poniedziałek, 11 lutego 2013

Zima? Fuj!

Szwedzcy mordercy ujęci, wróciłam do moskiewskich... Ale tu się będę delektować powoli, więc dziś mogę naklikać więcej.


Zima znów natarła, ku mojemu niezadowoleniu. W opozycji do wielu osób muszę powiedzieć, że nie mam, w swoim długim już przecież życiorysie, ani jednego miłego wspomnienia z tej pory roku. Same ,,plusy ujemne''.


Z najwcześniejszego dzieciństwa pamiętam, utrwalone na fotografiach familijnych,  koszmarnie sztywne płaszczydło, ciężkie niczym sumienie młynarza... Rąk się w tym nie dało do tułowia przybliżyć, koszmar zupełny!


Szczeniackie bitwy na śnieżki z pierwszych lat podstawówki to pasmo porażek - ja nie trafiałam w nikogo, we mnie wszyscy! A potem Babcia w domu wkurzona, że przemoczona wracam i brudna... I w następstwie tzw. ,,lodry wychowawcze'', znaczy ścierką lub kapciem!


Gdzieś na przełomie podstawówki i technikum jedyny w życiu kulig. Nigdy przedtem ani potem tak nie zmarzłam, zero przyjemności!


Raz też, gdy podlotkiem już byłam, zimowisko. W okolicach Krosna. Pod znakiem ,,turnus mija, a ja niczyja''. Wszystkie koleżanki-druhny sparowane, ja solo...


O studniówce już wspominałam. Temperatura 39 z kreskami, angina w pełni, nic nie pamiętam!


Po pierwszym semestrze studiów wyjazd z koleżanką do Nowego Targu. I wspinaczka na Ornak bodajże w śniegu po pas i w mgle totalnej... Czarnym szlakiem, bo Ewa chciała ekstremalnie! A ja właśnie debiutowałam w górołażeniu.


Trzeci rok studiów i obowiązkowe lodowisko. Pierwszy raz puszczam się bandy i... złamanie kości strzałki! Sześć tygodni gipsu, indywidualne zaliczanie sesji, w tym durnego ,,wojska''. Przechlapany Sylwester...


Pierwszy rok pracy na wsi, zaczadzenie w połowie stycznia. Ledwośmy z Małżem z życiem uszli! Niedopita wieczorem herbata w nocy zamarzała, sikanie do wiaderka, bo wygódka na zewnątrz, iście syberyjska.


4 marca dwa lata temu. Wracamy z imienin przyjaciela Kazia. Wysiadam z samochodu, jeden nieostrożny ruch na śliskim podłożu i... cała gęba obita! Krew cieknie ze skroni, tydzień ,,zakazu opuszczania koszar', bo oczka totalnie sino-fioletowe.


24 lutego 2011 dopełnia czary goryczy... Odejście Tatki.


Czy ja mam jakikolwiek powód, by lubić zimę?!


 


 

18 komentarzy:

  1. Rzeczywiście, zdziwiłabym się, gdybyś lubiła zimę! Może się razem wyniesiemy na stare lata do Hiszpanii?

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Klarka Mrozek12 lutego 2013 00:22

    wygląda na to, że jedyną zaletą zimy jest jej odejście. Codziennie powtarzam - już niedługo, damy radę!
    Boję się pana roznoszącego rachunki za gaz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam zupełnie podobnie jeśli nie identycznie. Jakoś mnie zima nie zachwyca. No, może na obrazkach. Albo przez okno, kiedy siedzę w domu a w kominku ogień buzuje.
    Natomiast co do tych kryminałów szwedzkich... jakos nie moge się przełamać. Chyba ich tak jak zimy po prostu nie lubię;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie lubiłam zimy, w dzieciństwie też nie. Wyjątkiem potwierdzającym regułę są pobyty zimowe w Zakopcu. Lubiłam zimowe dłuuugie spacery, np. zimowe przejście z Chochołowskiej do Małej łąki przez Przysłop Miętusi,spacery do wszystkich dolin reglowych, na Kalatówki, wylegiwanie się na Gubałówce na słońcu, wędrówka na Ornak, gdy było tak gorąco w słońcu, że szłam w podkoszulce. Oczywiście nie ma róży bez kolców, a więc był kulig nocą w 30-stopniowym mrozie oraz złamanie kości krzyżowej na nartach. Ale tak na co dzień zima w mieście to koszmar dla mnie.Gdy patrzę na ten śnieg za oknem to normalnie mnie mdli. Nawet słońce nie poprawia mi nastroju.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. leslie.warszawski12 lutego 2013 02:39

