę lipca i cały sierpień siedzimy w pieleszach, by nie dokładać swoich skromnych dwóch osób do ogólnonarodowego letniego szaleństwa poprzez zagęszczanie...

Po dłuższym namyśle wybór padł na ojczysty region południowo-wschodni. Chciałoby się znów do Zamościa, ale tam już wyzwiedzaliśmy wszystko, co w pobliżu. Tym rzem wybraliśmy Sanok. Samo miasto niebrzydkie, oferta noclegowa zachęcająca, a w promieniu 50-70 kilometrów sporo do obejrzenia. I kolejna rzeka (San) do minispływu, takiego na kilka godzin zaledwie, bo jednak siły już nie te...

Spanie zabukowane, w samym centrum, cena zupełnie okazyjna. Dziś gdzieś wyczytałam, że jeśli lipiec deszczowy, to lato będzie długie. Więc pewnie zahaczy o początek września?...

*** 

Tymczasem mamy dwa tygodnie pod znakiem medycyny. Wybadani więc będziemy przed podróżą na lewo i prawo. Na razie jest dobrze! U obojga. Płucka, serducha itp. w jak najlepszej formie. Nawet cholesterole przyzwoite...

wtorek, 2 lipca 2019

Znalezisko

Jak wspomniałam w poprzednim poście, jedną z ofiar wybuchu zapalniczki w ognisku padła torebka. Moja torebka. Żal średni, bo egzemplarz już dość wysłużony i zębem czasu nadgryzion...

Wczoraj przepakowałam się do torebki aktualnej. Wyjęłam wszystko, przynajmniej tak mi się zdawało. Tuż przed wyrzuceniem do kosza, pomachałam pustym egzemplarzem i poczułam, że coś tam dźwięczy... No tak, przypomniałam sobie, w jednej z kieszonek zrobiła się dziurka, faktycznie. Zagrzebałam palcem, wywlokłam jakieś pojedyncze tabletki. Pomachałam, brzęczy nadal. Czyli jest coś jeszcze! Skoro torebka i tak na śmietnik, przecięłam nożyczkami podszewkę. Zagrzebałam ponownie...

Rok temu z kawałkiem, w czasie pobytu w Gruzji, dostałam od Magdy i Rusi przepiękne kolczyki. Ostatnio miałam je na sobie w listopadzie, podczas pobytu w Andrychowie. Potem szukałam. W domu przejrzałam wszystkie miejsca ,,podejrzane'' kilkakrotnie. U Magdy też prowadziłam poszukiwania, bez efektu. A dziś? Eureka!!! 

I tak okazało się, że niekoniecznie ,,miłe złego początki, lecz koniec żałosny''. Bywa i odwrotnie...

niedziela, 30 czerwca 2019

Dziewiętnasty raz...

... odbyły się nasze Piernikalia. Nazwa coraz bardziej adekwatna do sytuacji - wszak nie jesteśmy coraz młodsi, niestety...

Stan załogi taki jak zwykle, jeśli chodzi o liczebność. Tym razem zabrakło Marysi, za to po raz pierwszy pojawił się nasz siedmiomiesięczny Jurek. I bardzo dzielnie się spisał! Nie marudził, jadł, co dali, spał przyzwoicie. 

Upał dał się we znaki dnia pierwszego i ostatniego. Czwartek za to oziębił nas zdecydowanie, nawet zmarzliśmy nieco. 

Zaczęło się mocnym i niespodziewanym efektem - trochę przez przypadek do ogniska trafiła zapalniczka. Ofiar w ludziach nie było, ucierpiały jedynie dwie sztuki odzieży, dwa leżaki i jedna torebka. No dobra, przyznam się - to ja zawiniłam!

Jak zawsze rozpustnie było pod względem kulinarnym. Doszło nawet do tego, że jednego dnia do wyboru były trzy zupy... Sytuacja niemal restauracyjna. Nie zabrakło też bogatej oferty trunków wszelakich, choć raczej tych mniej procentowych. 

Cztery dni minęły błyskawicznie.  Jak zawsze, pozostał pewien niedosyt. I dobrze!

wtorek, 18 czerwca 2019

Ach, gdzież są niegdysiejsze...

... nie, nie śniegi, za tymi nie tęsknię akurat. Ale rzecz idzie o kryminały.

Takie lekkie, eleganckie, z liczbą zamordowanych od jednego do, maksimum, trojga? Uśmierconych w sposób, powiedziałabym, klasyczny - uduszenie, trucizna, strzał... 

Detektywi w przewadze, rzec by można, nobliwi - Herkules, Sherlock, panna Marple. Inni czasem nieco nadużywający whisky, nie zawsze może ogoleni i bardzo schludni, ale jednak...

