Bardzo rzadko zdarza mi się cokolwiek zgubić. Nie, żebym była aż taka zorganizowana, po prostu pamięć jeszcze dobra... Tylko parasole były zawsze w tym aspekcie moją piętą Achillesa, ale postanowiłam nie posiadać, więc i nie zostawiam gdzie popadnie.
Czasem jednak zawieruszy się gdzieś jakiś drobiazg, papierowy najczęściej. I ważny co gorsza... Na przykład umowa z firmą wywożącą śmieci. Gmina zaapelowała, by sprawdzić termin wygaśnięcia takowej i rozwiązać do końca 2012, bo wiadomo, organy samorządowe w 2013 śmieci przechwytują.
Szukałam tego papierka już jakiś czas temu, gdy zarządzono akcję ,,Posesja'' i każdy obywatel miał się wykazać dokumentami w kwestii śmieci i ścieków. Ścieki mam, śmieciowej umowy nie! Powtórnie dziś przeszukałam teczki. Nic! Pocieszam się tylko tym, że może inni też nie posiadają?... Wiem, kiepska pociecha, ale w kupie zawsze raźniej!
Nieoczekiwanie natomiast odnalazłam dwie kartki, o których sądziłam, że powędrowały dawno do zsypu w Gdyni. Z zaleceniami, jak postępować z chorymi na Alzheimera w przypadku dziwnych zachowań. . Będę mogła je wysłać Czytelniczce Kamili, której bardzo na tych poradach zależało!
Tak się na wstępie pochwaliłam ,,niegubieniem'', a tymczasem... Jeszcze w październiku nabyłam pierwszy prezent gwiazdkowy. Dla Asi. Drobiazg, raptem za 16 złotych, ale wiedziałam, że się córci spodoba. Był to kuchenny fartuszek, czerwony, na dole widniała klawiatura fortepianu, a na gorsie czterech czarnoskórych jazzmanów dmących w saksofony, puzon i trąbkę.
Wszystkie podarki spisywałam pracowicie, wraz z cenami, by zadośćuczynić sprawiedliwości wobec obdarowywanych. Tak nas bowiem uczyło Mamidło. Potem zapakowane odhaczałam ,,ptaszkami''. Na koniec został jeden nieodhaczony - fartuszek! Wiedziałam, że na pewno nie zabierałam go z Gdyni w pielesze. Ale na wszelki wypadek poddałam rewizji oba mieszkania. Kilkakrotnie. Bez rezultatu! Diabeł ogonem przykrył...
Sister pocieszała, przypominając, że to w pewnym sensie rodzinna tradycja. Rzeczywiście przez kilka lat tak było, że już po rozdaniu i obejrzeniu wszystkiego, nagle ktoś wykrzykiwał: - Zaraz! Tu czegoś brakuje!
,,Brak'' bywał odnaleziony jeszcze podczas Wigilii, ale zdarzało się, że dopiero po kilku dniach. Ale się zawsze dotąd odnajdywał! Tymczasem po fartuszku ani śladu, choć ponownie przeszukałam co się dało.
Nie ukrywam, że zalęgło się we mnie podejrzenie, iż to może być sprawka Mamidła. Wszak urządza nam regularne przeglądy dobytku, gdy wyjeżdżamy. Z drugiej jednak strony Mama posiada raczej tendencje do chomikowania niż wyrzucania. To ostatnie już raczej stanowi moją specjalność. Paczuszka była płaska, ukryta w reklamówce. Może i uznałam, że to coś zbędnego?...
Wybiorę się chyba na halę i spróbuję nabyć ponownie...
***
Kilka dni temu pokazywano w kilku programach informacyjnych mini-reportaż z londyńskiego biura rzeczy znalezionych w metrze, autobusach itp. Nie do wiary, co ludzie potrafią zostawić w państwowych środkach lokomocji! Że dokumenty, portfele, komórki i parasole - rozumiem! Ale pokaźna kolekcja sztucznych paszczęk mnie poraziła! A już trzykilogramowy stek zafascynował absolutnie... Gdzie mi się tam równać z moim skromnym fartuszkiem?!
A Wy, co gubicie? I czy bywa tu ktoś, kto nigdy niczego nie postradał?
Zgago, jestes kochana! Czekam w takim razie na maila po Twoim powrocie do Gdyni.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nadchodzacym roku!
Podobno jak coś św. Antoniemu obiecasz (pod figurką w kościołach jest do tego celu specjalna skarbonka) to rzeczywiście pomaga odnaleźć. Ale spróbuj mu potem nie dać obiecanej kasy.. Nie radzę,.bo na własnej skórze poczułam jaki potrafi być ten święty. zawzięty hehe.Dostałam niezłą nauczkę.Znalazłam mój portfel zawieruszony za jego intencją. Potem zapomniałam o tej obietnicy(naprawdę zapomniałam) ale święty nie zapomniał i ciach portfel zniknął na cale kilka lat. Okazało się że go razem z ciuchami do worka w schowku wsadziłam do którego dopiero po dwóch latach przypadkowo zaglądałam.
OdpowiedzUsuńA ja czekam na Twój adres...
OdpowiedzUsuńBardziej ufam swojej pamięci, niż Antoniemu... Ale może się skuszę na modlitwę?...