    To może wyjeżdżaj na zimę do ciepłych krajów. Zabieraj się z bocianami i wracaj na wiosnę :-)
    Tam też jest internet, więc bloga możesz pisać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Antoni Relski12 lutego 2013 02:50

    Traumatyczne masz wspomnienia.
    A zima to naprawdę piękny czas. Z kubkiem herbaty z malinami, obserować ją przez okno . Można to robić godzinami

    OdpowiedzUsuń
  7. dołączam się:) dziś od rana białe ścierwo sypie na potęgę a ja muszę wyjść!
    Nienawidzę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Serdecznie Ci Zgago współczuję taki zimowych przygód.. A ja lubię zimę i wypraszam sobie określenia,,białe ścierwo".Tysiąc razy przemokłam i zmarzłam brnąc po zimowym polu ,czy lesie po pas w śniegu.Wiele razy zdarzyło mi się ,pojechać ślizgiem po lodzie czy zaśnieżonym zboczu- szczęśliwie nigdy niczego sobie nie złamałam . Cudownie wspominam nprzykład marszobiegi po Jaskowej Dolinie w Gdańsku. Srebrne gwiazdki iskrzące się na drzewach ,opatuleni po czubek nosa ludzie z saneczkami , a biegliśmy w trampkach,tak! i samych dresach (pod spodem tylko bielizna) no i obowiązkowo rękawiczki i opaska na uszy. Po takiej zaprawie ,po przebraniu w suche ciuchy można było z rozkoszą zjeść pokrojoną na ćwiartki cytrynę i jakoś wcale się nie chorowało. Teraz już dobrze 60-tce,gdy reumatyzm wykręca kości a każda zmiana pogody solidnie daje się we znaki ,nadal lubię zimę i uważnie kusztykając - (są przecież kijki nordic walking) wędruję ciesząc się śniegiem...Pozdrawiam wszystkich serdecznie tych , co zimę lubia przsiedzieć w cieple z dobrą herbatką ,a także tych ,którzy jeszcze nie zapomnieli ,,kozaczego ducha" . choinka:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też dołączam do grona...moje pierwsze wspomnienie zimy to zjazdy na sankach z osiedlowej górki, niby fajnie gdyby nie to, że podczas jednego zjazdu, sanki pojechały beze mnie a ja przeharowałam całą twarz o ziemie:(( krew z nosa i ból....już nie było tak fajnie...generalnie urodziłam się w miesiącu letnim i zdecydowanie to jest mój klimat!:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja wiosenna jestem z urodzenia, toteż maj mi najbardziej pasuje!

    OdpowiedzUsuń
  11. Pokozaczyć jeszcze mogę czasem, ale zdecydowanie w innych porach... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzeczywiście w Gdyni i okolicach dosypało, u nas w pieleszach odwilż była.

    OdpowiedzUsuń
  13. O tak! Przez okno - li i jedynie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy ciepłe kraje są... za ciepłe. A mnie umiarkowanie jedynie cieszy...

    OdpowiedzUsuń
  15. Mnie jakoś nigdy nie po drodze do Zakopca. Byłam 3 razy, ale króciuteńko i tylko raz zimą...

    OdpowiedzUsuń
  16. Przy lekturze trzeciej już Marininy stwierdzam, że wolę też słowiańskie mordy.

    OdpowiedzUsuń
  17. W moim przypadku raczej pan spisujący prąd budzi grozę...

    OdpowiedzUsuń
  18. No, moje i Twoje stare lata to całkiem różne stare lata. Ale pomyślimy...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...