Do Luxmedu dotarliśmy kolejką i trochę piechotką bez przeszkód. I jak to my, istoty hiperpunktualne do bólu, prawie pół godziny przed czasem. Tyle, że... nie w to miejsce! Pani rejestratorka z uśmiechem oznajmiła Małżowi: - Owszem, ma pan zaklepaną wizytę na godzinę dwunastą, ale nie u nas, tylko na Przymorzu!
No tak - pomyślałam. Mój wiecznie roztrargniony chłop.Już zaczęłam wzywać taksówkę, gdy pani przy komputerze błysnęła nadzieją: - Pani doktor X. w tej chwili przyjmuje. Co prawda najbliższe okienko jest o 14.40 (!), ale proszę podejść i zapytać. Może pana przyjmie.
Jakimś cudem pod gabinetem było pusto, skierowanie w 5 minut dostaliśmy. Z powrotem do okienka, by się dostać na zdjęcie. Owszem, ale dopiero jutro o 10.50.!
W tak zwanym międzyczasie teściowa Asi zaoferowała nam pomoc, wykorzystując znajomości w jednym z gdyńskich szpitali. I już-już miało być łatwiej i szybciej. Ale... Brak umowy placówki z Luxmedem! Więc się nie da. Za opłatą też nie, choć nie bardzo zrozumiałam dlaczego.
Wróciliśmy do domu. Ania nie ustawała w chęci pomocy. W międzyczasie ze cztery telefony od niej z kolejnymi wieściami hiobowymi. Procedury nie do ruszenia. - Już tylko spółdzielnia zostaje, tam na pewno zrobią!
Próbowałam namówić Małża na zadzwonienie, ale on już się zaparł jak muł, że nie będzie kombinował i grzecznie pojedzie jutro tam, gdzie kazali. A w piątek dopiero z wynikiem do chirurga, bo innych wolnych terminów brak!
Ciekawe, czy stawiałby podobny opór w przypadku złamanej nogi? Kto wie, to osobnik bardzo zdeterminowany... I nie lubiący prostych rozwiązań. Tylko w lesie gotów chodzić na skróty!
Na drugim biegunie równie uparte Mamidło. Gdy dziś wieczorem wyłączono prąd, pół godziny chodziła po mieszkaniu i pstrykała włącznikami! - No, musi gdzieś być! - powtarzała jak mantrę. Pozbawiona podstępnie przez elektrownię ulubionego ,,Prawa Agaty'', zmęczona całym dniem, nie wytrzymałam nerwowo i w krótkich żołnierskich słowach siłą niemal zagnałam do spania. Teraz mnie trochę sumienie podgryza...
Najważniejsze, to bezdyskusyjne zaangażowanie rodzinny, aż miło czytać:)
OdpowiedzUsuńJa tez przerabiam służbę zdrowia. Od niedzieli szpital
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
...takie, to już uroki zajmowania się starszą osobą. Znam to z własnej autopsji, kiedy musiałem zajmować się babcią (rodzice w pracy). Człowiek pilnował, tłumaczył, prosił ale i nie raz musiał podnieść głos, później żałował. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńAch te chłopy...mój kiedyś do roboty o pierwszej w nocy poszedł i dzwoniłam za nim, żeby wracał do łóżka, bo jeszcze 5 godzin snu mu zostało :::)))) Zakręceni!
OdpowiedzUsuńTe procedury są wstrętne i marnują nam mnóstwo czasu.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i determinacji Wam życzę a Małżowi może nieco więcej elastyczności :)
Prawa Agaty też pilnuję, chociaż wczoraj wybrałam rozmowę godzinną z koleżanką, obejrzę powtórkę :)
pozdrowienia!
iw
Dwa dni już za nami, na szczęście! Jeszcze tylko chirurg w piątek...
OdpowiedzUsuńTakiego numeru mój jeszcze nie wyciął! Ale wszystko przed nami..:)
OdpowiedzUsuńAgresja jest zawsze wyrazem bezsilności. I to najbardziej wkurza...
OdpowiedzUsuńZnów coś z Marią? Czy tym razem na Ciebie trafiło? Tfu-tfu! - odpukać... Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńTaki nasz polski model, wciąż jeszcze starsi chorzy pod opieką rodzin, a tylko mniejszość ,,osadzona'' w placówkach pozadomowych. Jeszcze nie jesteśmy tak bardzo zamerykanizowani, na szczęście...
OdpowiedzUsuń