... znaleźć odpowiedzi na niektóre pytania. Chociaż na ogół języka w gębie mi nie brakuje. A są to pytania z kategorii ,,naj...''.
W wywiadach ze znanymi i lubianymi padają często pytania typu ,,twój najszczęśliwszy dzień w życiu'', ,,twój największy sukces (albo porażka)'', ,,twoje wymarzone coś..'' itp. Choć żaden ze mnie celebryta, zastanawiam się wtedy, co ja bym odpowiedziała, gdyby tak ktoś znienacka zaindagował?
Ponieważ tak się składa, że z racji mojej przypadłości wątpliwy jest w tym roku jakikolwiek letni wyjazd, zastanowiłam się dziś, czy mogę sama sobie odpowiedzieć na pytania o najlepsze z dotychczasowych wakacji. I jakoś nie potrafię!
Było przecież tego tak dużo przez sześć dekad mego żywota... Najpierw obozy harcerskie, wczasy z rodzicami i babcią, potem już samodzielne wyjazdy z przyjaciółmi, wreszcie wakacje z osobistym potomstwem, a w ostatnich latach już z samym Małżem. Mnóstwo miejsc, zdarzeń, przygód rozmaitych, a mimo to żaden ranking w głowie się ułożyć nie chce...
Bez najmniejszego problemu natomiast mogę wskazać wakacje najgorsze. Trzy takie przypadki, wszystkie z czasów, gdy byłam nieletnia. Na najniższym stopniu podium plasują się wczasy zakładowe nad jeziorem Mausz, gdzieś w latach 60-tych. Nuda straszliwa! Ciasny domek kempingowy, okropne jedzenie i nic do roboty...
Srebrny medal dla kolejnych wczasów, w Rucianem, parę lat później. Dwa tygodnie deszczu! I codziennie po śniadaniu obowiązkowe grzybobranie. W kaloszach, czego nienawidzę do dziś.
Bezwzględne pierwsze miejsce przypada mojemu pierwszemu wyjazdowi bez rodziny. W wieku ośmiu lat. Kolonie w Wielu, o których tu nie raz wspominałam. Trauma okropna...
Najgorsze odhaczone, a najlepszych wakacji nadal wskazać nie potrafię. Gdzieś blisko szczytu na pewno jest pierwszy biwak na Wdzydzach, gdzie zostaliśmy z Małżem parą. I może wszystkie trzy kilkudniowe pobyty na Węgrzech. W grę wchodzi też chyba tygodniowy rajd po Beskidzie Niskim blisko 40 lat temu.
No, to jednak coś się uzbierało! A jak tam Wasze najlepiej wspominane wakacje?
Jakby się dobrze zastanowić, to zawsze przez lata nzbiera się wspomnień. Tych dobrych i tych złych. Problem polega na tym, żeby pamiętać tylko to, co było miłe, ciekawe i wzruszało. Resztę dawno wyrzuciłam. Otaczam się samymi dobrymi emocjami. Szkoda życia na analizowanie dramatów, skoro one są obecne, czy chcemy tego, czy nie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Hmm... Zawsze się znajdzie coś pięknego a coś gorszego na wakacjach . Róznie to bywa. Fakt, najgorsze dla mnie to takie grze by padało - ale cóż. Mam zawsze szczęście, jeśli o pogodę chodzi i przeważnie na 2 tygodnie wypadu czy 3-tygodnie jako dziecko miałam 1 max 2 dni słabego deszczu lu pochmurnej pogody. :D
OdpowiedzUsuńHmmm ... najlepsze wakacje? Chyba wtedy kiedy jechała ze mną moja siostra cioteczna nad morze. Jechali i sąsiedzi (nie wiedzieliśmy o tym) - i ich syn co mi się onego czasu podobał. Miałam go w zasięgu ręki.
Hmmm ... może i też pierwszy wyjazd za granicę, na kolonie do Włoch. Nowe horyzonty, nowe miejsca, ciekawi ludzie i ciągle w głowie angielski.
A może jeszcze ...
jednak nie umiem też wybrać tych jedynych najpiękniejszych. Może jeszcze nie nastały, a nie !! Błąd. Były.
Sopot 2016r, kiedy to FRANCIO mi się oświadczył. A tak, tak. To było to. A kolejne myślę, że będą już jako rodzina.
Pozdrawiam.
Najgorsze to wiem- moje kolonie letnie po I klasie szkoły podstawowej.Trwały 4 tygodnie, które równo przepłakałam.
OdpowiedzUsuńNajlepsze? Wszystkie wyjazdy wakacyjne to rodzaj nieco innej codzienności, no może obowiązków tylko nieco mniej.
Co innego kategoria "podróże i odwiedzane miejsca", ale i tu punkt widzenia zawsze był zmienny, zależny od punktu odniesienia.