OdpowiedzUsuńBardziej ufam swojej pamięci niż Antoniemu, ale nie zawadzi się pomodlić...
OdpowiedzUsuńHmmm, chodzi o adres pocztowy tj. tzw.analogowy?
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o adres e-mail, to powinnas go miec, bo wymienilysmy sie mailami przeciez?
Tutaj nie wpisuje swojego prawdziwego adresu, bo staram sie nim nie siac w internecie. I tak dosc spamu dochodzi (portale "zagospodarowuja" takie podawane w formularzach dane).
Szaliki, ach szaliki, choć bardziej to mi gdzieś kradną, niż gubię.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak trzeba oddać do biblioteki to też gdzieś znikają. Dwa razy musiałam kupować, żeby coś oddać.
I dowód osobisty - o ten, to podróżuje chyba do innego wymiaru i z powrotem!
rękawiczki, doprowadzało mnie to do płaczu lub złości bo lubię piękne a gubię 3 - 4 w sezonie. Teraz kupuję byle jakie i mi nie szkoda.
OdpowiedzUsuńMam tak samo, walnę gdzieś coś i szukam. Oczywiście zawsze na widoku żeby nie szukać i szukam. Zazwyczaj gubię czapkę, rękawiczki, parasole - notorycznie, a i pamięć... :))
OdpowiedzUsuńWg mnie, właśnie do takich celów służyła /w poprzedniej wersji blogowej/ zakładka "NAPISZ DO MNIE".Wpisywałam tam czasami swoje sugestie itp.informacje-nie dla ogółu.Ale skoro Zgaga stwierdziła ,że tam nikt nie pisał, to nie wiem.......A teraz akurat by się przydało........
OdpowiedzUsuńJa bym sie tak nie spieszyła z zakupem drugiego faruszka.Dobrze schowany powoli się znajdzie /na pewno w najmniej spodziewanym momencie/ i na przyszłe święta będzie "jak znalazł".
OdpowiedzUsuńPrzemyśl to ...............
Pozdrawiam
Gubiłam nagminnie parasolki, więc zrezygnowałam z nich, rękawiczki również często przepadają, ale największy ambaras mam z kupowaniem soli, gubię myśl o jej kupieniu ;)
OdpowiedzUsuńNotorycznie gubię myśl o nabyciu soli
OdpowiedzUsuńNie pamietam zebym cos zgubila, zawieruszyc owszem zdarza mi sie notorycznie, bom balaganiara, ale zgubic... chyba nie.
OdpowiedzUsuńJa to szukam specjalnych termicznych skarpetek kupionych dla mojego ojca dwa lata temu i nie ma!
OdpowiedzUsuńO, zielone tło:)
Wciąż czegoś szukam.... Dziś na przykład szukałam kartkówek cennych na wagę złota niemal... Na szczęście znalazłam, ufff... Ale i tak najbardziej zachodzę w głowę jak mogłam pójść do pracy zapominając wszystkiego... Z torebką na ramieniu wymaszerowałam sobie z domu w połowie drogi uświadamiając sobie, że mam puste ręce... Pal sześć te książki, ale jak to tak bez jedzenia?... ;)
OdpowiedzUsuńKlasówek nigdy nie zgubiłam, ale raz, z przyczyn nie całkiem obiektywnych, zasymulowałam zagubienie... Bo mi się okropnie żal zrobiło dzieciaków!
OdpowiedzUsuńZielone tło? Przecież jest od zawsze...
OdpowiedzUsuńPerfekcyjna pani domu? :)))
OdpowiedzUsuńO tak! Mam to samo.
OdpowiedzUsuńRękawiczek nie nosiłam ze 40 lat. Od roku posiadam i jeszcze (odpukać!) nie zgubiłam...
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie znajdzie się! Rewizja podwójna i nadzwyczaj staranna była...
OdpowiedzUsuńPrzez 4 lata nikt się nie odezwał! Naprawdę!
OdpowiedzUsuńParasole wysuwają się bna czoło przedmiotów ,,zgubywalnych''!
OdpowiedzUsuńNajgorzej zgubić jedną... Mnie się zdarza, że pojedynczy kolczyk ginie.
OdpowiedzUsuńDokumentów strzegę jak źrenicy oka, ale raz mi ukradli!
OdpowiedzUsuńJa to notorycznie chowam ,żeby nie zgubić głównie papiery i zapiski a w chowaniu jestem tak rewelacyjna że potem szukam całymi dniami bo miało być pod ręką. A jak znajdę to często się zastanawiam jaka to myśl w mojej głowie kazała mi daną rzecz schować akurat w tym miejscu.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że odnajdujesz!
OdpowiedzUsuńA ja też mogła bym baaardzo prosić o te wskazówki na Alzheimera ?
OdpowiedzUsuńPliiis... z tatusiem coraz większe problemy...
jower@autograf.pl
Postaram się zdobyć kolejny egzemplarz w sobotę, ale nie mogę obiecać, że akurat ten tekst będzie dostępny. Nie licz też na to, że są tam cudowne recepty, po prostu rady, jak sobie te dziwne zachowania ,,przerobić'' z chorym.
OdpowiedzUsuń