Dla takiej pary starszych państwa jak my nie był to łatwy dzień. Choć w sumie przyjemny...
Pierwszy raz z domu wyjechaliśmy punkt dziesiąta. Krótka wizyta na pruszczańskim ryneczku, by uzupełnić zapasy warzywno-owocowe, i potem pod Kościerzynę na pogrzeb Cioci. Sama ścisła rodzina Cioci (dzieci, wnuki i prawnuki) to niemal sto osób. Do tego liczni reprezentanci krewnych ze strony Cioci i Wujka, plus sąsiedzi, znajomi itp. Dobrze ponad dwieście osób. To była zdecydowanie największa tego typu ceremonia, jakiej doświadczyłam...
Zmarznięci mocno wracaliśmy do domu na niecałą godzinkę. Szybka herbata, jakaś kanapeczka i w okolice Żukowa do E., na obchody 60-tki. A tam przyjemnie i na bogato, ale... Znaliśmy tylko Jubilatkę i jej najbliższą rodzinę, poza tym na imprezie multum całkiem obcych ludzi. Nie należymy oboje do osób łatwo nawiązujących kontakty z nieznajomymi, niestety. Szczególnie Małż. Ja sobie chociaż pogadałam z siostrą przyjaciółki...
Po dwóch godzinach znów do domu. Z odbiorem tortu dla Asi po drodze. I tu przygoda! Małż złapał wielki wypiek tak niezgrabnie, że upaprał totalnie kremem wyjściową kurtkę na wysokości żołądka... W domu mieliśmy dosłownie kwadrans na odsikanie Ery, złapanie upominków i przygotowanych przeze mnie przekąsek. Udało się jeszcze zaprać szybciutko kremowe ślady, Małż przyodział okrycie mniej reprezentacyjne i ruszyliśmy w stronę Gdyni. Po drodze zabierając z Żabianki na imprezę córkę mojej poznańskiej Marysi.
W Blues Clubie, mimo że byliśmy tam zdecydowanie najstarsi, poczuliśmy się ewidentnie bardziej ,,domowo''. Przygotowana przez nas ,,laurka'' dla Asi pt. ,,30 twarzy Bobera'' (taka córcina ksywka), inspirowana wiadomo czym, okazała się całkiem trafiona. Również tort, z takim trudem i poświęceniem dostarczony, zrobił furorę. Z lewej strony porzeczkowy, z prawej caffe latte... Dzieło naszej szefowej KGW, Izy.
Bardzo nas cieszyło, że tylu znajomych przybyło na Asi jubileusz. W zasadzie chyba wszyscy zaproszeni dotarli! Czyli circa 50 sztuk! Przyjaciele, studenci, znajomi muzycy. Ponoć zabawa trwała niemal do czwartej rano, my się wykasowaliśmy tuż przed jedenastą... A w domu, po północy, padliśmy jak kawki! I dziś od rana regenerowaliśmy siły...
Po takich "biegach" w jeden dzień to każdy by padł ;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że ta ostatnia impreza się udała, i miłe wspomnienia zostaną na lata :)
Ale ten tort musiał być pyszny! :)
To teraz spokojnego tygodnia :)
No tak, pogrzeb był rzeczywiście wielce "ludny". To ten tort był niczym nie przykryty? Jakżeście go wiezli? Ja bym chyba wykorkowała z nerwów, że mi to wszystko się rozejdzie po mnie, samochodzie itp.
OdpowiedzUsuńNo ale najważniejsze, że wszystko zdążyliście i że wszystko się udało.
Miłego, ;)
Tort był w kartonie, ale karton z jednej strony był mniej zabudowany. Gdyby został chwycony odwrotnie, nic by się nie stało.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie spokojny...
OdpowiedzUsuńCo rusz i z wielką przyjemnością słyszę że jakiś kawałek Twojej Córki gości na listach przebojów. Radio Kraków i Małopolska jest pod wrażeniem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki! A ja o tym pojęcia nie mam... Na Pomorzu raczej o Asi cicho.
OdpowiedzUsuńA ja bym chętnie posłuchał jakieś piosenki Asi w kujawsko-pomorskiem
OdpowiedzUsuńAle macie zdrowie! super
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
j
No, jeszcze mamy...
OdpowiedzUsuń