Miłego;)
Uzbierało się a i dalej się będzie zbierać, czego serdecznie życzę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witaj !
OdpowiedzUsuńZawsze miłe, udane wakacje, to urlop u Rodziców:)
Miło wspominam także Podkarpacie i Brzózę Królewską oraz Mazury- Olecko:)
Pozdrawiam słonecznie:)
Ani jednej negatywnej opinii o moich wakacjach nie znajduje w mojej pamięci,chociaż teraz jak pomyślę jednak jest. Te u sióstr mojej Mamy w dawnej NRD Z trudem wytrzymałam i płakałam ze szczęścia jak dojeżdżałam do Gliwic..Ach ta rodzina jednak prawda jest że najlepiej z nią się wygląda na zdjęciach Ale to i tak już przeszłość bo wszyscy aktorzy z tamtego czasu są już po drugiej stronie lustra...
OdpowiedzUsuńTeż byłam na koloniach w Wielu:)Paskudnie było:))
OdpowiedzUsuńCoś widać w tych koloniach było nie tak, zwłaszcza, gdy wysyłało się dziecko tak nieduże... Dzięki za wszystkie odpowiedzi!
OdpowiedzUsuńTeż po raz pierwszy pojechałam na kolonie na prawie 4 tygodnie (kiedyś kolonie tyle trwały) po 1 klasie podstawówki. Ostatni raz pojechałam po 8 klasie i tylko 2 razy pojechałam w to samo miejsce. Moja starsza siostra na kolonie pojechała 2 razy i za żadne skarby nie chciała jeździć więcej, więc to zależy od dziecka, wychowawcy, rówieśników i całego splotu innych okoliczności. Ale gdyby nie te dotowane kolonie w życiu nie byłabym w tylu ciekawych miejscach.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że wchodzę z butami... To się więcej nie powtórzy...
OdpowiedzUsuńNajlepsze wakacje...najgorsze wakacje...
- Proszę Pań, przecież ja w sumie 57 lat chodziłem do szkoły. Co, jak, wg jakich kryteriów mógłbym wybierać?
Najlepsze były te, po których na szkołę mogłem spojrzeć już tylko z zewnątrz, popukać się w czoło na wymysły p. ministra i wzruszyć ramionami na bzdety, brednie i truizmy, którymi faszerowano innych w dniu 1 września...
Zaś najlepsze będę najbliższe. Wierzę w to...bo po nich:
- Wnuczę najmłodsze pójdzie do 1. klasy podstawowej...
- Wnuczę nieco starsze - do 1. liceum...
- Wnuczę znacznie starsze do "1. klasy" na uniwersytecie...
- Wnuczę najstarsze będzie się doktoryzowało...
- Ja będę dalej pierniczał...
- A oświatowa Zalewska może mnie...
Trzynasty już rok mam tylko wakacje. Trzynastka to przecież szczęśliwa liczba.
Miłych wakacji życzę...
Moje wakacje trwają już 12 lat! I też mi może p. Zalewska skoczyć na puklerz...
OdpowiedzUsuńW Rucianem całkiem często deszcz padał, zapamiętałam takie wakacje z rodzicami, spędzone w domku campingowym nad jeziorem, kiedy też ciągle padało przez dwa tygodnie. A jako dzieciak nie bardzo mogłam wsiąść w samochód i gdzieś pojechać. Potem kiedy sama jeździłam, to już tak robiłam. Jedne z najlepszych wspomnień mam o dziwo w zeszłorocznych wakacji niedaleko Piecek, kiedy mieszkaliśmy w chacie obok gospodarstwa i codziennie budziło nas poranne beczenie owiec :)
OdpowiedzUsuńI wspaniale wspominam nasz spływ kajakowy po Krutyni!
Mazury potrafią być piękne, ale chyba niekoniecznie w lipcu....
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, że tych złych miałaś tylko trzy. Ja do 21 roku życia wakacje spędzałam albo w szpitalach na operacjach albo w sanatoriach. Kiedy żyli rodzice to w czasie moich studiów(czasami wcześniej także) zabierali mnie na wczasy, które z pracy dostawał ojciec co dwa lata. Od 1989 nie byłam ani na wczasach ani w sanatorium. Życzę miłego letniego wypoczynku.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie roku bez krótkiego choćby wyjazdu. Życzę Ci, żebyś mogła się gdzieś wybrać.
OdpowiedzUsuńwszystkie w Świnoujściu - tęsknię za tym czasem.
OdpowiedzUsuńZa zapachem morza gdy się po całonocnej podróży wychodziło z dusznego pociągu i stawało na promie, za zimnym piaskiem, za bezproblemowym czasem, ach:)
Przesyłam serdeczności.
Jakos mnie nigdy nie zagnało do Świnoujścia, a szkoda...
OdpowiedzUsuń