Nie ukrywam, że trochę się tych dni obawialiśmy. Dwaj młodzi ludzie (dziewięć i jedenaście lat), nagle wpuszczeni w spokojny żywot dwojga emerytów? Poprzedni pobyt chłopaków, półtora roku temu, nie był dla nas lekki...
Na szczęście młodzi nieco dojrzeli, a my sprytnie zaplanowaliśmy atrakcje na każdy dzień. Nie sądziłam przy tym, że sami się będziemy tak dobrze bawić...
W piątek pojechaliśmy prosto z domu Pierworodnego do Gniewina, za Wejherowem, do ,,Kaszubskiego Oka''. Wprawdzie główna z tamtejszych atrakcji (wieża widokowa, na którą wiodło 212 schodów) wzbudziła gwałtowny protest chłopaków i tylko my ją zaliczyliśmy, to jednak pozostałe się podobały.
Sobota była raczej rozrywką dla nas, bo pojechaliśmy do Lipusza, spotkać się z rodziną Zięcia. Jezioro ,,be!'', bo wnuki przyzwyczajone do aquaparków, więc piasek , wodorosty i ,,na pewno tam są pijawki''! Starszy wszedł po pas, młodszy ledwie po kostki i zaraz czmychnął na brzeg...
Niedziela to był dzień labiryntów. Dziesiątki razy przejeżdżaliśmy koło drogowskazu ,,labirynt w polu kukurydzy'', nie mając pojęcia, że może tam być coś ciekawego. Tymczasem obiekt okazał się bardzo ciekawy. Kukurydziany przeszliśmy nie bez problemów w godzinkę. Natomiast labirynt drewniany nas pokonał. Nie zdołaliśmy zaliczyć wyznaczonego zadania... Zabawa jednak była przednia, chłopcy się wybiegali, my też!
Najciekawszy okazał się ostatni dzień. Namiar na Dinopark w Malborku dostarczyła nam Beatka. I to był strzał w dziesiątkę! No, tanio nie było, ale warto. Szczególne wrażenie (oprócz alei ,,ruchomych'' dinozaurów) zrobił na nas film w 5D. Z pięciu proponowanych filmików wybraliśmy ten, który według słów bileterki, zawierał najwięcej efektów. Oj, były efekty, takie, że chwilami zamykałam oczy, a dzieci obecne na seansie, darły się wniebogłosy! Nasza młodzież też była nie od tego.
Z duża satysfakcją patrzyliśmy też, jak nasze maluchy pokonały trudną trasę w parku linowym, jak wspaniale radzili sobie w strzelaniu laserami itp.
W domu spędzaliśmy czas na grach, których Seba i Staś nawieźli całą torbę. W osłupienie wprawiła mnie ilość naleśników, które potrafili zjeść nasi młodzi goście. Na jedno posiedzenie pochłonęli tyle, ile nam dwojgu wystarcza na trzy obiady. Ale w sumie dzieci mające apetyt to brak kłopotów...
Od jutra powrót do naszej małej stabilizacji...
Od poniedziałku my też będziemy dostarczycielami opieki i atrakcji dla naszych Krasnali.Wracają z wakacji z rodzicami w niedzielę wieczorem.Nie fajnie się to rysuje, bo są i będą nadal upały, a my ostatnio jakoś gorzej je tolerujemy.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Oj, mnie też upały męczą od zawsze, a teraz już zupełnie. Zreszta mam obowiązek unikać!
UsuńDla mnie godnym zauważenia jest fakt, że Wasze Wnuki spędziły ten czas z Wami, a nie z tabletem, smartfonem czy innym elektronicznym gadżetem. Super!
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Na szczęście tablety zostały w domu rodziców...
UsuńZaplanowane atrakcje zrobiły na mnie wrażenie. Gratuluję pomysłowości i kondycji oczywiście, bo się nią wykazaliście. "Jak apetyt gościom dopisuje, to gospodyni się raduje". Dzieciakom dalszych wspaniałych chwil życzę, a Wam odpoczynku.
OdpowiedzUsuńSpecjalna kondycja nie była potrzebna, no może poza wejściem na wieżę...
OdpowiedzUsuń