Gatunkowi pozostaję wierna od małoletniości, ale coraz trudniej zmagać się z rosnącą liczbą makabry i grozy! Zbrodnie coraz bardziej wymyślne, opisy ofiar tak naturalistyczne, że czasem zasnąć trudno. Czytam głównie w nocy, więc bywa, że podczas lektury oglądam się za siebie w trwodze, a każdy ,,dziwny'' dźwięk zza okna powoduje wzrost ciśnienia i galopujące tętno...

Pewnie ten i ów spyta, po co mi to... Sama się zastanawiam, a jednak sięgam po coraz to kolejne pozycje .

Jak miło potem zasiąść na przykład do lektury ,,Hanki'' - powieści Katarzyny Drogi o Ordonce. Jednym tchem się czyta! Moje ukochane lata dwudzieste i trzydzieste. Atmosfera tamtejszych kabaretów, Dymsza, Bodo, Zula, Jaroszy... Ach!!!

niedziela, 9 czerwca 2019

Z rodziną

Bardzo sympatyczny weekend ze Szwagrostwem. W Inowrocławiu...

Ta sama, co przed dwoma laty, gdy nas Asia wysłała na rocznicę ślubu, willa Józefina. Znakomite warunki, a obsługa wręcz ujmująca. Pyszne i urozmaicone śniadania, tylko mały minusik w postaci nie w pełni sprawnego ekspresu kawowego. Poza tym cud-miód.

Dla moich Amerykanów pouczający podgląd na życie sanatoryjne. Rzecz w USA nieznana, nijakich sanatoriów tam nie uświadczysz... Widać wszyscy zdrowi?...

Załapaliśmy się przypadkiem na Dni Inowrocławia, więc atrakcje różniste, w tym masa straganików, gdzie ,,szwarc, mydło i powidło'', rozkosze wszelakie dla ducha i ciała. Skorzystaliśmy, ale raczej  skromnie. 

Wycieczkę odbyliśmy do Biskupina, gdzie Basia raz była we wczesnym dzieciństwie, a Michał nigdy dotąd. Aura sprzyjała, cieplutko, ale nie nadmiernie upalnie, ludzi niezbyt dużo. Wśród licznych ,,starożytnych'' rzemieślników na miejscu zafascynował nas wytwórca rozmaitej maści piszczałek z drewna i rogu - od maleńkich fujarek po coś w rodzaju saksofonu. 

Wreszcie mogliśmy się nagadać i naprzyjaźnić do woli. Bez pośpiechu... Dziś na zakończenie wycieczki udaliśmy się na obiad w naszym grajdołku. Nazachwalałam rodzinie miejsce, a tu siurpryza - co wybraliśmy danie, to pan kelner oświadczał: - Nie ma! Na szczęście wykazaliśmy się cierpliwością i poczuciem humoru, więc głodni nie wyszliśmy...

Jedyny minus wyprawy to moja prawica, która, niestety, wskutek upału obrzmiała dość znacznie. I cały tydzień rehabilitacji na nic! Czy pani Edytka zdoła przez kolejne pięć dni coś naprawić?... Przypuszczam, że wątpię.

wtorek, 4 czerwca 2019

Mój 4 czerwca 1989

Pierworodny ma 8 lat i... kończy ospę. Asia ma 4 latka. 

W przeddzień historycznej daty, czyli trzeciego czerwca, wyruszamy pociągiem do stolicy. Skład czteroosobowy - Małż, ja, Pierworodny i siostra Małża.  W przedziale jesteśmy sami, bo na widok dziecięcia z facjatką wysmarowaną sowicie gencjaną, pasażerowie pierzchają. Zadaniem Danusi jest zaopiekowanie się Szymonem, podczas gdy my w auli Uniwersytetu Warszawskiego będziemy pisać test na ,,enteligęcję''. Organizowany przez Mensę.

Warszawa wita nas niezliczonymi plakatami wyborczymi. Poza tymi z ,,drużyną Wałęsy'' zapada nam w pamięć baner z hasłem ,,Głosuj na Sznuka, Sznuk cię nie oszuka''. Nie pamiętam, czy sympatyczny pan Tadeusz został  wtedy posłem... Chyba jednak nie.

Nie mamy czasu na zwiedzanie, to zostawiliśmy Dance i dziecięciu. Ale ludzie wkoło jacyś radośni, podnieceni, uśmiechnięci. Nastrój oczekiwania na coś pozytywnego...  

Nocą docieramy do Gdyni, odbieramy rano od Rodziców Asię, nieco naburmuszoną. Odwozimy Dankę i do urn, do urn. Bo to przecież najważniejsze w tym dniu! Na żadne wcześniejsze wybory nie szliśmy tak ochoczo. Ba, czasem musiano nas na siłę wyciągać tuż przed zamknięciem głosowania. Mieszkaliśmy bowiem praktycznie w lokalu wyborczym...

Nie pamiętam, kiedy podano wyniki. Ale euforia była...  Padliśmy sobie w objęcia!






Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...