W czwartek byłam goszczona przy okazji zebrania Koła. Nasze dwie koleżanki rzuciły się na głęboką wodę i otworzyły w powiatowym grajdołku kawiarenkę. Bardzo miłe, przytulne miejsce, z pysznymi ciastami... Niestety, frekwencja nie dopisała, choć do omówienia były ważne sprawy.
Wczoraj pierwszy od zimy zlocik. Jesteśmy tylko cztery, a umówienie się, by każdej pasowało, graniczy z cudem. Jednak w końcu się udało! Zaczęłyśmy o osiemnastej, a potem nagle się okazało, że jest 23.30, a przed nami jeszcze tyyyle tematów... Jednak rozsądek nakazywał, by się rozejść.
W menu pasztet z cukinii (Dorota), sałatka ziemniaczana (Hala), pieczone cukinie z suszonymi pomidorami (Beata) i tarta z grzybami (ja). Plus przegryzki rozmaite. I winko, oczywiście!
Dziś znów goście u nas. Małż został poproszony przez towarzystwo z expracy o zorganizowanie wycieczki rowerowej po naszych Żuławach. Bardzo się przyłożył do zadania, opracował starannie trasę, załatwił zwiedzanie atrakcyjnych miejsc oraz obiad w naszej pobliskiej restauracji. Do nas ekipa miała zawitać na kawę i deser.
Optymistyczny wariant zapowiadał przybycie cyklistów na trzynastą. Jednak trudy podróżowania w upale, dłuższe niż planowano zwiedzanie, a także błogie biesiadowanie przy obiedzie sprawiło, że goście dotarli dopiero przed szesnastą. A ja czekałam... W niemałym stresie, wszak ludzie mi nieznani kompletnie. Nie przepadam za podobnymi sytuacjami.
Na szczęście wizyta przeszła bezboleśnie, goście odpili kawę, pochłonęli ciasto i michę owocowej sałatki, po czym ruszyli w drogę powrotną do Gdańska. Dokładnie w momencie, gdy zaczęła się ulewa! Odradzałam, ale się uparli. Potem dopiero Małż (który postanowił ich jeszcze kawałek odprowadzić) zeznał, że przez 20 minut stali pod dachem naszego przydomowego młyna, czekając by opad nieco zelżał. - Dlaczego nie weszliście do domu? - spytałam. - Jaki sens stać 20 metrów dalej? - Tak chcieli! - odrzekł...
Niedzielę postanowiłam spędzić na leżąco...
Rozumiem spoznieniem i bym wybaczyla, ale trzygodzinne czekanie… o nie! Czyli na tym przykladzie ucze sie, ze zadnych takich spotkan w domu :)
OdpowiedzUsuńNiedziele mam, jak do tej pory tez kezaca :)))
Leniwa niedziela okazała się pełna niespodzianek. Na szczęście bardzo miłych...
UsuńZakładowe wycieczki są trudne do opanowania, a punktualność do osiągnięcia niemożliwa
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I tak dobrze, że nie była to zakładowa wycieczka na grzyby...:)))
UsuńNie użyłaś komórki by dowiedzieć się, czy jeszcze żyją, a jeśli tak to o której będą? Jako żona wielce niepunktualnego faceta opracowałam cały zestaw przepisów, do których musiał się biedak przystosować, między innymi jest tam ważny punkt- obowiązek powiadamiania o wszelkich możliwych opóznieniach.
OdpowiedzUsuńPasztet z cukinii- mimo wszystko wolę z mięsa, może być nawet z kurczaka ew. z ryby. Z cukinii to robię tylko mizerię, kiszę ją też jak ogórki lub smażę w postaci placków, tak jak kartoflane, czyli starta na grubo cukinia, jajko i mąka kartoflana + przyprawy.A smażę na oleju kokosowym lub maśle klarowanym.
Ty masz niedzielę leżącą, a ja po setnych upałach mam niedzielę porządkową, bo jest tylko +26 e cieniu i chwilami nawet coś wieje.
Miłego;)
"porządkową"
Nie dało się poleżeć. W zamian bardzo przyjemne wizyty... Nie u nas!
OdpowiedzUsuńNiedziel przed Tobą jeszcze wiele, więc na pewno w jakąś uda się poleżeć. Koleżankom z kawiarenki życzę wielu klientów, a paniom klubowiczkom innych równie smakowitych i ciekawych tematycznie spotkań.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń