Gdyby nie pozytywnie zakręcone jednostki, o wiele trudniej by się żyło w tych niełatwych czasach...
Dziś taki cudny przykład, ze ślubu Doroty.
Gdy podjechaliśmy z Małżem pod Pałac Ślubów, od razu dostrzegłam gramolące się z dwóch samochodów nasze ,,gospodynie wiejskie'' w strojach organizacyjnych. Pierwszy raz zresztą miałam okazję te ubranka zobaczyć. Bardzo, bardzo gustowne, trochę mi się skojarzyły ze strojami Amiszek, trochę nie wiem dlaczego ze Skandynawią. Długie do ziemi marszczone spódnice, białe bufiaste bluzki, krótkie pelerynki w kolorze spódnic. I takie długaśne fartuchy-lizaki. W stonowanych kolorach, każda panna inna.
W dłoniach wszystkie trzymały wałki do ciasta ozdobione kokardami. Dziewięć pań, dziewięć wałków.
Na widok nadjeżdżającej pary młodej dziewczyny próbowały się schować za samochodami, ale bystre oko Doris je dostrzegło! Wysiadła z auta z tekstem: - Zabiję was, wariatki skończone! Zabiję!
Niemniej zacytowana groźba, z gatunku karalnych, została okraszona radosnym ,,czizem''...
Po ceremonii gospodynie wyszły z sali pierwsze i chórem wyrecytowały nowożeńcom poezję okolicznościową, której, niestety, nie słyszałam. Wiem tylko, że na końcu było coś o parce uroczych bliźniąt...
Najpiękniejszym momentem było zejście pary młodej i gości na niższe pięterko pod szpalerem! Na komendę: - Wałki w dłoń! - kobitki wyciągnęły ukryte dotychczas w przepastnych kieszeniach narzędzia i wszyscy przeszliśmy pod nimi, niczym pod szablami...
A potem jeszcze, po toaście, tasiemcowych ,,stolatach'' i po tradycyjnym ,,gorzko!'', najbardziej wygadana z gospodyń wygłosiła tak piękną mowę, że aż się rozślimaczyłam co nieco. ,,Spicz'' był zdecydowanie do śmiechu raczej, ale i tak mnie rozczulił.
Uwielbiam te nasze zwariowane dziewczyny! I pewną dumą mnie napawa fakt, że połowa z nich to moje byłe uczennice... Teraz już w przewadze żwawe czterdziestki, ale z duszą psotnych dzieciaków!
***
Na tańce jednak nie poszliśmy, bo dzień był tak pełen wrażeń, że sił nie stało... Bo to najpierw rano Stowarzyszenie, potem ślub, następnie spotkanie z zastępczą opiekunką, uroczą panią Wacią i jeszcze zakupy tradycyjne cosobotnie... Po tym wszystkim jakoś sennie się poczuliśmy! Widać już lata nie po temu, by jeszcze nocą zaszaleć!
Super dziewczyny. Aż serce rośnie i buzia się uśmiecha na wieść o takich pozytywnie zakręconych. Polacy zazwyczaj wszystko na poważnie i z zadęciem - zwłaszcza jak się jest w określonym wieku, to wiele rzeczy nie wypada. Dziewczyny mają po prostu fantazję. Pozdrów i ucałuj Zgago gospodynie od Ewy, która też ma młodą duszę i chętnie dołączyłaby do tak fantastycznego zespołu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ślub bez zadęcia, wśród ludzi, którzy darzą prawdziwą sympatią, ach, jaka szkoda, ze nie wstawiasz zdjęć!
OdpowiedzUsuńPozytywnie zakręcone ? Dawać mi tu je i ukochać...
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńSuper dziewczyny, bo Ty super Kobietka jesteś :)
I ja wczoraj szalałam, nie tanecznie, bo nie przepadam, na spotkaniu integracyjnym z pracy.
Klimatycznie było, bo "Piwnica Pod Baranami" :)
Pozdrawiam miło :)
Super!!! Uwielbiam ludzi z poczuciem humoru, nie cierpie zadecia i powagi:)) Wyobrazam sobie jak to fantastycznie musialo wygladac.
OdpowiedzUsuńTen szpaler tak plastycznie opisałaś że w duchu to widzę. Co to znaczy mieć świetny pomysł i poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńJak się zbierze parę pozytywnych wariatek, to nie takie numery potrafią wymyślić...
OdpowiedzUsuńŻycie bez humoru to wegetacja!
OdpowiedzUsuń,,Piwnica'' urok ma niezaprzeczalny!
OdpowiedzUsuńCzekam teraz na relację panny młodej post factum.
OdpowiedzUsuńNawet nie miałam aparatu...
OdpowiedzUsuńWidzisz, tu było troszkę obaw, bo jednak nowożeńcy nie pierwszej młodości, rodziny także, więc nie do końca było można przewidzieć reakcję... Ale ja czułam, że Doris nie wyszłaby za sztywniaka!
OdpowiedzUsuń