Córka przyjaciółki poprosiła mnie o przepis na pierniczki. ,,Bo pamiętam, że pani takie dobre robiła''... Trochę mnie zatkało, albowiem od lat nie produkuję. Asia przejęła już jakiś czas temu zimową zabawę w ,,pierniczenie''.
Skąd ja miałam ten przepis? - zaczęłam intensywnie myśleć. I w końcu sobie przypomniałam...
***
Kto młody, może nie uwierzy. Lecz był taki czas, gdy nie tylko cukier i mięso były towarem deficytowym, ale i książki! A już szczególnie książki kucharskie.
Jako młoda żona niewiele umiałam, za to bardzo ambitna byłam gastronomicznie. W końcu wyszłam z domu, w którym babcine specjały otaczała legenda! Wszystkie imieniny, urodziny itp. wiązały się z nieustającymi zachwytami gości nad każdym daniem. I nie były to zachwyty kurtuazyjne, fałszywe...
Bardzo chciałam okazać się godną następczynią Babci, jednak wiedzy dotkliwie brakowało.A że przywykłam, iż wiedzę czerpie się z książek, usilnie poszukiwałam jakichkolwiek na temat. Niestety, w końcu lat 70-tych takowe były nie do zdobycia!
Małż co prawda wniósł w posagu ,,Kuchnię dla samotnych i zakochanych''. Ale tam za mało finezji było, jak na moje autowymagania...
***
Jakieś dwa lata po ślubie jeździliśmy często do naszych poznańskich przyjaciół - Maryśki i Grzesia. Marysia lubiła wypady na tzw. landy, czyli do podpoznańskich miasteczek - Śremu, Chodzieży, Murowanej Gośliny itp. Czasem właśnie tam można było znaleźć rzeczy w samym Poznaniu nieosiągalne.
I chyba w Chodzieży właśnie nagle na wystawie księgarni zobaczyłam pozycję pt. ,,Kuchnia śląska''. Jak burza do środka i.. - Poproszę dwa egzemplarze ,,Kuchni śląskiej''! - zakrzyknęłam. Bo jeden miał być dla Mamy.
Do grajdołka wracałam w poczuciu, że wiozę ze sobą SKARB!
***
Zabawne... Wykorzystałam ,,skarb'' tylko kilka razy przez ponad 35 lat. Dokładnie 3 przepisy: na faworki, pierniczki i raz na tort. Z tortem akurat średnio wyszło, bo z podanych składników wyszła mi porcja kremu wystarczająca zaledwie na przełożenie połowy biszkoptu...
Dziś prawdziwe kulinarny brylanty ukrywają się na niezadrukowanych stronach ,,Kuchni śląskiej''. Tam zaglądam kilka razy w roku, by przygotować dania i ciasta według receptur moich przyjaciółek. Niektórych już nieobecnych...
***
Moja biblioteczka kulinarna z czasem się rozrosła, może nawet troszkę ponad miarę. Bardziej bowiem oglądam niż korzystam... Choćby propozycje Jamiego czy Nigelli. Śliczne, ale jakoś nie ,,nasze''! Ostatni nabytek to uzbierany za punkty w Lidlu ,,Pascal i Okrasa''. Będzie leżał pod choinką...
A ja mam kupioną w latach osiemdziesiątych (spod lady oczywiście) Ćwierczakiewiczową i się zaczytuje jak mi się nudzi. Czytać można. a pośmiać się tez. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJako dziecko z wypiekami na twarzy oglądałam Kuchnię Polską, te wszystkie ilustracje wprawiały mnie w zachwyt, sama mam Kuchnię Wielkopolską, zaplamioną niemiłosiernie w miejscach ulubionych przepisów.
OdpowiedzUsuńmam trzy księgi gastronomiczne po moich przodkach .Słone wyrabiam z głowy - szkoła babci mej.Ale słodkie to tragedia i bardzo na siebie brzydko mówię gdy pomyślę o wypiekaniu łakoci a co dopiero podczas wypiekania .
OdpowiedzUsuńZgago ( urzekło mnie Twe miano) z okazji nadchodzących ŚWIĄT ,życzę samych wspaniałości
z centralnej - Gryzmo
,,KUchnię polską'' posiadłam dopiero rok temu, za to bardzo pięknie wydaną...
OdpowiedzUsuńTo dopiero jest poezja! Boleję nad brakiem dzieła pani Lucyny... Może jeszcze kiedyś zdobędę?
OdpowiedzUsuń,,Kuchnię polską'' dostałam w prezencie rok lub dwa temu. Pięknie wydana...
OdpowiedzUsuń....... hmmm , też mam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNo proszę! :)
OdpowiedzUsuńWypieki też czynię niechętnie... Zaledwie kilka razy w roku!
OdpowiedzUsuńMam Kuchnie Polska i Kuchnie Slaska oraz kilka jeszcze innych polskich ksiazek kucharskich, ktore sa, bo jakos tak przez sentyment, ale szczerze powiedziawszy zarastaja kurzem na polce. Natomiast korzystam z przepisow roznych kuchni swiata o czym zawsze marzylam. Pamietam jeszcze w czasach kiedy mieszkalam w Polsce kupilam ksiazke pt. Z roznych stron swiata czy cos podobnego. Czytalam i marzylam, ze kiedys moze bede miala okazje skorzystac z tych przepisow, bo oczywiscie w Polsce w tamtych czasach nie bylo skladnikow. Teraz nareszcie moge kupic wszystko, ale te przepisy z tamtej ksiazki sie do niczego nie nadaja, wiec laze po zakamarkach internetu i wyszukuje rozne perelki.
OdpowiedzUsuńJa najchętniej robię takie nowości, które poznałam osobiście, np. u znajomych czy w rodzinie. Książki bardziej czytam niż stosuję. Lubię takie, gdzie oprócz samych receptur jest jakaś anegdota...
OdpowiedzUsuń