Z jednodniowym, niezawinionym (brak internetu w pieleszach) opóźnieniem witam Was radośnie! Bo przecież wiadomo, że wszędzie dobrze, ale nie ma jak w domu...
Nie znaczy to, rzecz jasna, iż wyjazd był nieudany. Udany bardzo, owocny i z przygodami. Tak jak lubię! Sama nie wiem, co by tu opisać jako najciekawsze? Czy drogę z granicy do słowackiej Beszenovej, gdzie nasza Ziuta (GPS) prowadziła nas po tak ,,intymnych'' górskich drogach, że o całość pojazdu drżałam? Czy rozkosze pławienia się w solankowych basenach, w których mój strach przed wodą pierzchł? Czy ogłuszający hałas naddunajskiej stolicy?
Jedno mogę stwierdzić: tak wszechstronnie działającej na wszystkie zmysły wyprawy jeszcze nie przeżyłam! Krajobrazy i obiekty ciekawe dla oczu, dźwięki dla uszu, zapachy (Budapeszt cały pięknie pachnie kwieciem lipy i jakiegoś innego drzewa masowo rosnącego), smaki (chleb w Budapeszcie - rewelacja!), a nawet wyjątkowo liczne doznania dotykowe - upał niemiłosierny z jednej strony, z drugiej bąbelki i bicze wodne na basenach.
Jakaś łyżeczka dziegciu by się w tej beczce miodu znalazła, wiadomo. Naprzeciwko naszego hotelu w Budapeszcie trwała budowa jakaś - od szóstej rano do zmroku niemal łomot... Ale to drobiazg naprawdę i poniekąd już taka rodzinna tradycja. Nie pierwszy raz, nie ostatni, taka karma!
Od lat nie zostałam poddana tak intensywnemu promieniowaniu słonecznemu. Nie z własnej woli, bo nie lubię. Jednakże przed skwarem ucieczki nie było. Wraz z opalenizną pojawiła się stara alergia, rączki sparszywiały... Nic to, wyleczy się! A tymczasem nie będę bielą kończyn i dekoltu straszyć!
Łupy z rajzy głównie winno-piwne, ale i kilka słoiczków pasty paprykowej takoż. Do podziału rodzinnego.
***
Podczas naszej nieobecności wydarzyły się rzeczy następujące:
- Asia obroniła we wtorek drugą magisterkę (ze śpiewania) z wyróżnieniem (!)
- Sister i Szwagier dzielnie i raczej bezproblemowo zajęli się Mamidłem
- Era dziś tuż przed naszym powrotem ukąsiła sąsiadkę z naprzeciwka, właścicielkę znienawidzonej przez naszą sukę Elzy (sąsiadka wkroczyła między walczące psy)
- w pieleszach wysiadł internet i zepsuła się wieża
- wskutek upałów padła część roślin.
Rośliny się zreanimują przy pomocy wody, sprzęty się naprawi, gorzej z sąsiadką... No, zobaczymy! Pomyślę o tym jutro, na razie cieszę się, że tu z Gdyni mogę się do Was odezwać i popatrzeć, co u Was nowego...
-- witam... fajnie , że wróciłaś... noooo wróciliście... bo jak to mówią; - wszędzie dobrze, ale w domu..... najlepiej... pozdrawiam.. :)
OdpowiedzUsuńwitaj, dobrze, że dobrze, że odetchnęłaś.
OdpowiedzUsuńkąpiele w termach uwielbiam:))
Witam serdecznie . Nawet nie wiesz jak bardzo sie cieszę że już jesteś. W końcu rytuał porannej kawa jest kompletny ,czyli kawa ,ja i zgaga .Cieszę się że wyjazd się udał . Po słoneczku też mi rączki i czasem kostki u stóp parszywieją co jest o tyle przykre że ja słońce uwielbiam ale muszę go ograniczać albo sterydami się smarować. Masz jakiś sposób na swoje "parszywienie" / cudne określenie hi,hi/
OdpowiedzUsuńJak to dobrze że wreszcie wpis!!!! Dobrze, że tylko tydzień bo dłużej nie wytrzymałabym bez czytania!!! Mam nadzieję że Pani odpoczęła i teraz wszystko wróci do normy.
OdpowiedzUsuńAle fajnie, że już jesteś! Stęskniłam się :).
OdpowiedzUsuńno masz, przedobrzyłam:D
OdpowiedzUsuńDobrze, że odpoczęłaś i szczęśliwie wróciliście.Szkoda, że akurat ten remont...no i sąsiadka -w sumie jak się rozdziela walczące psy to można być poszkodowanym...
OdpowiedzUsuńTo głupota tej sąsiadki że wlazła pomiędzy żrące się psy. Ale znam to, to okropny widok i chce się te bestie jak najszybciej rozłączyć, ale tak się nie da. Fajnie że znów tu jesteś i serdecznie cię witam i pozdrawiam-;))
OdpowiedzUsuńGrunt, że Ci się podobało i że wróciłaś cała i zdrowa. W Budapeszcie bywałam z reguły zimą i też wtedy narzekałam ,że gorąco - bo tam było cały czas +5 a u nas dobrze poniżej zera i we wszystkich pomieszczeniach grzali jak opętani. Latem rzeczywiście Budapeszt jest trochę za ciepły.
OdpowiedzUsuńCo do pogryzionej sąsiadki - jeśli masz aktualne szczepienie suni to wszystko w porządku. Swoją drogą to miała niezły pomysł by wejść pomiędzy gryzące się psy- tego się nie robi. A czyj pies był "luzem", nie na uwięzi? Bo tak naprawdę to oba powinny być na smyczy.
Miłego, ;)
...fajnie, że wyprawa się udała, a tym 42 stopieńki powaliłaś mnie...
OdpowiedzUsuń:))
Bo to powala!
OdpowiedzUsuńRzecz się działa na klatce schodowej. Akurat przybyły moje dziecka większe, Sister drzwi otwierała, Era podeszła, żeby powitać i wtedy z mieszkania naprzeciwko wybiegła luzem znienawidzona Elza. Era jak z procy wyskoczyła, tratując nieco moje wnuki, psy się zwarły bojowo i wkroczyła sąsiadka.
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, żem znów na starych śmieciach...
OdpowiedzUsuńNic strasznego się w gruncie rzeczy nie stało, na szczęście! Pani Marzenka w sklepie mi dziś oznajmiła, że nawet widać po mnie ,,wypoczętość''...
OdpowiedzUsuńZ czym?...
OdpowiedzUsuńPrzecież dopiero co wróciłam z Andrychowa! A Ty już tęsknisz... :)))
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że ktoś czeka i że brak mu tej pisaniny...
OdpowiedzUsuńNie mam sposobu, jakieś tam mazidła z apteki bez recepty nieco pomagają, ale definitywnie pomaga dopiero jesień!
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że to taka przyjemność! Żeby tak można z raz na tydzień...
OdpowiedzUsuńTroszkę trudno znów się wdrożyć w codzienną bieganinę. Rozleniwiłam się okrutnie...
OdpowiedzUsuńJa nieco spóźniona ale witam gorąco:)) Ciesze się, że generalnie zadowoleni wróciliście:) I, że Siostra sobie poradziła bezproblemowo:) I gratulacje dla Asi:)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wyprawa się udała - czego dowodem "wypoczętość" zauważona przez p.Marzenkę - i będzie co wspominać.
OdpowiedzUsuńOj, tak... Na stare lata przy kominku, którego może się kiedyś doczekam.
OdpowiedzUsuń