Nasze osiemnaste Piernikalia udane, jak wszystkie poprzednie. Tym razem wyjątkowo zjechaliśmy się wszyscy tego samego dnia. Pogoda też dopisała jak nigdy, po raz pierwszy nie zaliczyliśmy żadnej burzy ani deszczu. A i upał nie dał się szczególnie we znaki... Iga szalała, odniosła nawet kilka kontuzji, ale w sumie nie było z nią kłopotu, szczególnie, że Zosia - dziewięcioletnia wnuczka Haliny - zapewniała małej wyjątkowo troskliwą opiekę.
Zaraz po powrocie rzuciłam się, nie całkiem z własnej woli, do robienia przetworów. Musiałam oberwać czarna porzeczkę, która przez sześć dni mojej nieobecności dojrzała. W dodatku znajomy z pruszczańskiego ryneczku skusił skutecznie okazyjną ceną malin, więc i te przerobiłam (głownie na nalewkę...). A na dziś mam obiecane wiśnie, więc pracowita sobota czeka!
W niedzielę nieco odsapnę, bo starsze dziecka zaprosiły na, trochę opóźnione, urodziny obu wnuków. Dziewiąte i jedenaste! Czas leci niesamowicie... Pierworodny usilnie namawia nas do wzięcia chłopaków na kilka dni w czasie wakacji. Fakt, że chwilowo nigdzie się nie wybieramy, jednak ta perspektywa odrobinę mnie przeraża. W dzień jest z chłopcami w porządku, natomiast problemy pojawiają się, gdy mają iść spać. Wtedy hałas, bójki itp. Staś - anioł dzienny - zmienia się w nocnego upiorka. Nie na nasze nerwy. Ale cóż, trzeba będzie to jakoś wytrzymać?...
Podrzucisz przepis na nalewkę z malinek?
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Jaki przepis? Na oko robię. Wrzuciłam ok. 1,5 kg malin do słoja, do tego pół litra spirytusu, litr wódki i mniej więcej szklanka cukru, bo nie lubię, gdy nalewka jest zbyt słodka. Teraz to postoi ze dwa miesiące i już!
OdpowiedzUsuńDzięki! Jutro będę miała dużą porcję malinek, to pokombinuję!
OdpowiedzUsuń